
Z Moniką Witkowską rozmawiał Tomasz Bździkot.
Czy ma pani świadomość, oczywiście żartując, że z opowieścią o górach przyjeżdża pani do kraju bez gór?
(śmiech)Tak, mam taką świadomość. Choć chcę powiedzieć, że Litwa też ma bardzo dobrego himalaistę, który jest zresztą moim dobrym, cenionym kolegą. Mam na myśli Sauliusa Damulevičiusa. Także kraj, który nie ma gór, często ma naprawdę fantastycznych ludzi, którzy mają też górskie pasje. Tak też jest w przypadku Litwy.
Sama pani Wanda Rutkiewicz pochodziła też przecież z Litwy, dokładnie z Płungian, gdzie się urodziła. To też jest dowód, że się da. Ale też pani przecież jest drugą Polką, która po Wandzie Rutkiewicz zdobyła K2. Jakie to jest uczucie zdobyć ten jeden z najtrudniejszych ośmiotysięczników?
Taki, jak w przypadku każdej góry. Jest satysfakcja, jeżeli się uda stanąć na szczycie. Ja w swojej górskiej pasji zakładam, że mimo wszystko droga jest ważniejsza, niż sam szczyt i nie traktuję gór tak typowo sportowo. Bardziej mam takie nastawienie podróżnicze i zależy mi na tym, żeby nie tylko zaliczyć szczyt, ale przede wszystkim mieć czas na podróż. Mam jakieś takie emocjonalne podejście do gór. W swoich spinaczkach muszę mieć przestrzeń na to, żeby mieć czas na podziwianie widoków, rozmowy z ludźmi. Zainteresowanie się jakimiś ciekawymi historiami. Dotyczącymi historii, przyrody, ciekawostek związanych z danym terenem. Poza tym też chce mieć czas na swoje rozmowy z górą.
Byłam na K2 dokładnie 36 lat po wejściu Wandy Rutkiewicz. Mimo, że w międzyczasie kilka Polek próbowało wejść na K2. Im to niestety się nie udało, a dwie z nich przypłaciły to życiem. Dla mnie to, że byłam druga na tym szczycie po Wandzie, miało takie znaczenie bardzo emocjonalne. Wanda Rutkiewicz to osoba bardzo ważna w moim górskim rozwoju. Bardzo inspirująca. Ta świadomość, że jestem na tym szczycie po niej była dla mnie prywatnie bardzo ważna i też mobilizująca do dalszych działań w górach.

Poza tym K2 to przepiękna góra. Każdy dzień wspinania to jest duża radość i satysfakcja. Tak było, mimo, że miałam po drodze dużo kryzysów. Wiadomo, że trzeba pokonywać swoje słabości, że łatwo nie jest, jest zimno czy niebezpiecznie. W międzyczasie tam też trzy osoby zginęły. To są akurat takie przykre momenty, kiedy człowiek się zastanawia, czy na pewno ten cel będzie możliwy do osiągnięcia, ale ostatecznie, kiedy wszystko ułoży się pomyślnie, to jest to duża radość i satysfakcja.
Nawet gdybym nie weszła na K2 i tak miałabym z tego dużo satysfakcji. Zakładałam, że dokąd nie dojdę, to i tak będzie to moje prywatne osiągnięcie, mój prywatny rekord.
Mówiła Pani, że podczas tych wszystkich wypraw chce mieć Pani czas na rozmowy z górą. Co to tak naprawdę oznacza?
Dla mnie góra to nie tylko szczyt, to cała otoczka. Historie, które zasłyszy się przede wszystkim od ludzi, którzy mieszkają w danym rejonie, również spotkania z innymi wspinaczami. Ważne jest to, żeby tą górę próbować zrozumieć. To moje podejście jest takie trochę romantyczne…
Ale czy są himalaiści, którzy nie są romantykami? Takie podróże, wymagające przekraczania jakichś granic… Wydaje mi się, że jest w tym trochę romantyzmu.
Wydaje mi się, że trochę świat się zmienia. Coraz częściej pojawiają się osoby, które traktują góry, mam takie przynajmniej wrażenie, marketingowo. Jako cel niekoniecznie związany z pasjami, a bardziej traktują te wyprawy górskie jako możliwość wybicia się, czy zrobienia czegoś czym się będą mogli pochwalić w mediach społecznościowych, czy w ogóle w mediach. Natomiast dla mnie najważniejsza jest ta góra. Mam też taką serię wśród napisanych przeze mnie książek pod tytułem “Góry z duszą”. Właśnie to chyba dobrze reprezentuje moje podejście. Uważam, że każda góra ma taką swoją otoczką, tą duszę, i ważne jest, żeby tą górę jakoś zrozumieć.
Niestety w języku polskim brakuje takich synonimów słowa “zdobyć”. Mnie trochę, mimo że sama używam, rażą takie określenia. To słowo jest jakoś tak zakorzenione w języku polskim i brakuje jego zamienników.
Może “okiełznać”?
Też nie do końca. Ja mam wielki szacunek do natury i do gór, czy również do morza, bo to też ważna część mojej aktywności. Po prostu uważam, że z naturą się nie powinno walczyć. Jeżeli nam na przykład góra pozwoli wejść na siebie to tak się stanie. To natura rozdaje karty, a my to musimy po prostu pokornie zaakceptować. Ta taka nomenklatura wojskowa jaką mamy w Polsce nie do końca jest pełna szacunku do natury. Dopóki nie wypracujemy innego słownictwa, trzeba się na tym oprzeć.
