W już nieistniejącym klubie piłkarskim FK Vilnius. I nie wspomina pobytu w naszym kraju najlepiej. „Na początku, gdy przybyłem do Wilna wszystko układało się wspaniale. Piękne miasto, pełne starych budynków, jakie widziałem tylko w filmach. Pewnego dnia szedłem po mieście z jednym z moich kolegów, Rodneiem. Podeszła do nas bardzo agresywna grupa ludzi. Zaczęli naśladować małpy i nękać nas. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem rasizmu. I niestety nie był to jedyny raz. Na ulicach ludzie wpadali na nas, próbując nas sprowokować. Podczas meczów fani naśladowali odgłosy małp i rzucali w nas monetami. To było obrzydliwe uczucie” – wspomina Paulinho w wywiadzie dla „The Players Tribune“. Po roku opuścił Wilno i przeniósł się do Polski. Tam również długo miejsca nie zagrzał, gdyż nie mógł sobie poradzić z depresja, której nabawił na Litwie, i wrócił do ojczyzny. W ubiegłym roku przeszedł z Chin do legendarnej Barcelony, a koszt transferu opiewał na 40 milionów euro… Państwo litewskie co roku pakuje grube miliony w promocję naszego kraju zagranicą. Wypada się cieszyć, że poczytne zachodnie gazety, czasopisma i portale coraz częściej wciągają Wilno, Kowno, Kłajpedę i inne litewskie miasta i miasteczka na listę miejsc, które należy obowiązkowo odwiedzić. Jednak trzeba też przyznać, że najlepszą reklamą są ludzie, którzy wrócili z Litwy zadowoleni i szczęśliwi. Szczególnie ludzie, których głos coś w dzisiejszym świecie znaczy. Jedna wypowiedź Paulinho o rasizmie Litwinów niweluje całą mozolnie tworzoną kampanię promocyjną Państwowego Departamentu Turystyki czy Invest Lithuania. Tak więc w gruncie rzeczy to każdy z nas jest ambasadorem swojego kraju, miasta, narodu. Nawet jeśli nigdy nie był poza granicami Litwy.
Polacy na Litwie bardzo często czują się przez Litwinów ignorowani i niedoceniani. Litwini nie chcą zrozumieć naszych racji, nie chcą spełniać obietnic, brakuje im empatii — można usłyszeć. Jednak jaki wizerunek swojej społeczności na Litwie mozolnie budują nasi działacze za pomocą wstążek gieorgijewskich, nawoływań do bombardowania Kijowa, zakazu aborcji czy żartów o „Wilnie bez pedałów”?… Wygląda na to, że dokładnie taki sam, jaki stworzyli dla Litwy pijani kibole zaczepiający przed 10 laty na wileńskich ulicach Paulinho i rzucający w niego bananami… Ktoś powie, że to nasza sprawa, że nikt nie będzie narzucał nam „zgniłych” zachodnich wartości, bo mamy własne, „euroazjatyckie”. I będzie miał rację. Rzeczywiście mamy prawo być zacofaną peryferią Europy i świata. Jednak korzystając z takiego prawa, musimy pamiętać, iż uderzając w swój i kraju wizerunek – uderzamy jednocześnie i we własną kieszeń.
Współczesną gospodarkę światową napędzają nie olbrzymie zakłady przemysłowe, fabryki i kopalnie. W rzeczywistości dzisiaj ciężki przemysł przenosi się do krajów Trzeciego Świata, gdzie są niższe standardy i niższe zarobki, a więc wyższa marża handlowa i zysk. W Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych, Japonii w gospodarce dominuje już od kilku dziesięcioleci klasa kreatywna. Stanowi ona od 35 do 45 proc. ogółu społeczeństwa. Zalicza się do niej między innymi naukowców, prawników, dziennikarzy, inżynierów, architektów i projektantów, ludzi pracujących w szkolnictwie i rozrywce, artystów i muzyków, czyli ludzi których funkcją ekonomiczną jest tworzenie nowych idei i pomysłów, nowych technologii i nowych treści kreatywnych. Dziś wszystkie kraje na świecie walczą o to, żeby kreatywni osiedlali się właśnie u nich, gdyż to oznacza zawrotny wzrost PKB, a więc i dobrobytu wszystkich mieszkańców.
Ale dla przedstawicieli kreatywnej klasy, jak twierdzi amerykański badacz problematyki Richard Florida, liczy się przede wszystkim różnorodność i wielokulturowość oraz towarzyszące im postawy tolerancji i otwartości – nie tylko w stosunku do wyglądu zewnętrznego, ale również kwestii religijności, rasy, etniczności, orientacji seksualnej, kultury, poglądów politycznych. Motorami współczesnego rozwoju, według Floridy, są trzy T. Tolerancja, technologia, talent. Tam gdzie jest powszechna postawa tolerancji, tam kierują się ludzie utalentowani, a ze względu na ich obecność powstają wynalazki technologiczne. Jeśli Litwa chce być państwem nowoczesnym i postindustrialnym – a taki cel przecież stawiają sobie litewskie elity – będzie musiała postawić na tolerancję. Takie są zasady tej gry: albo jesteś tolerancyjny, albo spadasz wraz ze swoim jaskiniowym nacjonalizmem i rasizmem do ligi krajów Trzeciego Świata. I to, co jest prawdziwe w przypadku państwa — jest prawdziwe i w przypadku poszczególnych jego części. Jeśli Wileńszczyzna chce być zamożną częścią Litwy, jeśli Polacy na Litwie chcą być wpływową wspólnotą i równorzędnym partnerem dla Litwinów — muszą być tolerancyjni.
Wilno posiada piękną wieloletnią spuściznę tolerancji religijnej, narodowościowej i językowej. Już w liście z dnia 25 stycznia 1323 roku do mieszkańców Lubeki, Bremy, Magdeburga, Kolonii i innych miast, wielki książe litewski Giedymin pisze, że Litwa jest bardzo tolerancyjna wobec chrześcijan. Zaprasza rycerzy, kupców, lekarzy, rzemieślników i wszystkich chętnych, by przybyli do Wielkiego Księstwa Litewskiego, prowadzili handel, wyznawali swoją wiarę bez żadnych ograniczeń. Przez wiele wieków mieszały się w naszym mieście wpływy litewskie, polskie, ruskie, żydowskie. Do dzisiaj widać je w każdym calu wileńskiej Starówki. Posiada jednak Wilno i mniej chlubne strony endeckiej i tautininkasowskiej nagonki na inaczej myślących, mówiących, wyglądających. Walk religijnych, pogromów żydowskich…
To od nas zależy do której z tych spuścizn będziemy chcieli się odwołać i czy staniemy się kreatywną stolicą Europy Wschodniej czy umierającym bantustanem na pograniczu Pierwszego i Trzeciego Światów.
Ten komentarz ukazał się 17 lipca na antenie audycji polskiej litewskiego radia publicznego LRT KLasika