• Opinie
  • 5 listopada, 2014 6:03

Rimvydas Valatka: 12 rzeczy, które zdradzają, że Litwa jest prowincją

Litwa jest centrum całej Europy. Język litewski jest blisko powiązany z sanskrytem. Napoleon chciał na dłoni przenieść kościół św. Anny i umieścić go gdzieś obok Luwru. Byliśmy od morza do morza i gdyby nie Polacy, to oho-ho, gdzie bylibyśmy teraz.

15min.lt
Rimvydas Valatka: 12 rzeczy, które zdradzają, że Litwa jest prowincją

Fot. 15min/Irmantas Gelūnas

Królowa angielska pije porzeczkowe wino z Onykszt. Litwa rozgromiła krzyżaków pod Grunwaldem, a później rozgromiła Związek Sowiecki. Tylko tam, w Europie, mogą panoszyć się różne geje, a my tutaj, w Sejmie, jesteśmy ostatnimi obrońcami wartości chrześcijańskich.

Litewski chleb jest najsmaczniejszy. Nasze dania narodowe to cepeliny, babka, kiszka ziemniaczana oraz biała sałatka. Nasze dziewczyny są najpiękniejsze.

Kto nie zna takich i podobnych powodów do dumy, w wymieszaniu tylko nam znanymi typowymi bzdurami o słodkim winie jagodowym czy wielkim imperium żmudzkim, za którego pseudohistorię czy podobny bezsens Uniwersytet Edukologiczny ogłosił autora tego dziełka doktorem honoris causa?

Wszystko to możemy aż do zachrypnięcia tłumaczyć pierwszemu lepszemu obcokrajowcowi. Którym opowiadamy do znudzenia nie tylko o Bitwie pod Grunwaldem, ale i o drużynie Žalgiris (Grunwald) i całym naszym nierealnym koszu. Grze przerośniętych dryblasów i mieszkańców amerykańskich gett, o której najczęściej żaden ze spotkanych przez nas cudzoziemców nawet nie słyszał, dlatego doznajemy szoku kulturowego: jak to? Po szoku następuje zrozumienie, że wszyscy oni są żabojadami, babajami albo czurkami.

Co jeszcze bardziej zdradza nasz prowincjonalizm? Nasze dziecięce przekonanie, że jesteśmy pępkiem świata, a pozostali są tylko nieudacznikami i prostakami.

Oto 12 rzeczy, które pokazują, że w większym lub mniejszym stopniu jesteśmy prowincją:

1. Każda publiczna prezentacja – premiera filmu, nagrody teatralne i filmowe, obchody 16 lutego lub 11 marca, nawet wielka prezentacja naszego nieprowincjonalnego krawca Juozukasa ma wszystko własne: samochód imprezy, obuwie imprezy, parówki imprezy, kiełbasa imprezy, majteczki imprezy, prezerwatywy imprezy oraz oczywiście telewizja, portal oraz pismo imprezy.

Nawet kiedy do Kłajpedy wpłynął pływający terminal Independence – i każdemu było jasne, że wszyscy to opiszą i pokażą – podczas konferencji prasowej za plecami prezydent zostało umieszczone logo portalu, który był patronem imprezy.

Chyba po to, aby każdy wieśniak wiedział, którą redakcję odwiedza prezydent i szef której raczej odetnie sobie prawą rękę, niż skrytykuje prezydent chociażby słowem.

2. Wszystkich gości zagranicznych, czy to dotyczy szczytu europejskiego, czy zwycięzców igrzysk koszykarskich, witamy tańcem „Kepurinė“. Jesteśmy strasznie dumni z tego tańca, który był dopieszczany w czasach sowieckich przy pomocy narzuconego przez sowietów odpowiedniego zespołu „pieśni i tańca”.

3. Święta państwowe jedne od drugich różnią się tylko tym, że jedne są bardziej, a inne trochę mniej zaduszkowe. Zawsze na początku są składane wieńce na grobach, później następuje atakująca oponentów politycznych, ale zawsze nudna mowa prezydent (premiera lub przewodniczącego sejmu), przeznaczona dla 500 najnudniejszych mieszkańców kraju, po której wracamy do domu, leżeć „na piecu”.

