
*Z Rafałem Kobzą z “Bałtyckiego Futbolu” rozmawialiśmy przed zakończeniem trzeciej kolejki A Lygi.
Jak to się stało, że zainteresowałeś się futbolem litewskim i łotewskim, bo szczerze mówiąc, mało osób jest zainteresowanych tą dyscypliną nawet na Litwie.
W moim przypadku piłka nożna była moją pasją już od dziecka tak naprawdę, bo od mistrzostw świata 2006 w Niemczech, więc gdy trafiłem w 2016 roku na filologię bałtycką w Warszawie, no to była w zasadzie kwestia czasu, aż się zainteresuję piłką nożną na Litwie i na Łotwie.
Ważnym czynnikiem, który miał wpływ na uruchomienie “Bałtyckiego Futbolu” był fakt, że w Polsce nikt nie poświęcał temu tematowi zbyt wiele uwagi i nie zajmował się nim na co dzień. Ale tak jak wspomniałeś, nawet na samej Litwie piłka nożna, na Łotwie w sumie też, nie jest sportem numer jeden, więc powiedzmy, że znalazłem swoją niszę.
Na Litwie liga wystartowała niemal przed chwilą, twoje obserwacje po tych pierwszych meczach? Czy Żalgiris Wilno powalczy o odzyskanie tytułu mistrzowskiego?
Myślę, że napastnicy jeszcze się nie obudzili ze snu zimowego. Widać to po pierwszych kolejkach, a w szczególności właśnie u mistrzów z Poniewieża, widać to też u “Szawli”. Tak naprawdę w pierwszej kolejce jedynym ekscytującym spotkaniem było, ja to żartobliwie nazywam “derbami transportu”, czyli Hegelman i TRANSinvest. Tam doszło do dosyć emocjonującego spotkania, padło pięć bramek. Natomiast nie przypominam sobie w ostatnich latach, żeby tak mało się działo.
Ten sam początek może trochę zrekompensowało to ostatnie starcie Suduvii Mariampol z Żalgirisem Wilno, bo tam emocji było co niemiara. Myślę, że Żalgiris zawsze jest drużyną, która walczy tylko o tytuł mistrzowski, że każdy inny wynik jest przyjmowany z rozczarowaniem. Wydaje mi się, patrząc na ten początek sezonu, że Poniewież trochę nam się zaciął. Na samym początku dwa wyniki 0-0. Żalgiris to wykorzystał, bo tych punktów tak nie pogubił.
Duży wpływ będą miały europejskie puchary. Od tego jak daleko te drużyny w nich zajdą i jak długo będą w stanie godzić ze sobą grę na kilku frontach, więc na razie mogę odpowiedzieć, że Żalgiris na pewno będzie się z Poniewieżem intensywnie bić o mistrza. Sle to jest taka wstępna prognoza. Dużo więcej będzie można powiedzieć latem.
Wydaje mi się też, że tuż przed startem sezonu Żalgiris dosyć mocno się wzmocnił przez te kilka transferów z zagranicy…
Tak. Mam wrażenie, że transfery Żalgirisu są troszeczkę bardziej przemyślane niż ruchy w Poniewieżu. Poniewież od dwóch, trzech okienek buduje tak naprawdę na tu i teraz, ściąga zawodników wiekowych, ściąga zawodników ogranych, ale to nie jest tak zwana melodia przyszłości. W Żalgirisie ta strategia jest trochę inna. Oczywiście dominują obcokrajowcy, niestety młodzi o występy nie mają łatwo. Wydaje mi się, że tutaj jednak mimo wszystko, pod kątem kadrowym, punkt dla Żalgirisu.
Wspomniałeś o derbach firm transportowych. To jak oceniasz to, co się ostatnio dzieje z klubem z rejonu wileńskiego, chodzi o TRANSinvest, który debiutuje w najwyższej klasie rozgrywkowej na Litwie, a jest też zdobywcą Pucharu Litwy. Czy być może ten klub nie mógłby się też włączyć w walkę o jakieś wyższe miejsca w Lidze?
Pierwsza kolejka pokazała, że jest potencjał na zrobienie niespodzianki, ponieważ Hegelman jest jednak tą drużyną z Top5. Postawili też twarde warunki Poniewieżowi w Superpucharze. Losy meczu wyjaśniły dopiero rzuty karne. Myślę, że jest potencjał, ale to też mimo wszystko dopiero pierwszy sezon w tej najwyższej klasie rozgrywkowej, więc ja bym się jeszcze nie pokusił o nazwanie TRANSnvestu czarnym koniem. Nawet mimo ciekawych transferów. Wydaje mi się, że jednak gdzieś w tej dolnej części tabeli się zakręcą. Brakuje chyba jednak jeszcze takiego doświadczenia, przetarcia. Trzeba zapłacić tzw. frycowe. Na pewno przydarzy się jeszcze kilka wpadek. Zaczęli sezon od zwycięstwa, ale później przyszły przecież dwie porażki.

Zwróciłeś uwagę, że wszystko też zależy od europejskich pucharów, jeśli chodzi o wyniki w lidze. To jak oceniasz szansę w tych pucharach aktualnego mistrza Litwy, czyli klub z Poniewieża?
