• Opinie
  • 28 listopada, 2013 6:03

,,Ukraina sama napluła sobie do zupy”. Czy szczyt Partnerstwa Wschodniego będzie porażką dyplomatyczną Litwy?

Wileński szczyt Partnerstwa Wschodniego, który rozpocznie się dzisiaj, miał być największym przedsięwzięciem Litwy w ramach jej prezydencji w UE. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE, które kilka miesięcy temu wyglądało całkiem realnie, miało być uwieńczeniem sukcesów dyplomatycznych Litwy. Ostatnie posunięcia władz ukraińskich pokrzyżowały te plany.

Antoni Radczenko
,,Ukraina sama napluła sobie do zupy”. Czy szczyt Partnerstwa Wschodniego będzie porażką dyplomatyczną Litwy?

Fot. BFL/Butautas Barauska

Czy jednak nie podpisanie umowy stowarzyszeniowej oznacza absolutne fiasko unijnej polityki wschodniej, a pośrednio również Polski i Litwy? Wydaje się, że takie kategoryczne stwierdzenia są mocno naciągane. ,,Wizerunek Litwy nie ucierpi w przypadku fiaska szczytu. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że dzisiejsza formuła prezydencji w UE nie daje już takich możliwości jak kiedyś, po drugie Wilno obiektywnie rzecz ujmując, nie jest ze względu na swój potencjał głównym rozgrywającym batalii pomiędzy UE i Rosją” – powiedział w rozmowie z zw.lt Piotr Maciążek, redaktor portalu Defence24.pl .

Pudrowanie i zaklinanie rzeczywistości

Dziennikarz „Radia Wnet” i publicysta zajmujący się tematyką bałtycką Tomasz Otocki sądzi, że z pewnością szczytu nie będzie można zaliczyć do sukcesów unijnej dyplomacji. ,,Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą i parafowanie umów z dwoma innymi państwami miało być piękną klamrą zamykającą wieloletnie starania Wilna o odciągnięcie części byłych krajów ZSRR od Moskwy i związanie ich z Zachodem. Te litewskie dążenia pokrywały się w zupełności z polskimi czy czeskimi. Nie wyszło. Ukraina się wyłamuje, od współpracy odchodzi Baku, nie mówiąc już o Białorusi, na którą nikt w UE nie ma pomysłu. Wszystko się sypie, nawet Gruzja, i jedynym dobrym uczniem Litwy czy UE pozostaje Mołdowa. Czy szczyt wileński ma zatem sens? Odwołać go nie można, bo Litwa przyznałaby się wtedy – podobnie jak cała UE – do zupełnej klapy. Będzie więc pudrowanie, zaklinanie rzeczywistości, próba robienia dobrej miny do złej gry. Teraz chyba tylko na to stać Unię i Litwę” – powiedział zw.lt publicysta.

Mimo tak niesprzyjających okoliczności z samego projektu nie warto jednak rezygnować. ,,Czy więc wileński szczyt Partnerstwa Wschodniego ma jakikolwiek sens, po tym jak Ukraina zrezygnowała z umowy stowarzyszeniowej, o czym zresztą wielu komentatorów lamentuje? Mam wrażenie, że to bardzo dziwne stawianie sprawy. Wszak Partnerstwo Wschodnie ma nadal swój budżet (w Brukseli), a także swoich fanów. Przede wszystkim w Gruzji i Mołdowie. Wcale nie należy też wykluczać europejskiego „nawrócenia” Armenii, Ukrainy czy nawet Białorusi. Warto więc nadal organizować działania w strukturach Partnerstwa” – zaznaczył w rozmowie z zw.lt Krzysztof Szczepanik, dziennikarz i szef portalu europamaxima.eu.

Kwestie materialne

Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz powiedział przed dwoma dniami, że Ukraina podpisze umowę, ale na bardziej korzystnych warunkach. Trudno nie przyznać tym słowom chociażby częściowej racji.

„Władimir Putin, by zmusić Ukrainę do zrezygnowania z europejskich aspiracji, uciekł się do szantażu ekonomicznego. Ukraińcy wystraszyli się utraty ogromnego rynku rosyjskiego, na którym mogą jeszcze bez większych przeszkód sprzedawać swoją niezbyt wysokiej jakości produkcję. Wystraszyli się także zamknięcia rosyjskiego rynku pracy dla milionów Ukraińców. W zamian przecież Unia nie obiecała im otwarcia swojego rynku pracy, ale i to jeszcze nie wszystko. Rosja próbowała wykorzystać także siły antyeuropejskie, czyli swoich agentów wpływu, aby i społeczeństwo sprzeciwiło się integracji. Nie zapominajmy, że ogromne naciski Rosja wywierała także na Litwę” – zasugerował w rozmowie z zw.lt znany publicysta Jacek Jan Komar.

Zdaniem K. Szczepanika „automatyczne” przyjęcie Ukrainy, bez uwolnienia Julii Tymoszenko, czy wdrożenia w życie podstawowych zasad demokracji, również byłoby błędem. „Oczywiście zwolennicy przyjęcia Ukrainy w struktury europejskie za wszelką cenę mogą sugerować, że Tymoszenko i wprowadzanie praw europejskich na Ukrainie to nieważne głupstwa. Ważne by było (wedle tych „analityków”) wyłożyć te głupie 100 czy 200 miliardów euro i po prostu Ukrainę kupić. Ale kto da gwarancję, że przy braku europejskich standardów demokratycznych i prawnych, pieniądze te nie zostałyby momentalnie rozkradzione. Ponadto pamiętajmy, że demokracja w krajach Unii to nie tylko jakiś abstrakcyjny system wartości. To także system, który, poza naprawdę kilkoma, w skali świata, wyjątkami (potwierdzającymi regułę), dający średniemu człowiekowi godne życie” – sądzi dziennikarz publicysta. Z ostatnich posunięć Janukowycza widać, że on „i jego otoczenie Unię traktują nie tyle jako cel strategiczny, ale raczej jak dojną (potencjalnie) krowę”.