Jednak dla mnie góry to właśnie jest ten taki romantyzm. Te góry nam czasami dają w kość, ale ja się na góry nie obrażam. Są góry, na które nie weszłam, bo po prostu zdroworozsądkowo trzeba było się wycofać. Tak było z Broad Peak’iem, sąsiednim szczytem do K2. Ale mimo, że miałam na początku taki żal do góry, dlaczego mnie nie wpuszcza na szczyt, to z drugiej strony zrozumiałam, że jest to po coś. Później jak sobie analizowałam różne sytuacje, to wiem, że gdybym uparcie dążyła do wejścia na szczyt to po prostu mogłabym z tej wyprawy nie wrócić. Góra ma też swoje plany i trzeba to uszanować.

Rozmawiamy dużo o górach, ale też oczywiście, nie tylko po górach Pani podróżuje. Ile do tej pory tych krajów udało się zwiedzić?
Jak jakiś czas temu poproszono mnie, żebym to podliczyła, to wyszło tam około 180. Podobnie jak z górami, nie jest jednak taką typową kolekcjonerką. Nie myślę o tym, żeby sobie je odhaczać, czy nakręcać się liczbą krajów w których byłam. Od takiego zaliczenia ważniejsze jest dla mnie poznanie. Nie interesuje mnie to, żeby wylądować w jakimś kraju i sobie odhaczyć, że ja tam byłam. Chcę rzeczywiście wsiąknąć w lokalne klimaty, poznać ludzi, którzy tam żyją, ich zwyczaje. Podróże same w sobie są główną moją pasją. Ważne, żeby też z tych podróży coś wewnętrznie wynosić.
Ulubione miejsce, w którym Pani była?
Zależy jakie kryterium weźmiemy pod uwagę. Są takie kraje, o których ktoś mówi, że są nieciekawe, ale to nieprawda. Pamiętam, jak jechałam do Kuwejtu i pytano mnie co tam będę robić. W Kuwejcie, sama kobieta, tam przecież nie ma nic ciekawego, tylko szyby naftowe. Tymczasem okazało się, że przede wszystkim beduini, którzy żyją na tamtejszej pustyni, są niesamowicie gościnni. Trafiłam tam na przykład na beduińskie wesele. W każdym kraju, pozornie nawet nieciekawym, jest coś interesującego.
Wszystko się okazuje w czasie podróży, a ja jestem bardzo taka otwarta na ludzi. Interesują mnie ludzie, przyroda, krajobraz. Oczywiście zabytki też, ale właśnie takie poza głównymi szlakami turystycznymi. Takie miejsca są dla mnie najbardziej interesujące. Natomiast gdybym miała wymienić tak z kontynentów, to Antarktyda mnie powaliła. To jest miejsce niezwykłe, magiczne.
Lubię bardzo tereny polarne. Choć zawsze mówię, i to brzmi paradoksalnie, że nie lubię zimna to ciągle w tym zimnie jestem. W najwyższych górach czy na rejsach, właśnie w takich rejonach polarnych. Podobnie Arktyka. To są dla mnie właśnie takie miejsca do których jakoś tak podświadomie mnie ciągnie. Ale jeżeli miałabym zrobić jakiś taki ranking, to na pewno znalazłby się tam: Nowa Zelandia czy też Turcja, która jest dla mnie bardzo takim ważnym krajem. Mówię tutaj nie tylko o tej powszechnie znanej Turcji Zachodniej, ale przede wszystkim Turcji Wschodniej. Bardzo lubię Algierię, lubię Oman, lubię bardzo Nepal, nie tylko ze względu na góry, bo jest tam wiele więcej do zobaczenia. Są takie miejsca, gdzie po prostu trafiłam na niesamowitych ludzi i takich miejsc jest naprawdę bez liku. Życia mi nie starczy, żeby do tych wszystkich miejsc wrócić, do których chciałabym ponownie pojechać i rzeczywiście jeszcze tam trafić.
Litwa, co prawda nie jest krajem tak egzotycznym jak Kuwejt, Nepal czy wszystkie inne kraje, które pani wymieniła, ale czy ma Pani zaplanowaną jakąś wycieczkę podczas tej wizyty?
Z wielkim żalem muszę przyznać, że tym razem będę tak krótko, że nie będę miała na to czasu. Ale na Litwie już kiedyś byłam. Miałam okazję zobaczyć kilka miejsc. Wilno oczywiście, W Trokach byłam. Mam jednak taki wielki niedosyt, bo wiem, że to są takie sztandarowe miejsca, które ogląda każdy turysta, a jest przecież też mnóstwo miejsc, takich perełek, które powinnam zobaczyć. Jednak już teraz obiecałam sobie, że jeszcze wrócę na pewno na spokojne zwiedzanie, takie jakie lubię. Nieśpieszne, żeby mieć okazję na jakieś takie właśnie normalne rozmowy. Także, ta najbliższa wizyta nie będzie moją pierwszą, ale na pewno nie ostatnią.