Będzie ciężko, to na pewno. Jednak Żalgiris był jako mistrz przystępujący do rozgrywek eliminacji Ligii Mistrzów, drużyną bardziej doświadczoną. Drużyną, która jest regularnym uczestnikiem europejskich pucharów, która już, tak kolokwialnie mówiąc, zjadła na nich zęby. Tutaj jednak Poniewież takiego doświadczenia nie ma. Ma jednak takiego znaczącego plusa w postaci trenera Gino Lettieri’ego, który z niejednego pieca chleb jadł i myślę, że na pewno ma swój pomysł na tę drużynę. Jeżeli przejdą pierwszego rywala, którego los ześle w eliminacjach Ligii Mistrzów to już będzie powiedzmy dobry rezultat. Nie sądzę, aby udało im się dostać do fazy grupowej Ligi Konferencji, ale jeżeli właśnie przejdą jednego rywala w eliminacjach Ligi Mistrzów, to już myślę, że będę usatysfakcjonowany.
Gdzie znajdujesz taki urok, który cię pociągnął do tego, żeby śledzić i obserwować litewską piłkę?
Myślę, że to co najciekawsze to dzieje się poza boiskiem. To są wszystkie historie, które się dzieją wokół całej litewskiej piłki. Patrzę też pod kątem osoby, która jednak prowadzi profil i zainteresowania relacjami, przeglądami kolejek, strzelcami bramek, wynikami nie zbuduję na dłuższą metę. Takie rzeczy, po pierwsze, to każdy może sobie samodzielnie wyszukać, a po drugie żyjemy w czasach, gdzie liczą się kliki, gdzie liczą się głośne historie, gdzie liczą się przede wszystkim też te historie absurdalne. Pamiętam, że jednym z moich najpopularniejszych twittów na temat A Lygi był ten z 2020 roku, że w rozgrywkach będzie występowało tylko sześć drużyn, więc… W litewskiej piłce dzieje się bardzo dużo, dzieje się dużo fajnych rzeczy, niestety też tych niefajnych.

Moim zadaniem, z tych wszystkich rzeczy jest znalezienie tych najciekawszych, które chociaż na chwilę są w stanie zwrócić uwagę polskiego kibica, że, że coś się w tej piłce dzieje, coś nieszablonowego. W ogóle już absolutnym hitem, który same polskie media nakręciły, było kilka lat temu nieszczęsne losowanie Pucharu Litwy. Nie wiem, czy kojarzysz tę historię. Pewną, skąpo odzianą, Panią zamknięto w takiej tubie, a wentylator od spodu rozwiewał karteczki z drużynami. Ona je łapała i to było losowanie. Wtedy to już w ogóle podchwyciły to wszystkie media. Tam był też poważny skandal w innym stylu. Po pierwsze, firma Sharp, która była sponsorem, a także i telewizja, nie wiedziały, że tak to będzie wyglądało. Po drugie nie uwzględnili też jednej drużyny w losowaniu, więc i tak to trzeba było powtórzyć. To już w ogóle był hit w mediach. Oczywiście w negatywnym sensie, ale właśnie takie dziwne historie najlepiej przykuwają uwagę.
Czyli krótko mówiąc, dla polskiego kibica egzotyka…
Bliska, ale wciąż egzotyka. Z drugiej strony też, jak rozmawiałem z kolegą z Żalgirisu, który trzy czwarte życia tam chyba przychodzi na trybunę, i jak różne stadiony odwiedzają “groundhopperzy”, tacy turyści stadionowi, to zapytałem się, co na przykład by ciekawego dla takiego kibica zagranicznego polecił. “Nie wiem, po co mieliby tutaj przyjeżdżać” – odpowiedział.
Egzotyka, ale jednak coraz więcej ludzi jest otwartych na tą mniejszą piłkę i też już nie ma takiego stereotypu, że to jest jakaś “liga farmerów” czy liga amatorska. Jednak dużo osób ma coraz większą świadomość tego, że na Litwie też da się zarobić przyzwoite pieniądze, że taki Żalgiris też potrafi dostać się do Ligi Konferencji. Powiedziałbym, że ta świadomość rośnie, ale dalej jest to pewna egzotyka.
Myślę też, że ta litewska piłka staje się coraz bliższa, choćby ze względu na postacie, które gdzieś ligę polską i litewską powiązały. Przecież jeszcze kilka lat temu gwiazdą ekstraklasy był Novikovas, znana jest też historia Marka Zuba, który przecież Żalgiris trenował.
Tak, oczywiście. Nie brakuje na samej Litwie piłkarzy z przeszłością w Polsce. Z Litwy też ktoś trafia do Polski na różne szczeble rozgrywek. To na pewno zawsze jest jakaś ciekawostka, że na przykład były piłkarz Lecha Poznań odnalazł się na Litwie. To zawsze zwraca uwagę. Marek Zub, Kamil Biliński czy Jakub Wilk to są też postacie, które gdzieś tam utkwiły w świadomości kibiców. W przypadku piłkarzy oczywiście za sprawą dobrej gry, a trenera Zuba za sprawą tego, co kiedyś wywalczył.