Bulls wygrali trzy pierwsze mecze, ale później zamiast szybko skończyć rywalizację, dwukrotnie ulegli „Kozłom”. W czwartek nie dali już jednak rywalom najmniejszych szans. „Byki” po pierwszej kwarcie prowadziły 34:16, a w połowie meczu 65:33. Zwycięstwo w play off różnicą 54 punktów jest trzecim najwyższym w historii NBA.
W drużynie z Chicago najskuteczniejszy był Mike Dunleavy, który zdobył 20 punktów. Wśród pokonanych żaden koszykarz nie uzyskał nawet dziewięciu punktów.
„Wszystko wygląda znacznie lepiej, kiedy piłka wpada do kosza” – ocenił krótko trener Bulls Tom Thibodeau.
„Będziemy lepsi. Moi zawodnicy w play off zdobyli cenne doświadczenie, a dzisiejsza porażka niczego nie zmienia. Nieważne, czy przegrywasz jednym punktem, czy 40. Przegrałeś i musisz się z tym uporać” – powiedział szkoleniowiec Bucks Jason Kidd.
Jego podopieczni w tym sezonie i tak spisali się znacznie lepiej niż się spodziewano. W poprzednich rozgrywkach Bucks byli najgorsi w całej lidze, wygrali tylko 15 z 82 spotkań. Kidd objął drużynę latem i uzyskał z nią bilans 41-41.
Bulls rywalizację z Cavaliers rozpoczną od dwóch wyjazdowych meczów. Pierwszy zaplanowano na poniedziałek.
Remis 3-3 jest natomiast w konfrontacji Los Angeles Clippers – San Antonio Spurs. Minionej nocy stan rywalizacji wyrównała ekipa z „Miasta Aniołów”, która wygrała na wyjeździe 102:96.
Od początku ta seria uchodziła za najbardziej wyrównaną i spełnia oczekiwania. Do przerwy było 51:51. W drugiej połowie Spurs nawet przez moment nie prowadzili, ale goście o zwycięstwo musieli walczyć niemal do ostatniej sekundy.
Podopieczni trenera Doca Riversa dwa mecze we własnej hali przegrali po błędach popełnionych w końcówce. Tym razem nie dopuścili do głupiej starty i skutecznie wykonywali rzuty wolne, przez co na nic zdały się szalone rzuty za trzy punkty rezerwowego Marco Belinellego.
Włoch był najjaśniejszą postacią Spurs. Zdobył 23 pkt, trafiając m.in. siedem z 11 rzutów zza łuku. Zawiedli natomiast przede wszystkim Kawhi Leonard i Francuz Tony Parker. Łącznie trafili tylko siedem z 27 rzutów z gry.
„W ataku graliśmy po prostu słabo. Nie ma na to żadnej wymówki. Powinniśmy się wstydzić za taki występ w meczu, który mógł nam dać awans” – podkreślił trener Spurs Gregg Popovich.
Wśród zwycięzców najlepszy był Blake Griffin. Na swoim koncie zapisał 26 pkt, 12 zbiórek, sześć asyst i cztery bloki. Nie popełnił żadnej straty. W drugiej połowie właściwy rytm złapał Chris Paul, który mecz zakończył z dorobkiem 19 pkt i 15 asyst.
„Chris w drugiej połowie wreszcie przeszedł na tryb ataku. Był bardziej agresywny. To świetny zawodnik, a ja niestety wciąż muszę go przekonywać, że potrafi zdobywać punkty” – przyznał Rivers.
Siódmy mecz odbędzie się w sobotę w Los Angeles. Na zwycięzcę czekają koszykarze Houston Rockets, którzy wcześniej uporali się z Dallas Mavericks 4-1.