My Goodness, My Guinness!

Entuzjaści piwa ze wszystkich krajów zawdzięczają mu sporo, podobnie jak entuzjaści dziwnych rekordów. Dziś mija 210 lat od śmierci Arthura Guinnessa: wizjonera, filantropa i co najważniejsze piwowara.

histmag.org
My Goodness, My Guinness!

Fot. BFL/Saulius Žiūra

Entuzjaści piwa nie mają lekkiego życia. Nie dorobiło się ono tej klasy, co na przykład wino lub whisky. W powszechnej świadomości złocisty trunek jest prostacki i służy głównie temu, by w hurtowych ilościach zamieniać go na zużyte piwo podczas spotkań w pubach, ewentualnie jeszcze upiec w nim kawałek mięsa lub zamanifestować swój światopogląd poprzez wymieszanie go z lemoniadą. O tym ostatnim procederze jednak zamilczymy, urąga on bowiem godności piwa.

Stereotyp ten bierze się zapewne stąd, iż większości konsumentów piwo kojarzy się z koszmarnie chrzczonymi lagerami, oferowanymi nam w większości pubów lub mniej chrzczonymi, ale niewiele smaczniejszymi piwami butelkowanymi i puszkowanymi. Jaka by nie była jego geneza, złocisty napój z pianką uważamy za pośledniejszy. Na nasze szczęście, dysponujemy także innymi gatunkami i markami, które znakomicie nadają się do zmiany sposobu patrzenia na piwo. Jedną zaś z największych i najbardziej znanych jest Guinness, dziecko Arthura Guinnessa.

Twórca…

Urodziny Arthura Guinnessa należały do wydarzeń tak mało spektakularnych, że nie wiadomo nawet dokładnie gdzie i kiedy miały miejsce. Przez wiele lat uznawano, że był to albo rok 1724, albo 1725. Dopiero trzynaście lat temu firma Guinness ogłosiła, iż datą urodzin założyciela jest 28 września 1725 roku. Nie bazowano przy tym na żadnych konkretnych przesłankach, chcąc po prostu uniknąć zamieszania, jak również umożliwiając sobie w ten sposób wykorzystanie rocznicy urodzin do podwyższenia sprzedaży.

Podobnie tajemnicze było miejsce urodzenia, choć w tej kwestii utarło się uważać, iż Guinness przyszedł na świat w domu swojej matki w Ardclough w hrabstwie Kildare. Najnowsze badania wskazują jednak na Celbridge w tym samym hrabstwie. Jego ojciec, Richard Guinness, pracował jako zarządca w dobrach arcybiskupa Cashel Arthura Price’a i do jego obowiązków należało między innymi warzenie piwa dla robotników. Price, który był także ojcem chrzestnym Arthura, przyjął syna swego zarządcy na służbę najprawdopodobniej w 1744 roku – w tym roku przynajmniej pojawił się pierwszy zapis wspominający o pracy Guinnessa dla arcybiskupa. Sześć lat później Arthur Price zmarł, zapisując swemu zarządcy oraz jego synowi sto funtów w testamencie. W 1755 roku Guinness rozpoczął pracę jako piwowar w browarze w Leixlip w hrabstwie Kildare, 17 kilometrów od Dublina. Wtedy też wybrał swoją drogę życia.

…i jego imperium

Wielki Kanał, który w 1757 wybudowano w Dublinie, łączył port Shannon oraz Limerick i stał się ważną arterią transportową, dzięki której uległ przyspieszeniu rozwój przemysłu. Guinness postanowił z tego skorzystać. W 1759 roku zainwestował pieniądze otrzymane od Price’a i podpisał umowę najmu starego browaru, mieszczącego się przy St. James Gate. Zgodnie z umową wyłożył 100 funtów i zobowiązał się do płacenia 45 funtów rocznie przez cały okres, na który opiewała umowa, a było to… 9000 lat. Na czterech akrach powierzchni znajdowała się cała infrastruktura potrzebna Guinnessowi do warzenia dwóch gatunków piw: portera i ale.

Przez dziesięć lat firma rozwijała się na irlandzkim rynku, w 1769 po raz pierwszy produkt Guinnessa trafił na eksport: sześć beczułek popłynęło do Anglii, rozpoczynając światową karierę dublińskiego browaru. W 1794 beczułka Guinnessa znalazła się na rycinie czasopisma „The Gentleman’s Magazine”, stając się zarazem jednym z pierwszych reklamowanych produktów w historii. Całość lat 90. XVIII wieku była ważnym okresem formowania się przedsiębiorstwa Guinnessa. Rozbudowano wtedy zakłady, zaś w 1799 roku uwarzono ostatnią partię Dublin Ale, postanawiając nie warzyć więcej tego gatunku i skupić się na produkcji porteru. W subiektywnej opinii Autora była to słuszna decyzja.

