
Jestem gotów przypuścić, iż istnieją patriotyczni masochiści, którym takie notoryczne dostawanie w ryj w imię polskości, może się podobać. Jednak masochiści w każdym narodzie stanowią zaledwie ułamek społeczności. Większość z nas bólu — ani fizycznego, ani metafizycznego — nie lubi, a więc i walki nie lubi, a po politykach oczekuje nie „bohaterskiego” rzucania się z gołą piersią na bagnety, tylko najszybszego rozwiązania problemów. Permanentna walka — to wymysł trockistów. Jednak jego autor, Lew Trocki, okazał się zbyt radykalny nawet dla swoich byłych towarzyszy broni, którzy mu ostatecznie złamali czaszkę czekanem.
„My Polacy, wychowani na kulcie beznadziejnych i tragicznych aktów rozpaczy mamy skrzywiony pogląd na kwestię wojny. Dla normalnego państwa 35-milionowego wojna to tylko instrument polityki narodowej. Wojna to nie harakiri szlachcica japońskiego, który zadowala swe uczucia zemsty za honor obrażony zabijając sam siebie. Wojna to nie demonstracja modlącego się tłumu, który z pieśnią na ustach szarżowany jest przez kozaków zaopatrzonych w białą i palną broń. Wojna się nie mierzy ilością bohaterskich zgonów, lecz ilością zwycięstw. Wojnę się zaczyna nie po to by umierać, lecz po to by wygrać”
— pisał w broszurach emigracyjnych znakomity wileński publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz.
Miał rację.
Niestety nasi liderzy nadal hołdują ideałowi popełniającego harakiri japońskiego samuraja, a nie pragmatycznemu ideałowi Cata-Mackiewicza.
Austriacki cesarz Maksymilian wypowiedział w swoim czasie te spiżowe słowa:
„bella gerant alii, tu felix Austria nube”.
Niech inni prowadzą wojny, ty szczęśliwa Austrio zawieraj związki małżeńskie.
I Austria, a dokładniej rodzina Habsburgów, tę zasadę konsekwentnie wprowadzała w życie. Skromni szwajcarscy książęta w XI w., zawierając stosowne związki małżeńskie, w ciągu kilku pokoleń rozciągnęli swe wpływy na większą część Europy. W rzeczywistości obecnie zasada bella gerant alii ma dużo szersze znaczenie: zamiast prowadzić wojny i walki, szukajmy pokojowych dróg osiągnięcia swoich celów. Zawierajmy kompromisy, prowizoryczne pakty, poszukujmy sojuszników. Wojny niech prowadzą inni, naszym sposobem niech będzie dyplomacja. Nic nie wskazuje na to, aby taka możliwość była zastrzeżona tylko dla Austriaków. Polacy na Litwie też mogą z tej możliwości korzystać.
I nawet chyba powoli zaczynają korzystać. Na kilka tygodni przed początkiem nowego roku szkolnego decyzją Rady samorządowej miasta Wilna kolejne dwie szkoły polskie uzyskały prawo do ubiegania się o status tzw. długiego gimnazjum: gimnazjum im. Adama Mickiewicza oraz szkoła podstawowa im. Szymona Konarskiego. Perturbacje wokół tych szkół ciągnęły się od roku 2015. Pikiety, wiece, gromy w prasie polskojęzycznej. Jednak problem rozwiązano, gdy zamiast
publicznie się oburzać, radni AWPL-ZChR zakulisowo sprawę akredytacji polskich szkół przehandlowali w zamian za przełamanie weta konserwatystów i zuokasówcow w sprawie przetargu na autobusy. Podobnie — bez strajków, pikiet i bicia piany pod ambasadą USA — udało się zachować filologię polską na Litewskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Argumenty i dyskusje organizowane przez PKD, a nie walka, przekonały władze litewskie do wyasygnowania w 2018 roku 350 tysięcy euro (1,5 miliona złotych) na retransmisję na Wileńszczyźnie polskich telewizji. W wyniku dwustronnych, polsko-litewskich, rozmów został rozwiązany spór litewskich kolei państwowych „Lietuvos geležinkeliai“ z Orlenem Lietuva. Polsko-litewskiej inicjatywie, w której i ja uczestniczę, udało się przezwyciężyć biurokratyczny marazm wileńskiego samorządu i uzyskać zgodę na upamiętnienie pamięci Józefa i Stanisława Mackiewiczów w Wilnie. A też mieliśmy pokusę zwołać konferencję prasową czy pikietę i walnąć pięścią w stół, ale jednak uznaliśmy, ze ważniejsza jest tablica pamiątkowa niż chwilowa satysfakcja z możliwości wysłania biurokratów i nacjonalistycznych polityków do wszystkich diabłów…
Czy jest to już pewien trend, czy tylko wypadek przy pracy i za chwilę znów wrócimy trockistowskiej teorii permanentnej walki? Nie wiem, ale do najbliższych wyborów jeszcze ponad rok, a to zawsze jakaś szansa na pewną stabilizację i normalność w polityce i relacjach polsko-litewskich. Tylko praca rozwiązuje problemy. Wszyscy, którzy uważają, że problemy rozwiązuje „walka” — przypominają mi bohaterów pewnego kawału. Otóż dwaj pijacy próbowali pewnego razu dostać ze słoika kiszony ogórek. Najpierw z tym zadaniem przez półgodziny się zmagał jeden, gdy się zmęczył, a ogórek nadal był w słoiku, za jego wydobywanie zabrał się drugi. I nieoczekiwanie udało mu się to za pierwszym razem. Pierwszy uczestnik libacji skwitował ten sukces kolegi następująco:
„Gdybym go nie zmęczył, tyś by go nie złapał”.
Komentarz ukazał się 17 października na antenie Audycji Polskiej litewskiego radia publicznego LRT Klasika