
„W żadnym przypadku nie można tego porównać! Żyjemy w znacznie bogatszym kraju. Mimo wszystkich problemów Rosjanie są zadowoleni, że należą do Unii. Tu trzeba rozróżnić dwie rzeczy. W życiu codziennym sytuacja jest niemal idealna. Aż 20 proc. etnicznych Łotyszy bierze ślub z osobami rosyjskojęzycznymi: to jeden z najwyższych wskaźników małżeństw mieszanych w Unii. Problemem jest natomiast brak reprezentacji politycznej na poziomie centralnym” – oświadczył w wywiadzie dla polskiego dziennika Uszakow, podkreślając, że Łotwa jest członkiem NATO, co gwarantuje jej bezpieczeństwo.
Moda na „zielone ludziki”
Z takim poglądem zgadza się polski dziennikarz i publicysta specjalizujący się w polityce krajów bałtyckich Tomasz Otocki. „ Jest moda, by na wszystkie tematy związane z Rosjanami w krajach bałtyckich pisać, jak gdyby już za chwilę w Rydze czy Narwie miałyby się pojawić rosyjskie czołgi czy „zielone ludziki”. Czasem w tym wszystkim nasze media bywają zabawne. W prestiżowej gazecie dwa miesiące temu wielkimi literami krzyczał tytuł „Łotewscy Rosjanie proszą Moskwę o pomoc”, w artykule wspominano, że Aleksandr Gaponienko, wczoraj zatrzymany przez Policję Bezpieczeństwa Łotwy, poprosił Moskwę o protekcję nad lokalnymi Rosjanami. Problem w tym, że Gaponienko nie ma na Łotwie żadnego poparcia społecznego, a faktycznym liderem rosyjskich Rosjan jest teraz burmistrz Rygi Nił Uszakow, który w marcu spotkał się w Rydze z Michaiłem Chodorkowskim… Ale to chyba szczegół dla naszych mediów” – wyjaśnił dla zw.lt swój pogląd Tomasz Otocki.
Polski dziennikarz podkreślił, że oczywiście Lotwa lub Estonia, mają pewne problemy z rosyjską mniejszością. „Brak obywatelstwa (300 tys. nie-obywateli na Łotwie + 50 tys. obywateli Federacji), gorsza pozycja społeczna, poczucie wykluczenia symbolicznego („jesteście okupantami!”), brak polityków rosyjskich w rządzie (prawicowe partie, które od 1993 roku rządzą Łotwą nie mają w swoich szeregach, poza paroma wyjątkami, praktycznie żadnych rosyjskojęzycznych), brak znajomości łotewskiego częsty wśród Rosjan, który sprawia, że nie zawsze mogą poradzić sobie na rynku pracy czy w komunikacji z urzędami (brak znajomości łotewskiego jest niestety zawiniony przez samych Rosjan). Ale są też plusy: możliwość swobodnego podróżowania po Unii Europejskiej, podejmowania pracy w Irlandii czy Wielkiej Brytanii (nawet nie-obywatele to mogą robić!), wyższy poziom życia i kultury na Łotwie, po prostu w Rydze lepiej się żyje (nawet tym, którzy są nie zawsze traktowani fair przez współobywateli) niż w Moskwie, nie mówiąc o Pskowie czy Nowgorodzie” – wytłumaczył Otocki, dodając, że ci Rosjanie, którzy mają obywatelstwo – w odróżnieniu od Rosji, gdzie wybory są zwykłą fikcją – mogą uczestniczyć w procesie demokratycznym. Właśnie dzięki nim Uszakow został merem Rygi.
Z drugiej strony „obraz Rosji” w świadomości rosyjskojęzycznych mieszkańców Łotwy jest mocno wyidealizowany. Mają żal do łotewskich władz, ale mimo wszystko ojczyzną jest dla nich Łotwa, a nie Rosja, w której bardzo często nie byli.
„ Rosja dąży do wywierania wpływu politycznego na Łotwę (np. poprzez włączenie partii Zgoda Niła Uszakowa do rządu) oraz dominacji gospodarczej (Port Ryski, spółki zajmujące się transportem). Chce, by Łotwa była „pomostem” między Wschodem i Zachodem, miejscem, gdzie bogaci Rosjanie będą mogli lokować swój kapitał albo przyjeżdżać na wakacje. Więc celem Rosji jest raczej uczynienie z Łotwy drugiego Cypru czy Grecji (co też jest niebezpieczne!) czy Słowacji Fico, ale nie aneksja” – jest przekonany publicysta.
Putin nie Hitler
Inną sprawą jest członkostwo w NATO. Nie patrząc na to, że reakcja sojuszu bardzo często jest ospała, to raczej nic nie wskazuje na to, że Rosja zaryzykuje otwarty konflikt z Sojuszem Północno-Atlantyckim. „Teoretycznie – być może, ale to jest pójście w konfrontacje z NATO, a na to ani Rosja, ani Rosjanie nie są gotowi. NATO patrzy i się uczy, scenariusz wojny hybrydowej jest już znany, więc jeśli wystąpiłyby symptomy tego, co działo się na Krymie czy w Donbasie natychmiast by je zlikwidowano. Mówię w tym wypadku o zajmowaniu budynków publicznych, komend policji albo jednostek wojskowych. No, chyba, że nastąpiłaby otwarta inwazja, ale to już by nie był Donbas, tylko atak na członka NATO. A to Rosji jest niepotrzebne, bo Putin to nie Hitler i nie zamierza umierać na ołtarzu swojej obsesji. Przeciwnie, zamierza powoli, stopniowo ogrywać ile może i dożyc późnej, przyprawionej botoksem starości w dobrobycie” – powiedział w rozmowie z zw.lt Ziemowit Szczerek, pisarz i dziennikarz specjalizujący się w tematyce wschodniej.
„Oczywiście, jeśli Rosja uzyskałaby sukces na Ukrainie, bo udało jej się zupełnie już zwasaliwizować Białoruś czy część Kaukazu, wtedy może wysunąć rękę po Rygę czy Narwę. Apetyt rośnie w miarę jedzenia… Ale obecnie, w ciągu 5-10 lat, po tym jak Rosja połamała sobie zęby nawet na Ukrainie, nie widzę zagrożenia Donbasem nad Zatoką Ryską…. Może za bardzo usypiam, uspokajam czytelników? Może… Ale straszyć bez potrzeby też nie lubię” – zaapelował Otocki.