Na pole walki wyszło ok. tysiąca rycerzy. Rekonstrukcja bitwy odbywała się zgodnie z wersją opisaną przez kronikarza Jana Długosza i Henryka Sienkiewicza w „Krzyżakach”: najpierw posłowie krzyżaccy próbowali sprowokować króla Jagiełłę wręczając mu dwa nagie miecze. Gdy już doszło do potyczki jej losy przechylały się to na stronę polsko-litewską, to na krzyżacką ale blisko godzinna bitwa zakończyła się tak, jak powinna: zginął Wielki Mistrz a jego wojska przegrały z połączonymi siłami polsko-litewskimi.
Tak naprawdę jednak wszystkich grunwaldzkich rycerzy pokonała w tym roku pogoda. Ponieważ od piątkowego poranka niemal bez przerwy w Grunwaldzie padał deszcz tamtejsze pola i obozowiska zamieniły się w przestrzenie grząskie, śliskie i niebezpieczne dla ubranych w metalowe zbroje rycerzy. Wszyscy oni przed bitwą zapowiadali, że będą zmuszeni do większej niż zwykle uwagi, ponieważ upadek na śliskiej nawierzchni, jak mówili, mógł się dla nich zakończyć poważną kontuzją (metalowe buty, które zakładają zbrojni ważą ok. 2 kg). Na szczęście podczas rekonstrukcji obyło się bez większych wypadków.
Choć Bitwa pod Grunwaldem w 1410 roku była bitwą konną w sobotę na pole walki wyszło niewiele koni. Z powodów finansowych w tym roku i tak miało być ich mniej, z niektórych z zamówionych wcześniej zrezygnowano z powodu tego, że łąka, na której odbywała się bitwa była podmokła i śliska.
Porośnięte trawą grunwaldzkie łąki nasiąkły wodą tak mocno, że zamieniły się w bajora. W rycerskich obozach błota było po kostki, rycerze gdzie tylko mogli kładli wiązki słomy, która ułatwiała im poruszanie się po błocie. Wiele kobiet i ci z mężczyzn, którzy nie brali udziału w bitwie brodziło po błocie boso.
Siąpiący deszcz skutecznie odstraszył widzów – tegoroczną rekonstrukcję oglądało nieporównywalnie mniej osób niż w latach, gdy nad Grunwaldem świeciło słońce.