4. Jeśli w sporze Litwin używa argumentów, że usłyszał coś w telewizji, to można dać uciąć głowę, że usłyszał to w jednym z licznych propagandowych programów Putina. Indeks oglądalności rosyjskiej telewizji=indeksowi litewskiej prowincjanalności. Obecnie ma powyżej 20 proc., ale to ciągle rośnie.

Nawet aktorzy, pisarze i inni twórcy starszego pokolenia, którzy, nawet jeśli głosują za konserwatystów, udzielając wywiadu któremuś z kobiecych pism, przybierając bardzo poważną minę i tonację, twierdzą, że mimo wszystko w rosyjskich telewizjach jest więcej duchowości.

Tłumaczenie tej wypowiedzi, z języka ich strapionych ciał i dusz, oznacza, że prócz języka rosyjskiego nie ciekawi ich żaden inny. Dlatego samo sedno rosyjskiej propagandy, czyli telewizor, jest jedynym oknem na świat.

5.Tysiące osób są przekonane, że wcześniej żyło się lepiej. W czasach Antanasa Smetony uważało się, że złoty wiek Litwy był gdzieś w czasach przedchrześcijańskich. Kiedy były tylko kurhany, bagna, węże, godni książęta i wielka jak pierś wojownika kultura. W czasach sowieckich myślano, że jednak lepiej było za Smetony. Po tym, jak uzyskaliśmy niepodległość, okazało się, że lepiej jednak żyło się pod butem Kremla. Bo teraz to zniszczono rolnictwo, a przemysłu w ogóle nie ma.

Nie próbujcie nawet udowadniać, że dzisiejsi rolnicy produkują trzy razy więcej zboża niż kołchozy, a u dobrego rolnika w portfelu więcej pieniędzy, niż u pięciu najlepszych dyrektorów kołchozów.

Nikt w to nie uwierzy, że w ciągu 24 lat zbudowano nowe fabryki, w których są produkowane części dla Boeinga lub Siemensa, albo że przedsiębiorca V.Bumelis konkuruje z amerykańskimi producentami farmeceutycznymi.

6. Fenomen Ž.Grigaitisa. O czym piszą nieprowincjonalne pisma dla kobiet? Kto jest na topie? Opisują życie reżyserów, aktorów, pisarzy, myślicieli, gwiazd muzyki, piłki nożnej, pływania i lekkiej atletyki. O czym pisze prowincjonalna prasa „light”? Ani dnia bez Grigaitisa. Ani tygodnia bez Jagelavičiūtė, Martinėlė, Musmirėlė, Zvonkė-Bunkė, Budrė, Mia, Skambinė, Pareigytė, Pikul, Gurevičiūtė, Burlinskaitė, Kiguolis i Kiguolė, Šalčiūtė, Šadžius oraz Valentaitė, Donaldy, przeróżnej maści czarownic, wróżek oraz Antanasa.

Kim oni są? Kim jest Grigaitis, czy on sam wie? Wszyscy jak papugi powtarzają „biznesmen”. Naprawdę? To niech pokaże swój biznes. Aha, jeszcze o biznesie i biznesmenach, a raczej bizneswomen.

7. Każda panienka, która wyszła za mąż za worek z pieniędzmi, przemytnika, albo za zwykłego bandytę, w pismach kobiecych przedstawia się jako bizneswoman.

Tylko nie pytajcie je o obrót, marże czy podatki ich spółek. Pytać można tylko o perły, czy zakupy w Mediolanie lub o wielkiej miłości do swego worka z pieniędzmi oraz o przyjaźń z M.Petruškevičiusem.

8. Nawet obywatelsko nastawieni mieszkańcy mówią, że w czasie wyborów mera zagłosują sami wiecie na kogo, ponieważ on już się nakradł. Tłumacząc ten potok podświadomości – w którym znajdziemy takie stwierdzenia, jak „w Sejmie wszyscy kradną”, „wszystkie media są kupione”, „a światem rządzą Żydzi” – na język litewski, brzmiałoby to tak: „Również chciałbym mieć tyle, ile ma tamten, który się nakradł. I gdybym nie był tak tchórzliwy, to sam również kradłbym. Dlatego nie potrzebuję, aby przyszedł jakiś nieskorumpowany dziwak, bo w ten sposób zburzyłby mój świat marzeń”.

