Jednym z głównych zadań największej konspiracyjnej armii świata w okresie drugiej wojny światowej – Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), później przekształconego w Armię Krajową (AK), było zbrojne powstanie przeciwko okupantom – niemieckiemu i sowieckiemu. Miało ono Polsce ostateczne wyzwolenie. Już 4 grudnia 1939 r. ówczesny Komendant Główny ZWZ gen. broni Kazimierz Sosnkowski depeszował do płk. Stefana Roweckiego, który został wyznaczony na pierwszego Komendanta Obszaru ZWZ nr 1, że: Szkolenie wojskowe kadr oddziałów wojskowych; gromadzenie środków walki zbrojnej; przygotowanie powstania zbrojnego na tyłach armii okupacyjnych, które nastąpi z chwilą wkroczenia regularnych wojsk polskich do Kraju.
Pierwsze założenia powstania
Powyższe założenie były uwarunkowane wieloma czynnikami, tak zewnętrznymi jak i wewnętrznymi. Przede wszystkim powstanie uzależnione było od sytuacji zbrojnej okupantów – III Rzeszy i ZSRS oraz i państw sprzymierzonych – Anglii, Francji, a później także USA i ZSRS. Nikt z polskiego gremium decyzyjnego nie chciał się porwać na zbrojne, rozstrzygające wystąpienie przeciw okupantom silnym gospodarczo i militarnie. Dlatego też przywódcy konspiracji doszli do słusznych wniosków w tej sprawie. Powstanie w kraju może mieć miejsce dopiero w momencie ostatecznej klęski Niemiec, w okresie ich „dobijania” – pisali historycy w III tomie „Polskich Sił Zbrojnych w drugiej wojnie światowej”, poświęconym AK, powtarzając najważniejsze wnioski sformułowane na konferencji belgradzkiej, z przełomu maja i czerwca 1940 r. Chodziło przecież o polską rację stanu, którą dobitnie wyłożył ówczesny premier a jednocześnie Naczelny Wódz (NW) Wojska Polskiego gen. dyw. Władysław Sikorski, francuskiemu gen. Maxime Weygandowi: ostateczny wynik przedwcześnie wywołanego powstania dałby skutek całkiem odwrotny od zamierzonego. […] wywołanie ogólnego powstania byłoby aktem bezcelowym, aktem, który bez wyraźnych korzyści dla sprzymierzonych oznaczałby ostateczne męczeństwo Kraju.
W związku z powyższymi nad koncepcją powstania pracowali sztabowcy polscy w kraju i zagranicą. Przez kolejne lata trwania wojny powstało kilka, różniących się od siebie koncepcji zrywu zbrojnego, m.in. krajowe: Raport Operacyjny nr 54 i Raport Operacyjny 154, a takżeemigracyjne: rozkazy NW – 1.408/III, 1.841/III, elaborat oficera Oddział III Sztabu NW ppłk. dypl. Antoniego Grudzińskiego „Raport w sprawie prac przygotowawczych do planu powstania” przygotowany przez gen. Sosnkowskiego, „Plan użycia całości sił zbrojnych Polski” opracowany w Oddziale III Sztabu NW, elaborat „Potrzeby i organizacja dowodzenia z chwilą rozpoczęcia akcji powstańczej w Kraju” czy też „Instrukcja dla Kraju” z 26 października 1943 r.
Wszystkie powyższe dokumenty dotykały fundamentalnych zagadnień związanych z wybuchem bądź zaniechaniem ewentualnego powstania: cele i sposoby walki, tło międzynarodowe, kwestia sowiecka, etc. Jednak była to tylko teoria. Praktyka miała jak zwykle okazać się o wiele bardziej brutalna.
Od 1943 r. powszechny zryw niepodległościowy w Polsce był coraz bardziej realny. Kolejne klęski niemieckich sił zbrojnych na wschodzie doprowadziły w rezultacie do odwrotu Wehrmachtu z obszarów ZSRS. Już w nocy z 3 na 4 styczna 1944 r. Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną granicę II Rzeczypospolitej. Wobec tego faktu, 4 stycznia, rozpoczęła się tzw. operacja Burza, której zasadniczym celem było odbicie z rąk niemieckich zajętych obszarów i witanie krasnoarmiejców jako gospodarze danego terenu. Z Burzy, w marcu 1944 r. została jednak wyłączona Warszawa.