Nie warto się bać Rosji

Szczepanik nie wierzy, że brak podpisanej umowy, oznacza „rusyfikację” Ukrainy. „ Przede wszystkim oficjalny Kijów raczej nie wpadnie w objęcia Moskwy, gdyż to się bardzo nie opłaca tamtejszym oligarchom. Oni najchętniej chcieliby dalszego balansowania pomiędzy Unią i Rosją. Gdyby jednak, co jest mało prawdopodobne, Ukraina nawet wpadła w strefę jednoznacznych wpływów Rosji, to też nie uważam, że jest się czego bać. Rosja to w tej chwili kraj, który wyróżnia się w skali świata nie swoim potencjałem gospodarczym, lecz tylko i wyłącznie posiadaniem broni atomowej. (…) Wojna w Gruzji, z roku 2008, udowodniła, że armia rosyjska, choć w starciu z Gruzinami zwycięska, raczej nie byłaby w stanie prowadzić jakiegokolwiek zwycięskiego konfliktu zbrojnego z NATO” – podkreślił dziennikarz.

Porażka wizerunkowa Rosji

W danej chwili Rosja świętuje swój sukces, na dłuższą metę to „zwycięstwo”, może okazać się wizerunkową klęską Rosyjskiej Federacji. „Wszystkie działania Rosji otworzyły Europie oczy. Rosja jednoznacznie pokazała, że tak naprawdę to Europa dla niej się nie liczy, uznała ją za zbyt słabego partnera, aby o czymś dyskutować. Np. o tzw. strefach wpływów. Rosja Putina uznała, że sama będzie ustalać gdzie są granice jej strefy wpływu. I to bez pytania się o zdanie samych zainteresowanych. Rosja swoim postępowaniem zszokowała Europę i to jest największa strata Rosji w tej batalii. Jak wiele straciła Rosja w oczach Europy pokazuje niedawna ostra krytyka pod adresem Moskwy, która popłynęła z Niemiec, z ust kanclerz Niemiec Angela Merkel. (…). Do tej pory trudno było Litwinom i Polakom wyjaśnić, że obecni władcy Kremla bezwzględnie dążą do odbudowy imperium carsko-sowieckiego” – jest przekonany Jacek Komar. „W tym kontekście wyraźnie widać, że program Partnerstwa Wschodnie UE jest potrzebny jak nigdy. Nie zapominajmy, że oprócz Ukrainy mamy tam także i Mołdawię, i Gruzję, które chętnie dołączą do rodziny wspólnotowej“ – dodał publicysta.

Porażka Unii, a nie Litwy

Wszyscy nasi rozmówcy są jednak zgodni, że braku umowy stowarzyszeniowej nie można nazwać klęską dyplomatyczną Litwy. „Litwa nie może być obwiniana za klęskę szczytu. Nie Grybauskaitė, Butkevičius czy Linkevičius powinni płacić za niedojrzałość polityczną duetu Janukowycz-Azarow. To Ukraina sama napluła sobie do zupy. Równie dobrze można powiedzieć, że klęskę poniósł Tusk, Komorowski, Van Rompuy czy lady Ashton. Na pewno podpisanie umowy z UE dodałoby litewskiej prezydencji splendoru, ale cóż zrobić: takie, a nie inne decyzje zapadły w Kijowie, liderzy państwa litewskiego mieli tutaj ograniczone pole manewru“ – jest przekonany Tomasz Otocki.

„Czy słuszne były te alarmistyczne tezy europejskich mediów? Mam wrażenie, że to stwierdzenia mocno na wyrost. Władze Ukrainy nadal przecież mogą negocjować stowarzyszenie, a w dalszej perspektywie członkostwo w Unii. A że będzie to już mocno opóźnione – cóż, taka była decyzja władz Ukrainy” – wtóruje Otockiemu Szczepanik.

Cień nadziei

Oficjalnie władze ukraińskie zastopowały prace nad umową. Jednak w ciągu ostatnich dni przez Ukrainę przeszła fala protestów i z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że Ukraina nadal prowadzi negocjacje z Brukselą.

„Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie to wielka niewiadoma. Wszystko może się zdarzyć, teoretycznie strona ukraińska może wykonać woltę w ostatniej chwili. Wczoraj pojawiały się przecieki świadczące o tym, że rozmowy pomiędzy administracją Janukowycza a Brukselą nadal trwają. Nawet jeśli szczyt będzie fiaskiem w kontekście Ukrainy, to nadal może mieć wielkie znaczenie ze względu na Mołdawię i Gruzję. Są to co prawda małe kraje, powiedzielibyśmy peryferia „imperium”, ale przecież mimo użycia potężnych środków nacisku przez Moskwę mogą uszczuplić jej strefę wpływów i już to samo w sobie jest wielką wartością. Nie wiemy jak w przyszłości przykład ich pozytywnej transformacji może wpłynąć na pozostałe państwa postsowieckie” – podkreślił Piotr Maciążek.

PODCASTY I GALERIE