Tylko nie pytajcie jej albo jego, czy złodziej może nie kradnąć. Zapomnijcie też o bożym przykazaniu „nie kradnij”. W najlepszym wypadku nie zrozumie, w najgorszym palnie ci w łeb pytaniem: Na kogo pracujesz, kto ci płaci?

9. Tutaj nie jest ważne, co mówią, ale kto mówi. Jeśli prezydent, premierowi, ministrowi (przedsiębiorcy albo zwykłemu zjadaczowi chleba) zada się niewygodne pytanie, to nikt nie będzie polemizował, bo: 1. Ten pytający i tak jest kupiony przez tego lub innego; 2. Jest aferzystą, co i tak wcześniej lub później wyjdzie na jaw.

Można też usłyszeć w ogóle powalającą odpowiedź: „A przed 20 laty, ty również zrobiłeś coś podobnego”. Jednym słowem panuje pogląd: „Jestem kierownikiem, a ty durniem!”.

10. Partia może stracić władzę, może nie przekroczyć progu wyborczego, może nie uzyskać ani jednego mandatu, ale i tak nie zmieni swego wodza. Bo partiami może zarządzać tylko 8 osób: Kubilius, Butkevičius, Paksas, Uspaskicha (Graužinienė i Daukšys nie liczą się, ponieważ i tak słuchają się Uspaskicha), Zuokas, Masiulis, Tomaszewski i Karbauskis.

Dlaczego oni i tylko oni? Bo mają jedną wspólną cechę – żaden z tej ósemki nie może zostać prezydentem.

11. Schizofrenia Nr. 1 w sprawie „W” (podział świadomości). Pogląd na nieznaną literkę jest też oznaką prowincjonalizmu, nawet jeśli nie schodzi się koniec z końcem.

Powiedzmy, literkę „w” zabrania się pisać w państwowych dokumentach dla powiedzmy średnio statystycznego Wojciecha. Jednak jeśli spojrzymy na dokumenty rejestracyjne narodowców czy konserwatystów, to tam nikogo „w” nie straszy, nawet największych patriotów.

Nie wierzycie? To zobaczcie www.tautininkusajunga.lt albo www.tevynessajunga.lt. Nie ma tam ani kropek, ani ogonków, a „w” jest, aż trzy razy. I wszystkie trzy zgodne z prawem. We wszystkich dokumentach partii patriotycznych. Litwa bez zlituanizowanego internetu – to Litwa bez przyszłości? Czy jednak nie do końca?

12. Schizofrenia Nr. 2. Brak pozytywnych wiadomości w mediach.

Negatywem w mediach obecnie częściej straszą niż księża Sądem Ostatecznym. Studentki zastraszone przez profesorów chodzą po redakcjach i błagają o zrobienie dnia pozytywnych wiadomości. Bez rosyjskiej wojny na Ukrainie, bez problemów w systemie grzewczym, bez sprawy „Porządku i sprawiedliwości”, bez miliardowych długów Wilna, bez pijanych policjantów robiących wypadki drogowe. I już jest pięknie?

Ale i tak potrzebujemy pozytywnych wiadomości. Kto twierdzi, że ich nie ma? O tym krzyczą ci, którzy najczęściej czytają kronikę kryminalną, o wypadkach drogowych, o Grigaitisie, Zvonkė-Bunkė, Mii i Martinėlė.

Najpoważniejszy tekst, który przeczytały te osoby w ciągu ostatnich 5 lat, to o pośle Gražulisie na asfalcie.

Czyż tak nie jest? Ok, niech podniosą rękę ci, którzy przeczytali pozytywne reportaże na 15min o fabrykach Umaro w Ucianie oraz Stansefabrikken w Wiłkomierzu. Były cholernie pozytywne.

Mrug, mrug. I co, znów od początku? Jak o „Rurze”.

* Rimvydas Valatka: 12 dalykų, išduodančių, kad Lietuva yra provincija

PODCASTY I GALERIE