Samsel: Cieszę się z postulatów Berlina i Paryża

Chodzi rzecz jasna o stawki godzinowe dla wszystkich kierowców zawodowych przewożących towary na terenie tych krajów. Czyli o kierowców TiR-ów krótko mówiąc. Chcą je ujednolicić, co oznacza znaczące podniesie płac kierowców polskich przewoźników.

Tomasz Samsel
Samsel: Cieszę się z postulatów Berlina i Paryża

Fot. Ewelina Mokrzecka

To, że protestują przewoźnicy mogę zrozumieć choć nie do końca, o czym potem. To, że protestują też kierowcy już dużo mniej. Znacie kogoś, kto chce zarabiać mniej? Oczywiście chodzi im o to, że mogą zupełnie stracić pracę. Wolą, więc robić za typowego „polaczka”, co to „w reichu” będzie tyrał za półdarmo. To mnie wkurza. Pokazuje to jednak większy problem nie tylko w transporcie. Dlatego się cieszę, że taka sytuacja powstała. Polska gospodarka, jej tempo rozwoju i rozwój eksportu, oparta jest z drobnymi wyjątkami, na jednej przesłance – taniej sile roboczej. Tak się dalej nie da.

Weźmy tych przewoźników. W znacznym stopniu dzięki unijnym dopłatom unowocześnili swój sprzęt. Bardzo dobrze. I na tym poprzestali. Bardzo źle. Bot o dość krucha podstawa mimo wszystko. Nie próbowali żadnych innych form konkurencji z firmami przewozowymi z krajów „starej Unii”. Bo, po co? Przecież zawsze jak wezmę kierowcę z Polski i mu zapłacę według polskich wynagrodzeń to będę znacznie tańszy. Czyż nie? To myślenie krótkowzroczne. Są jeszcze i inne metody konkurencji. Jakość, terminowość, długo terminowe zobowiązania na wykonywanie usług w tej samej cenie, terminy płatności. W końcu w Niemczech istnieje sporo niemieckich firm przewozowych konkurujących ze sobą a stawki dla kierowców mają podobne – niemieckie. Czyli się da. Dlaczego firma polskiego przewoźnika w takiej konkurencji ma na pewno przegrać? Moim zdaniem wcale tak być nie musi.

Znowu bardziej ogólnie. Takie zmiany w kwestii wynagrodzeń dla pracowników w Polsce muszą nastąpić albo zostaną wymuszone, przynajmniej mam taką nadzieję. Nie możemy wiecznie być „murzynami” Europy. Bo to i konkurencja w tej materii coraz większa. No i chyba do diaska nie o to nam chodziło, jak do UE żeśmy przystępowali. Owszem najpierw trzeba było mocno dofinansować, sprzęt, infrastrukturę itd. Teraz czas na siłę roboczą. Inaczej się nie da. Jeszcze trochę dopłat unijnych dla krajów typu Rumunia czy Bułgaria, a ich firmy technologicznie i sprzętowo będą takie, jak nasze. A wtedy wyprą nas jeszcze tańszą siłą roboczą. Zostaniemy pobici naszą własną bronią. Czas najwyższy, aby nasze firmy swoją pozycję na rynku opierały na przesłankach takich jak firmy ze „starej unii”. Inaczej będzie lipa. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

PODCASTY I GALERIE