Oprócz medalu za długie pożycie jubilaci otrzymali obraz Pałacu Prezydenckiego z podpisem prezydenta i list gratulacyjny; były dyplomy, kwiaty, torty i szampan.
Państwo Stokowscy byli wyraźnie wzruszeni odznaczeniem i zainteresowaniem. „Tyle trudu dla nas wszyscy sobie zadali. Proszę podziękować i pozdrowić od nas pana prezydenta” – mówiła do Michałowskiego pani Filomena.
Pokazując przedwojenną fotografię męża, wspominała wiosenny dzień, gdy się poznali, w Czerwonce na Podlasiu.
„Dostał akurat jakiś awans i urlop po szkoleniu w wojsku. To było na Wielkanoc, byliśmy oboje w kościele, a potem młodzież szła do domu do Czerwonki, dwa kilometry. I jakoś mu wpadłam w oko; ja wtedy inaczej trochę wyglądałam niż teraz, a on był w mundurze, ładny. Potem przyjechał z wojska znowu, była zabawa. Zaczęliśmy się spotykać i namówił mnie, a ja nie miałam jeszcze wtedy 18 lat” – wspominała. Dodała, że ksiądz żartował, że ślubu nie da, bo jest za młoda.
O zdarzeniach sprzed 75 lat opowiadał też pan Wiktor, choć – jak mówił – były wtedy ważniejsze sprawy niż oświadczyny i ślub. Pan Wiktor był żołnierzem, walczył m.in. w kampanii wrześniowej, dowodził oddziałem AK, był w partyzantce. Jego żona wspominała, że gdy wrócił po wojnie do domu, miał podarte ubranie, przestrzelony plecak, a na plecach wielką ranę. Jak mówiła, wtedy jej zadaniem było zaopiekować się nim, wyleczyć.
W końcu lat 40. ubiegłego wieku państwo Stokowscy musieli uciekać z Podlasia z powodu partyzanckiej działalności pana Wiktora. I tak osiedlili się w podwarszawskim Otwocku.
Pytana o receptę na dobre, długie pożycie małżeńskie pani Filomena bez wahania odpowiedziała: najważniejsza jest cierpliwość i wybaczenie. „Trzeba dużo cierpliwości i dużo mężowi wybaczyć, a potem dalej żyć” – powiedziała PAP.