Tajemnicze podróże lub podróże w nieznane, stały się odrębną gałęzią turystyczną, zarówno w przypadku klientów indywidualnych, jak i zorganizowanych grup. Czasem klienci mają ogólne wyobrażenie na temat wyprawy, czasem o jej kierunku dowiadują się np. na lotnisku. Takie wyprawy mogą okazać się idealnym rozwiązaniem dla poszukiwaczy przygód albo dla tych niezdecydowanych, których przytłacza konieczność organizowania wakacji.
„Jest coś magicznego w tej tajemnicy, w tym braku kontroli i niewiadomej. Poza tym niespodzianki są bardzo fajne” – przyznaje na łamach „The New York Times” Denise Chaykun Weaver, która od 10 lat zajmuje się organizowaniem takich tajemniczych wypraw. Podkreśla jednak, że wiele z nich organizowanych jest zgodnie z upodobaniami klientów. Osoby, które np. mają lęk wysokości nie zostaną wysłane na lot paralotnią.
Potencjał takich wypraw dla odważnych, spontanicznych albo niezdecydowanych, dostrzega coraz więcej organizatorów wycieczek. Jak wynika z raportu Pinterest takie „wyprawy w nieznane” stały się również niezwykle modnym sposobem na spędzenie wakacji. Liczba wyszukiwanych ofert „destination unknown” stale rośnie.
Podróże w nieznane okazują się również doskonałym sposobem na promocję regionów, które nie należą do tych oczywistych turystycznych destynacji. Gdy biuro ds. turystyki Wirginii Zachodniej organizowało bezpłatną podróż, aby promować ten stan jako idealne miejsce na jesień, jedyna wskazówka, która pojawiła się w ogłoszeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych, brzmiała: ubierz się „na cebulkę”, załóż wygodne buty trekkingowe i bądź gotowy na przygodę.
Na to tajemnicze ogłoszenie odpowiedziało ponad 500 osób; wybrano 33 śmiałków, którzy otrzymali kolejne instrukcje dotyczące wyprawy. Mieli pojawić się na dworcu autobusowym w Waszyngtonie o 7 rano, aby wyruszyć w podróż. Kolejne wskazówki, które zastali na miejscu również niewiele mówiły.
Jak wspomina na łamach „The New York Times” Dena Espenscheid, jedna z uczestniczek wyprawy, na miejscu czekał na nich autobus z napisem „Destination Unknown”. Jedyne, co mogło zdradzać kierunek wyprawy, to rejestracja pojazdu. „Nigdy nie wpadłam na pomysł, aby udać się do Wirginii Zachodniej, poza Harpers Ferry nie wiedziałam jakie jeszcze atrakcje ma do zaoferowania” – przyznaje Espenscheid.
I właśnie taki był cel tego przedsięwzięcia – ukazać piękno miejsc, które wydają nam się dalekie od idealnych turystycznych destynacji. Taka forma promocji okazała się skuteczna. „Zrobiłabym to jeszcze raz. Na pewno było to poza moją strefą komfortu” – przyznaje Espenscheid.