
Chwała Bogu, że Litwa to nie Sudan, Bangladesz lub Nigeria. Głód, czyli stan, gdy brakuje ci jedzenia, jest u nas niemożliwy bądź prawie niemożliwy. Zawsze masz służby socjalne, jakiś zasiłek, „Betanię” na ciepły posiłek i „Caritas” na jako takie ciuchy.
Aczkolwiek niedobór to zjawisko powszednie. Niedobór, to gdy masz 300 euro na miesiąc. Na wszystkie wydatki. Albo rodzinę z 700 euro. Również na wszystko.
Niedobór, to gdy zastanawiać się nad wyborem przy zakupach w zasadzie nie masz możliwości. Bo wybierasz jedzenie albo jedzenie. Czasami ubranie. Z jedzenia wybierasz to, co najprostsze i oczywiście najtańsze.
Czy mamy takich ludzi sporo? Nie wiem. Statystycznie, co piąty. Nie wiem, czy to sporo. Czy przedszkolak bez placków w niedzielę na śniadanie to nic strasznego? Albo samotna mama z dwojgiem dzieci, pijąca filiżankę inki, bo lubi kawę, to w porządku?
W sobotę rozważałem o tym, podczas tegorocznej akcji Banku Żywności (Maisto bankas), spoglądając na weekendowe wózki kupujących, pełne różnych różności. Nie był to mój pierwszy „bank” (chyba czwarty czy piąty) i nie jedyny mój wolontariat (wizyta Papieża, szkółka piłkarska i in.).
I nie było w tym wolontariacie cudownej romantyki. Robota, głównie fizyczna, przez 3 godziny zmiany. Stanie przy bramkach supermarketu, rozdawanie ulotek („Dzień dobry, zapraszamy do udziału w akcji”, pomnożone razy ponad sto pięćdziesiąt), noszenie worków z darami do auta (dwadzieścia dwa), znoszenie worków do domu parafialnego, sprzątanie rozrzuconych ulotek w sklepie, zagadywanie kupujących i t.d.
W nadziei na to, że ponad 70 rodzin z naszej parafii będzie miała ludzkie Święta na stole. Że im nie zabraknie oleju, makaronu, konserw mięsnych przez najbliższe pół roku. Że kawa z kawy, cukier z cukru i masło z masła. Będą i placki, o ile będzie mleko. A babcia wypije filiżankę owocowej herbaty z ciastkiem.
W sobotę byłem „bankierem” Maisto bankas. Zbieraliśmy produkty spożywcze. Było nas blisko dziewięć tysięcy, zbierających jedzenie na potrzeby ponad pół miliona ludzi. I coraz więcej ofiar i ofiarujących.
Za około pół roku będzie nas blisko dziewięć tysięcy, zbierających produkty dla potrzebujących.
Mam nadzieję, że ofiarujących nie zabraknie, potrzebujących będzie mniej. A godności na co dzień – więcej.