
Mało komu zaimponowała wygrana Rosjan z Kazachstanem 6:4 w drugiej serii spotkań. Skupiono się raczej na brakach w przygotowaniu defensywnym Sbornej, jakie obnażyli Kazachowie. By wkupić się w łaski kibiców, gospodarze turnieju potrzebowali wygranej z Łotwą, ale rywal zaszedł już za skórę dwóch faworytów i miał ochotę na sprawianie kolejnych niespodzianek.
Wolny i mało atrakcyjny początek meczu z pewnością nie był po myśli Rosjan. Najbardziej z takiego obrazu gry zadowoleni byli Łotysze, którym zapewne w głowach już chodziła myśl o kolejnych punktach. Groźnych strzałów i akcji podbramkowych było jak na lekarstwo, a z większości podań i jazdy na łyżwach wynikało po obu stronach niewiele.
Plan minimum, czyli osiągnięcie prowadzenia, Rosjanie spełnili tuż po rozpoczęciu drugiej tercji. Paweł Daciuk ładnym krzyżowym zagraniem „uruchomił” Artiemija Panarina, a rewelacja rozgrywek NHL złożyła się do strzału w sposób idealny – 1:0.
W odróżnieniu od poprzedniego spotkania, po zdobytym golu hokeiści Rosji utrzymali koncentrację i nie spoczęli na laurach. Udane interwencje w obronie próbowali zamieniać na szybkie ataki. W jednym z przypadków dało to kolejnego gola.
Za atakowaną bramką gumę wywalczył Panarin, filigranowy napastnik nie bał się powalczyć w strefie, gdzie można narazić się na potężne uderzenie ciałem. Skrzydłowy odegrał pod bramkę, Szipaczjow zamarkował strzał, ale oddał z pierwszego krążka do Dadonowa. Ten ostatni dopełnił formalności – 2:0.
W ostatnich 20 minutach swoją filozofię gry w hokeja wciąż prezentowali Rosjanie i to ze skutkiem bramkowym. Seria kombinacyjnych zagrań wzdłuż i wszerz tercji ataku pomiędzy Panarinem i Dadonowem skończyła się na będącym niemal na linii bramkowej Szipaczjowie, w 48, minucie było więc 3:0. Dziesięć minut później Artiemij Panarin zdobył swoje drugie trafienie i czwarty punkt ustalając rezultat na 4:0.