A sytuacja robi się coraz gorsza. Przed kilkoma miesiącami OECD ogłosiła wyniki badania PISA za rok 2015. Wśród 70 krajów uczestniczących w badaniu Litwa zajęła 36 miejsce, tuż za Łotwą i Rosją, daleko za Polską oraz o lata świetlne od Estonii. Średnia unijna uczniów ze słabymi ogólnymi umiejętnościami wynosi 12 proc., na Litwie — 15 proc. W ciągu ostatnich trzech lat o blisko 4 proc. zwiększył się na Litwie odsetek uczniów mających najsłabsze umiejętności czytania ze zrozumieniem. Minister oświaty i nauki proponuje ze spadającymi wskaźnikami walczyć wydłużając o dwa tygodnie rok szkolny. Nie jest to pomysł nowy, jednak bez szerszego kontekstu, bez wiedzy o tym, jakie kolejne, obok wydłużenia roku szkolnego, zmiany są przewidziane (przede wszystkim w programach nauczania), jest tak samo użyteczny, jak lansowany przez polskich działaczy na Litwie pomysł na zachowanie polskiej szkoły po przez przekształcenie niemalże wszystkich szkół polskich w tzw. długie gimnazja.
Pomysł ten już został zresztą zrealizowany, mamy obecnie 36 polskich gimnazjów. W rzeczywistości to nie tyle rozwiązało problem, co go przełożyło na czas późniejszy. Bo większość takich gimnazjów, nie będąc w stanie zapewnić odpowiedniej jakości nauczania, odpowiedniego poziomu kadry pedagogicznej i bazy technicznej, po prostu będzie dalej traciło uczniów. Na rzecz sąsiednich szkół o lepszym poziomie (polskich i nie-polskich), ale też w wyniku naturalnych procesów — już za kilka lat wkroczymy w okres kolejnego niżu demograficznego. I żaden „koszyczek klasy” tej sytuacji nie naprawi.
Odkładanie podjęcia bolesnych, ale niezbędnych decyzji może doprowadzić do sytuacji, którą obecnie przerabiamy w Wilnie ze szkołą im. Joachima Lelewela, która się stała zakładnikiem politykierów. Przez ponad 10 lat przedstawiciele szkół, Polskiej Macierzy Szkolnej i władz miasta, którymi przez większą część tego okresu byli akurat przedstawiciele AWPL-ZChR, dyskutowali nad najbardziej optymalną siecią polskich szkół w mieście i ostatecznie postanowili… nie robić nic. Sęk w tym, że gdy nie jesteśmy w stanie podjąć decyzji sami — decyzje podejmują za nas inni. Takie decyzje rzadko bywają po naszej myśli, tylko po myśli polityków, którym napędzają głosy. Na szczęście fakt iż traktuje się je jak mięso armatnie dociera już i do społeczności szkolnych, czego dowodem list otwarty rady szkolnej „Lelewela”, który stwierdza bez ogródek, że pseudoobrońcy murów szkolnych próbują de facto doprowadzić do rozpadu szkoły.
„Zmniejszenie liczby szkół powoduje zmniejszenie liczby dzieci otrzymujących wykształcenie w języku ojczystym. Każda szkoła, jeżeli zapewni możliwość nauczania w języku ojczystym w bezpośredniej odległości od domu, bez potrzeby długiego dojazdu do niej — ma rację bytu”
— uważa prezes Polskiej Macierzy Szkolnej Józef Kwiatkowski. Nie do końca ma rację. Uczniowie potrzebują nie budynku szkolnego w zasięgu wzroku, tylko przede wszystkim odpowiedniego poziomu nauczania oraz sprawnego transportu, który by dowiózł ich do placówki, która taki poziom zapewnia. I już dawno temu znaleziono rozwiązanie tego problemu.
W USA.
