Trochę minęło od dnia, gdy uroczyście adoptowałam Scully i Muldera jako drugich rodziców (telewizor mi świadkiem). Wystarczy jednak kilka kilometrów w głąb szkockich gór, żeby obudzić to, co we mnie spało snem niemal kamiennym. Okolice osławionego jeziora są połączeniem scenerii „Z archiwum X” i „Miasteczka Twin Peaks”. „Te lasy kryją w sobie zło” – tak chyba to szło. Ciarki przechodzą mnie do dziś, za nic nie zostałabym tam sama na noc pod namiotem.
Obalanie mitów jedynie podsyca ludzką wyobraźnię. Przygotowując się do wyprawy poznałam wiele teorii o tym, co też mógł widzieć w toni jeziora ten, co na początku ubiegłego wieku ogłosił światu odkrycie Nessie. Że plejozaur, że drzewo, że koń, że słoń. Ale im więcej tego, tym bardziej legenda przyciąga. Tym częściej od brzegu odbijają statki z turystami.
Tajemnica Loch rozwikłana
Wyobraź sobie całą ludzką populację świata, pomnóż to przez dziesięć. Tylu ludzi mogłoby wejść do jeziora, a woda by je przykryła. Szkoci jeszcze twierdzą, że gdyby zlać całą wodę ze wszystkich szkockich jezior i rzek, to wciąż nie udałoby się zapełnić Loch Ness. Aż dziw, że nie skąpią dla takich eksperymentów.
Zanim dotrę do celu, przyjdzie mi przemierzać highlands, czyli szkockie góry. Trudno ująć w słowa piękne widoki, które dane było mi zobaczyć. To tak jakby na polskie Mazury przenieść trochę Bieszczad, z tą różnicą, że u nas nie kręcili ani Harry’ego Pottera, ani Monty Pythona, ani Bonda. Mówi to samo za siebie.
Ale oto już jestem, jest Loch! Małe rozczarowanie – to nie to jezioro. Za chwile kolejne. Też Loch! A mówiła mama – ucz się języków. Okazuje się bowiem, że „loch” po szkocku znaczy tyle co „jezioro”. A do tego, co trzeba, jeszcze cały kawał drogi.
Ness to też niezły kawał… wody. Jezioro o długości ponad 35 km można objechać lub przepłynąć. Co ciekawe, przepłynąć można kilka jezior ciurkiem. Ness jest częścią Kanału Kaledońskiego, który ciągnie się przez ponad sto kilometrów. Skomplikowany system akweduktów i śluz łączy cztery jeziora, z których Loch Lochy swoją nazwą bije wszystkie na głowę.
Czarne wody Ness
W paranormalnym szale wielu nawet nie wie, że na brzegu Loch Ness stoją ruiny twierdzy z XIII wieku – Urquhart. I wcale nie potwór tę twierdzę poniszczył, tylko czas. Niegdyś ważny
punkt militarny w szkockich wojnach o niepodległość, dziś z zamku zostało niewiele. Lecz trzeba przyznać, że na tle Ness prezentuje się efektownie. Miejscowi przekonują, że jeżeli Nessie istnieje, to mieszka w grotach Urquhart. Pewnie ci z drugiego końca jeziora mówią to samo. Tylko o swoich grotach.
Jezioro bezwzględnie broni dostępu do swoich tajemnic. Już na głębokości dziesięciu centymetrów trudno cokolwiek dojrzeć. Może to być kolejny dowód na istnienie (para)prehistorycznego gada. A może tak jest dlatego, że do Loch Ness wpada wiele górskich strumieni. Znoszą one torf i woda wydaje się być niemal czarna.
Niezwykle fascynującym zjawiskiem na Loch Ness jest gra światła. Pogoda w Szkocji jest zmienna. I pisząc zmienna, mam na myśli bardzo zmienna. W ciągu jednej godziny potrafi się zachmurzyć, rozpogodzić, spaść deszcz, znowu zachmurzyć, popadać konkretnie, ponownie się rozpogodzić. W czasie, gdy sobie spokojnie płyniesz na wysokości kilometra dziesiątego, na piętnastym może padać deszcz, a nieco dalej – świecić słońce. W tym momencie twoim oczom ukaże się niesamowity widok – woda w jednym miejscu będzie ołowiana, wręcz czarna, w innym granatowa, w jeszcze innym – błękitna.
Pora ruszać dalej. Kilometry wody przede mną, kilometry za mną i ok. 200 metrów pode mną. Czarnej, gęstej (na ile to możliwe), niebezpiecznej wody. Oby w hotelu pamiętali o rybkach.
Link do strony.