Zgodnie z zamiarem rozwinięcia wytwarzania porterów, w 1801 roku uwarzono pierwszą partię West India Porter, prekursora współczesnego Guinness Foreign Extra Stout. Sam Guinness nie zdążył jednak doprowadzić do końca zmiany polityki firmy. Spadło to na barki jego syna, Arthura Guinnessa II, jednego z 21 rodzeństwa – tylu bowiem dzieci dorobił się Arthur Guinness i jego żona, Olivia de domo Whitmore (dorosłości dożyła niestety tylko dziesiątka z nich).

W epoce napoleońskiej Zjednoczone Królestwo wyeksportowało na kontynent trzy sztandarowe produkty Imperium: brytyjską amię, Arthura Wellesleya, 1. księcia Wellington oraz piwo Guinnessa. Armia księcia Wellingtona raczyła się tym piwem od czasu walk w Portugalii, popularyzując je na półwyspie Iberyjskim oraz w północnej części kontynentu. Dalsze rozprzestrzenianie się tej popularności było już tylko kwestią czasu. W 1821 roku stworzono praszczura warzonych dzisiaj Guinness Original oraz Guinness Extra Stout, czyli piwo Guinness Extra Superior Porter.

Kiedy w 1834 roku uchylono „podatek szklany” (całkowicie zniósł go dopiero rząd Roberta Peela w 1845 roku), Guinnessa zaczęto rozlewać do szklanych butelek miast stosowanych dotychczas kamionkowych. Dublińskie piwo zaczęło już bardzo przypominać dzisiejsze, brakowało jednak jeszcze jednego elementu. Pojawił się on w 1862 roku, gdy elementem znaku towarowego stała się umieszczona w owalu harfa. Ten najbardziej irlandzki z instrumentów, przewyższający nawet szklanki do whiskey, którymi doskonale wystukuje się rytm, znajdował się na irlandzkich sztandarach już w XIII wieku, nic więc dziwnego, że Benjamin Lee Guinness, właściciel browaru i syn Arthura Guinnessa II, po którym przejął schedę, wybrał tenże instrument na swój symbol.

Imperium rozrastało się. Coraz więcej piwa trafiało na rynek, do coraz dalszych portów płynęły dostawy Guinnessa. W 1886 roku przedsiębiorstwo to jako pierwszy browar pojawił się na londyńskiej giełdzie.

Dzień dzisiejszy

Wydarzenie to przypieczętowało pozycję Guinnessa. W historii firmy zakończył się wtedy okres tworzenia się potęgi, jaką jest ona dzisiaj, następne lata były już tylko czasem pomnażania fortuny. Guinness rozwijał się i zajmował kolejne rynki. Jedyną rewolucją, jaka jeszcze czeka dubliński browar, ma miejsce w 1988 roku, kiedy to opracowany zostaje widget. Jeśli ktoś nie ma pewności, co to jest, niech weźmie puszkę Guinnessa, wyleje jej zawartość w siebie a następnie rozpruje puste opakowanie. W środku znajduje się niewielka kulka, mająca mniej więcej trzy centymetry średnicy. To właśnie widget, pozwalający uzyskać nawet puszkowanemu piwu, przelanemu do kufla, strukturę piwa beczkowego oraz charakterystyczną, jedwabistą i kremową pianę.

Guinness to zapewne najbardziej znany, obok muzyki folkowej, IRA i Liama Neesona, produkt eksportowy Szmaragdowej Wyspy, niezwykle popularny także na niej samej (szacuje się, że 25% sprzedawanego w Irlandii piwa to produkt browaru na St. James Gate). Zasługą tego jest jego smak, bowiem, prócz nielicznych wyjątków, trudno jest stworzyć marketingowo popularność jakiegoś piwa, jeśli nie ma ono dodatkowo smaku cytryn, pomarańczy, jabłek lub innych karygodnych dodatków, umieszczających zawierające je piwo w kategorii produktów niegodnych picia, którymi Autor powyższego tekstu gardzi. Wystarczy łyk ciemnego złota Irlandii, warzonego w Dublinie draughta i stoutu, by zrozumieć dlaczego firma Arthura Guinnessa działa 255 lat po jej założeniu. Jeśli zaś nie wierzycie, po prostu nalejcie sobie kufel i skosztujcie, ja zaś w tym czasie dokończę stojącą obok mnie pintę.

Przemysław Mrówka:
Student w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, członek redakcji Gońca Wolności, wiceprzewodniczący Koła Historyków Wojskowości Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się historią Europy Środkowo-Wschodniej i historią wojskowości.

Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Pierwotnie tekst ukazał się tu.

PODCASTY I GALERIE