
Jest taki stary kawał o Rabinowiczu, który wyemigrował do Izraela, ale nadal czytał antysemickie pisemka. Gdy go zapytano dlaczego to robi, odpowiedział: „Gdy czytam izraelską prasę – to się dowiaduję, że Izrael jest małym krajem, otoczonym przez potężnych wrogów i targanym niekończącymi się kryzysami politycznymi i gospodarczymi. Zaś gdy czytam media antysemickie – to Izrael w nich się jawi jako supermocarstwo, które podbiło pół świata i właśnie się przymierza do zagarnięcia jego reszty”. Z tego samego powodu lubię czytać media kontrolowane przez AWPL-ZChR, bo wyglądam w ich artykułach na politycznego demiurga i szarą eminencję, która steruje nie tylko litewską, ale i polską oraz brukselską polityką. Niestety z prawdą taki wizerunek ma tyle wspólnego, co obraz Żyda w antysemickiej gazetce z prawdziwym Izraelitą.
Jedna z ostatnich kaczek dziennikarskich kontrolowanych przez AWPL-ZChR mediów głosi, że przeze mnie rozpada się frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Europejskim Komitecie Regionów. Prawda natomiast jest taka, że radny rejonu wileńskiego Tadeusz Andrzejewski rzeczywiście stracił miejsce w Komitecie Regionów. Zgodnie z prawem litewskim partia ma prawo do posiadania swego przedstawiciela w litewskiej delegacji w Komitecie Regonów, jeśli w ostatnich wyborach samorządowych zdobyła z grubsza, bo ta liczba się zmienia przy okazji każdych wyborów, 78 tysięcy głosów. Tysiąc głosów, które padły na mnie (nawet jeśli uznamy, że wszystko to są głosy byłych wyborców AWPL-ZChR) akurat w żaden sposób nie mógł zaważyć na mandacie Andrzejewskiego w Komitecie Regionów, bo żeby ten mandat utracić polska partia musiała stracić nie tysiąc, tylko co najmniej 12 tysięcy głosów w porównaniu do wyborów samorządowych z roku 2015. Jak wiadomo AWPL-ZChR w ubiegłym roku zdobyła o 28 tysięcy głosów mniej niż w roku 2015 i przyczyn tej katastrofy powinna poszukać we własnych szeregach.
No ale powróćmy do bardziej interesującego tematu dyskryminacji na tle narodowościowym. Gdy prezydent Gitanas Nausėda ogłosił, iż minister Jarosław Narkiewicz musi odejść między innymi dlatego, że „zatrudnił prawdopodobnie blisko 20 kolegów partyjnych lub osób z partią powiązanych w przedsiębiorstwach podległych ministerstwu”, Litwę zalała fala oburzenia. Jedni oburzali się, że stanowiska państwowe są obsadzane Polakami z klucza partyjnego, inni, że takie oświadczenia to dyskryminacja etniczna. Ja natomiast mówiłem: zaczekajmy z ocenami aż ta lista wypłynie. A w to że wypłynie nie wątpiłem ani przez chwilę.
I oto przed paroma tygodniami do mediów wyciekła informacja STT z której wynika, że od chwili, gdy ministrem łączności został Jarosław Narkiewicz w resorcie pracę znalazło 16 osób pośrednio i bezpośrednio powiązanych z AWPL-ZChR. Niektóre nazwiska znaliśmy i bez STT – to członkowie politycznego gabinetu ministra Narkiewicza. Ich pojawienie się w resorcie jest rzeczą absolutnie normalną i usprawiedliwioną. Na polityczne stanowiska minister powołuje tego, do kogo ma zaufanie. Pozostali to albo płotki, albo osoby, których powiązania z AWPL-ZChR są bardzo dalekie. Przez ciotkę, babcię, kuzyna. Takie powiązania z partią Tomaszewskiego to i ja mam. Czy jednak to, że lista okazała się niewypałem od razu uprawnia do mówienia o dyskryminacji?
Nigdy osobiście z dyskryminacją na tle narodowościowym nie spotkałem się, ale nie mam wątpliwości, że na Litwie istnieje. Mówią o tym np. badania Eurostatu. Tylko czy można do niej zaliczyć całkowicie usprawiedliwioną chęć społeczeństwa wyjaśnienia, czy aby minister nie zatrudnia wbrew prawu swoich partyjnych kumpli? Wydaje mi się, że my, litewscy Polacy, zbyt często o wszelkie swoje niepowodzenia zawodowe oskarżamy dyskryminację. Nie dostaliśmy podwyżki lub awansu? To na pewno przez to, że Litwini nas, Polaków, nie lubią. Skrytykowano nas? To przez antypolskość, którą Litwini wyssali z mlekiem matki. Bo tak jest po prostu łatwiej niż poszukiwać przyczyn w sobie i swoich błędnych zachowaniach. A ponieważ politycy są grupą zawodową, która do swoich błędów przyznaje się na Litwie najrzadziej – to nieprzypadkowo właśnie politycy AWPL-ZChR najczęściej najgłośniej krzyczą publicznie o tym, że są dyskryminowani. Kierując się ich logiką to chyba tylko polskie pochodzenie zmusiło Narkiewicza do zjedzenia słynnego darmowego „kotleta” w Abu Zabi.
Ten felieton ukazał się we wtorek (4 lutego) w audycji polskiej litewskiego radia publicznego LRT Klasika