Początek lipca 1944 r. – pozorny spokój
Zepchnięci na zachód Niemcy, wielokrotnie pobici, bezradni, zdemoralizowani, a nawet i przestraszeni byliby, jak się wówczas wydawało, idealnym celem powstania zbrojnego. Podczas spotkania polskiego premiera Stanisława Mikołajczyka, gen. Sosnkowskiego, który był wówczas NW Wojska Polskiego, oraz ministra Obrony Narodowej gen. dyw. Mariana Kukiela, które odbyło się 3 lipca 1944 r., Mikołajczyk stwierdził, że Sowiety szukały do niedawna kontaktów i rozmów z Rządem Polskim, sprawiając wrażenie, że dążą do porozumienia. Jednak chęci te ustały, bowiem wedle premiera Sowiety powzięły decyzję pójścia drogą faktów dokonanych. Jak się dziś, z perspektywy kilkudziesięciu lat, wydaje realizm Mikołajczyka kończył się na tych dwóch spostrzeżeniach.
Inne jego wypowiedzi są bowiem przerażająco naiwne. Wedle opinii premiera Sowieci nie dążyli prawdopodobnie do stworzenia [z Polski – P.Sz.] XVII Republiki. Co więcej, wydawało mu się, że dla decyzji Stalina w sprawie Polski istotne znaczenie będzie miała opinia międzynarodowa. Ponadto uważał, że sowiecki dyktator, wobec ciężkiej sytuacji gospodarczej swojego kraju, będzie chciał utrzymywać dobre stosunki z USA i Wielką Brytanią. Jak sądził, otwarta wrogość Armii Czerwonej wobec Polski mogłaby je skutecznie popsuć. Innym naiwnym stwierdzeniem, które padły z ust premiera podczas spotkania 3 lipca, były słowa, że radzieckie wojska okupacyjne dość szybko opuszczą obszar zajętej Polski. Wobec powyższych Mikołajczyk uważał, iż AK musi podjąć zbrojny wysiłek wobec wycofujących się Niemców. Uważał również że Polskie Państwo Podziemne musi wobec Sowietów prowadzić tzw. politykę faktów dokonanych, tj. ujawnianie się i przejmowanie stanowisk administracyjnych.
Zupełnie inne stanowisko przedstawiał w poruszonych powyżej sprawach gen. Kazimierz Sosnkowski. Jego opinię można skrótowo wyrazić jako zdecydowany brak zaufania do jakiejkolwiek dobrej woli Sowietów, a także całkowity sprzeciw wobec wszystkich poglądów wyrażanych przez Mikołajczyka.
Po spotkaniu z 3 lipca 1944 roku, tak NW jak i premier przesłali do kraju depesze, w których przedstawili swoje odrębne stanowiska dotyczące sytuacji w Polsce. Mikołajczyk zapytywał Delegata Rządu na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego „Sobola”: Czyście rozpatrywali kwestie powstania na wypadek rozsypki Niemców, ewentualnie częściowego powstania, gdzie by władzę przed przyjściem Sowietów objęli Delegat Rządu i Komendant Armii Krajowej? Natomiast NW argumentował jednoznacznie Dowódcy AK gen. dyw. Tadeuszowi Bór-Komorowskiemu: „na obszar Polski spłynąć może ponad sto dywizji niemieckich. Całość tych sił będzie prawdopodobnie bronić uparcie dostępu do Niemiec […]. Z chwilą rozpoczęcia obecnej ofensywy nastawienie rządu sowieckiego uległo dalszemu zaostrzeniu w sensie zdecydowanej niechętnie do porozumienia, czy choćby tylko nawiązania rozmów z naszym Rządem. […] W tych warunkach wojskowo-politycznych powstanie zbrojne narodu nie byłoby usprawiedliwione, nie mówiąc już o braku fizycznych szans powodzenia“.
