
W połowie czerwca Litwa wprowadziła zakaz przewozu towarów z i do obwodu kaliningradzkiego przez swoje terytorium. Chodzi o rzeczy, które znajdują się na liście sankcji UE. Następnie decyzja ta spotkała się z oburzeniem Rosji.
Komisja Europejska wydała dodatkowe wytyczne dotyczące tranzytu do obwodu kaliningradzkiego przez Rosję. Według nich Litwa musi pozwolić Moskwie na import towarów objętych sankcjami.
Wyjątkiem jest broń lub technologia objęta sankcjami wojskowymi. Nadal nie będzie możliwy transport drogowy, m. in. stali i cementu, zakaz ten nie będzie dotyczył transportu kolejowego.
Okazuje się, że Litwa uwzględni dyrektywy Komisji Europejskiej dotyczące transportu kolejowego zi do Kaliningradu. Poinformowała o tym premier Ingrida Šimonytė w czwartek. Na Litwie decyzja Komisji Europejskiej spotkała się z falą krytyki. Niektórzy litewscy urzędnicy twierdzą, że władze w Moskwie uznają tę decyzję za oznakę słabości. Inni postrzegają to jako dyplomatyczną porażkę rządu litewskiego.
Decyzja ta zwiększyła wewnętrzne napięcia polityczne
„Da się zauważyć duże rozczarowanie decyzją Komisji Europejskiej. Oczekiwania ze strony większej części litewskich polityków były bardzo wygórowane” – stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską litewski dziennikarz Witold Janczys.
Podkreślił, że „decyzja Komisji Europejskiej nasiliła wewnętrzne napięcie polityczne”. „Opozycja wykorzystuje to w swojej, coraz ostrzejszej, krytyce rządu i samej premier. Szef litewskiego MSZ również znalazł się pod ciężkim ostrzałem argumentów politycznych” – oznajmił.
Dodał, że „mniejsza część polityków i ekspertów reprezentuje bardziej stonowane podejście”. „Uważają, że — mimo tego, że oczekiwania Litwinów były wygórowane — decyzja podjęta przez Komisję Europejską nie jest zupełnie porażką dyplomatyczną Litwy” – dodał.
Dziennikarz zauważył, że mimo wszystko Litwa nadal może kontrolować to, co jest przewożone na jej terytorium.
Rosjanie odnoszą sukces, jakiego oczekiwali
„To, brzydko mówiąc, zjedzenie własnego języka przez Komisję Europejską” – ocenił w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador Polski na Łotwie i w Armenii Jerzy Marek Nowakowski.
Zaznaczył, że „pierwsze trzy pakiety sankcyjne jasno określały, na czym polegają sankcje i zabraniały one tranzytu”. „W kolejnych pakietach sankcyjnych nie było to jasno powiedziane i zostało zinterpretowane przez Komisję Europejską w taki sposób, że tranzyt pomiędzy dwoma częściami Rosji jest możliwy bez sankcji. To oznacza, że Litwa traci możliwość kontroli towarów, które są przewożone przez ich terytorium” – podkreślił.
Dodaje, że „w gruncie rzeczy Rosjanie odnieśli sukces, na który liczyli”. „Rosyjskie myślenie jest myśleniem w modelu budowania korytarzy. Udało im się doprowadzić do tego, że Komisja Europejska potwierdziła, że taki — w istocie eksterytorialny korytarz — przez terytorium Litwy mają” – powiedział.
„Obecna sytuacja to też uderzenie w interesy Polski”
„Powinniśmy patrzeć na to z ogromnymi obawami — zaznacza Jerzy Marek Nowakowski. Dlaczego? „To może oznaczać, że Rosjanie, za chwilę, ponownie zażądają tranzytu drogowego przez terytorium Polski. Droga łącząca Białoruś z Kaliningradem właśnie przez nasz kraj przebiega” – dodał.
Nowakowski zaznaczył, że „obecna sytuacja to nie tylko uderzenie w interesy litewskie czy szereg państw bałtyckich, ale i interesy Polski”. „Znajdziemy się wówczas w sytuacji, w której będzie nam trudno odmówić przewożenia towarów, które są objęte sankcjami” – powiedział.
„Litwa może albo dostosować się do decyzji Komisji Europejskiej i zacisnąć zęby — co zrobili. Drugą opcją jest wprowadzenie własnych ostrzejszych sankcji, które nie pozwolą na ten tranzyt. Ale jest to ogromne ryzyko. Litwa wystawiłaby się wówczas, bez europejskiej tarczy, na agresję czy trudne do oszacowania działania Rosji. Litwa jest w bardzo trudnej sytuacji”.
Nowakowski dodał, że to, co się dzieje wokół Litwy, to „dowód na słabość naszej dyplomacji”. „Nie potrafiliśmy obronić tego modelu sankcji. Te wobec Kaliningradu byłyby bardzo skuteczne i spowodowały duże problemy dla Rosjan. Byłyby autentycznymi sankcjami. Decyzja Komisji Europejskiej wskazuje na tendencję ich rozmywania. To bardzo niedobry sygnał” – podkreśla były ambasador.