Mam na myśli, oczywiście, „żółte” autobusy szkolne. Na Litwie jest ich niewiele, jeżdżą nieregularnie i tylko w rejonach wiejskich. W Ameryce słynnych żółtych autobusów jest dziś ponad 480 tysięcy i trudno sobie wyobrazić amerykańskie miasto bez tych pojazdów. Ponad połowa uczniów szkół i college’ów dojeżdża do szkoły właśnie szkolnymi autobusami. Są one darmowe i w ciągu każdego dnia przewożą 26 milionów uczniów.
Dlaczego więc tego rozwiązania nie zastosować u nas?
W konflikcie o szkołę imienia Joachima Lelewela zwolennicy pozostawienia szkole budynku na Antokolu argumentowali, że uczniów się przenosi na koniec świata, przeciwnicy twierdzili, że to zaledwie pół kilometra w linii prostej. W rzeczywistości wszyscy mieli i nie mieli rację jednocześnie. Faktycznie jest dalej niż pół kilometra, ale i nie koniec świata. Gdyby jednak uczniowie w Wilnie, przynajmniej do szkół polskich i rosyjskich, byliby dowożeni „żółtymi” autobusami, a nie musieliby korzystać z zatłoczonej i niedopasowanej do ich potrzeb komunikacji miejskiej — ten spór nie miałby żadnego znaczenia, gdyż i tak dziecko zostanie dowiezione od drzwi domu do drzwi szkolnych i z powrotem. „Żółte” autobusy rozwiązałyby nie tylko problem półpustych szkół, sensownie przekierowując potoki uczniów, ale i problem porannych korków, powodowanych przede wszystkim przez rodziców dowożących swoje pociechy przez całe miasto do szkół…
Dlaczego więc ten pomysł nie jest nawet dyskutowany?
Bo dbanie o polską oświatę na Litwie zrzucono na Polską Macierz Szkolną, która w gruncie rzeczy jest tylko związkiem zawodowym nauczycieli. A nawet nie związkiem nauczycieli, tylko związkiem nauczycieli i dyrektorów polskich szkół, owiec i wilków. Organizacją, której zależy przede wszystkim na zachowaniu miejsc pracy dla swoich członków. Gdy się ma taki cel — rzeczywiście ważniejsze wydaje się być zachowanie poszczególnych szkół jako jednostek budżetowych niż to, czy mają uczniów.
Fora rodziców polskich szkół, które mogłyby wyjść z taką inicjatywą, de facto są jedynie przybudówką do Macierzy Szkolnej, a Macierz Szkolna i fora — przybudówką AWPL-ZChR. Ostatecznie partia oczywiście mogłaby wyjść z taką inicjatywą, ale ma inne problemy na głowie, a poza tym im więcej szkół — tym przecież więcej mięsa armatniego w postaci nauczycieli na przedwyborczą agitację. I krąg się zamyka.
Na poziomie ogólnokrajowym problemy są inne, ale kwadratura koła jest podobna. Gdy cały świat dyskutuje na temat kierunków rozwoju oświaty: czy uczeń w szkole powinien przyswoić podstawową wiedzę z wszystkich dziedzin, czy raczej „uczyć się uczyć”? Czy powinien znać dokładną datę bitwy pod Grunwaldem i stolice wszystkich państw afrykańskich na pamięć, czy raczej wiedzieć, gdzie taką informacje znaleźć? Czy powinien uczyć się kreślenia, czy raczej AutoCadu? Czy przyszłość to nauczanie przedmiotów specjalistycznych, potrzebnych w przyszłych studiach lub zawodzie, czy raczej nauki interdyscyplinarne?… Tymczasem my na Litwie dyskutujemy o tym, czy przedłużyć rok szkolny o dwa tygodnie, czy o miesiąc.
Jeśli to się nie zmieni, obawiam się, że i następne badanie PISA nie wykaże na Litwie niczego optymistycznego.
Ten komentarz ukazał się dziś (18 kwietnia) na antenie Audycji Polskiej litewskiego radia publicznego LRT Klasika