
Sobotnie spotkanie zajmującej piąte miejsce w rankingu WTA Tour Radwańskiej miało zupełnie inny przebieg niż jej poprzednie pojedynki w tych zawodach Wielkiego Szlema. Krakowianka rozpoczęła inauguracyjną partię spokojnie i długimi wymianami chciała zmęczyć potężniej zbudowaną rywalkę. To jednak niżej sklasyfikowanej Pawliuczenkowej (30. na światowej liście) wychodziło niemal każde zagranie, a 24-letnia Polka nie wystrzegała się błędów.
Co prawda to ona, jako pierwsza uzyskała przełamanie w czwartym gemie, ale po chwili w ten sam sposób zapunktowała dwa lata młodsza Rosjanka i to głównie dzięki pomyłkom „Isi”. Ta ostatnia w dziesiątym gemie prowadziła 30:15 i miała szansę na wygranie tej odsłony, ale ponownie zaczęła popełniać proste błędy. W kolejnym była o krok od objęcia prowadzenia 6:5, ale grająca konsekwentnie przeciwniczka całkowicie przejęła inicjatywę. Pawliuczenkowa wykorzystała pierwszą piłkę setową, gdy przelobowała znajdująca się bliżej siatki Polkę.
Urodzona w Samarze tenisistka kontynuowała dobrą passę jeszcze na początku drugiej odsłony, zapisując na swoim koncie zwycięstwo w dwóch kolejnych gemach. To było jednak wszystko, co udało jej się zdziałać w tym secie. Sytuacja bowiem zupełnie się odmieniła. Krakowianka zaczęła stawiać większy opór i doprowadziła do wyrównania, a jej przeciwniczka całkowicie się pogubiła.
To ona myliła się teraz niemal na każdym kroku (w tej odsłonie zanotowała 17 niewymuszonych błędów, a całym spotkaniu 49, przy – odpowiednio – czterech i 19 po stronie drugiej z zawodniczek), co skrzętnie wykorzystała Radwańska. Jej atutem był także serwis, dzięki któremu punktowała bezpośrednio pięć razy, a Rosjanka nie posłała ani jednego asa. W decydującym momencie siódmego gema sędzia początkowo uznał, że podanie Polki było autowe, ale po zażądanej przez nią weryfikacji okazało się, że piłka wylądowała w polu. Po chwili podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego przypieczętowała zwycięstwo w tej partii.
W przerwie jej rywalka poprosiła o możliwość skorzystania z pomocy fizjoterapeuty, choć w sobotę w Melbourne nie ma już upału, który tak bardzo dokuczał wszystkim zawodnikom w poprzednich dniach. Telewizyjni komentatorzy uznali, że może być to zagranie taktyczne ze strony Pawliuczenkowej, ale nawet jeśli, to na niewiele się ono zdało. 22-letnia tenisistka prawie nie podjęła walki w trzecim secie. Radwańska zaś popisywała się technicznymi zagraniami i wychodziła zwycięsko z nieraz bardzo trudnych sytuacji. W szóstym i siódmym gemie dopadła ją chwilowa niemoc, ale nie miała ona poważniejszych konsekwencji. Polka zakończyła spotkanie przy pierwszej piłce meczowej po dwóch godzinach i 15 minutach spędzonych na korcie.
Zawodniczki zmierzyły się po raz piąty w karierze. Czterokrotnie lepsza była bardziej doświadczona krakowianka (trzeci raz na twardej nawierzchni). Ich poprzedni mecz – wrześniowy finał turnieju WTA w Seulu – również skończył w trzech setach sukcesem „Isi”.
Hisense Arena ponownie okazała się dla niej szczęśliwa. To na tym drugim co do wielkości korcie Melbourne Park pokonała wcześniej Julię Putincewą z Kazachstanu (112. w rankingu WTA) 6:0, 5:7, 6:2 i Białorusinkę Olgą Goworcową (98.) 6:0, 7:5. Pawliuczenkowa była jej pierwszą rozstawioną rywalką w tegorocznych zmaganiach w Melbourne.
Najlepszym wynikiem 24-letniej Polki w Australian Open jest ćwierćfinał, do którego dotarła cztery razy – w 2008 roku i w trzech ostatnich edycjach.
O piąty udział w tej fazie rywalizacji zmierzy się ze zwyciężczynią konfrontacji między Dunką polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki (nr 10.) i Hiszpanką Garbine Muguruzą.
Krakowianka, która w sobotę zagwarantowała sobie premię w wysokości 135 tysięcy dolarów australijskich, jest ostatnim przedstawicielem polskiej ekipy w singlu. W piątek w trzeciej rundzie odpadł rozstawiony z „20” Jerzy Janowicz, na wcześniejszym etapie wyeliminowany został Michał Przysiężny, a mecze otwarcia przegrali Katarzyna Piter i Łukasz Kubot.