Pomimo, iż powyższe depesze nie odnosiły się bezpośrednio do kwestii wybuchu Powstania Warszawskiego to w pewien sposób nakreśliły opinie tych dwóch polityków na tę sprawę. Wówczas wydawało się, że nie była ona aż tak paląca.
Stanowisko NW dotyczące wybuchu powstania w zasadzie nigdy się nie zmieniło. Sosnkowski był mu generalnie przeciwny, choć akceptował, w pewnych tylko warunkach, operację Burza. Według niego miała ona jednak mieć nie charakter powstania, leczwzmożonej akcji dywersyjnej.
Zresztą Sosnkowski nie był odosobniony w swoim stanowisku. Reprezentował praktycznie wszystkich piłsudczyków, którzy niezwykle krytycznie odnosili się do posunięć gabinetu Stanisława Mikołajczyka. Grupa emigracyjnych sanatorów chciała odejść od tzw. filozofii walki i przejść na tzw. zasadę ekonomii sił. Natomiast piłsudczycy zgromadzeni w Konwencie Organizacji Niepodległościowych i Obozie Polski Walczącej stwierdzili m.in., że ujawnienie się przed Sowietami uniemożliwi kontynuowanie walki podziemnej pod nową, stalinowską okupacją.
Premier natomiast, o chwili wybuchu powstania w Warszawie, powiedział po wielu latach:Politycznie nie było mi to na rękę, a w swoich wspomnieniach Powstanie Warszawskie określał jakotragedię. Jednak jak wskazują jego późniejsze posunięcia, a także opinie jego współpracowników zrobił de facto wiele, aby doszło do zrywu niepodległościowego w Warszawie, o czym napiszę poniżej.
Armia Czerwona u bram Warszawy
Pozorny spokój w Warszawie przerwała ofensywa Armii Czerwonej na froncie wschodnim. Sukcesy krasnoarmiejców były tak duże, iż 21 lipca 1944 r. trzej generałowie – Komorowski, szef sztabu Komendy Głównej AK gen. bryg. Tadeusz Pełczyński „Grzegorz”, oraz I zastępca szefa sztabu a jednocześnie szef Operacji KG AK gen. bryg. Leopold Okulicki „Kobra” zdecydowali, iż Warszawa zostanie włączona do operacji „Burza”. Szczególnie ostatni oficer był gorącym zwolennikiem walk o Warszawę, mimo, że przybył do kraju z wyraźną dyrektywą NW, iż stolicy nie wolno włączyć doBurzy. Mimo to przekonał swoich racji Bora-Komorowskiego, który tłumaczył po latach, że o ostatecznej decyzji w sprawie wybuchu walk w Warszawie zadecydowały trzy czynniki: wojskowy, polityczny i ideologiczny. Po pierwsze liczono, że uderzenie zewnętrze, tzn. sowieckie, połączone z walkami wewnątrz miasta, tj. polsko-niemieckimi skróci okres wyzwolenia stolicy, a tym samym uchroni ją przed zniszczeniami. Po drugie trzej oficerowie uważali, że walka o Warszawę będzie ostatnią okazją pobicia hitlerowskich Niemiec, a tym samym pokazania światu ogromnej wolę walki Polaków. Byłaby ona zaprzeczeniem propagandy sowieckiej mówiącej o rzekomej faszyzacji Polskiego Państwa Podziemnego. Po trzecie dowódcy AK uznali, że heroiczna walka o Warszawę może zmienić sytuację Polski na arenie międzynarodowej.
Ostatnią hipotezę podważał emisariusz Jan Nowak-Jeziorański, w rozmowie z gen. Pełczyńskim. „Nie orientuję się w całości sytuacji, nie znam wszystkich waszych przesłanek wojskowych, ale jeżeli sobie wyobrażacie, że Powstanie wywoła jakieś wielkie echa na Zachodzie, to muszę panu powiedzieć, że będzie to burza w szklance wody. Wy sobie z tego nie zdajecie sprawy“ – ostrzegał Jeziorański.
Podejmując powyższą decyzję Bór-Komorowski przekazał do Londynu informację: Zarządziłem wzmożony nasłuch do powstania. O całej sytuacji poinformował także polskich polityków – Jankowskiego oraz przewodniczącego Rady Jedności Narodowej (RJN) Kazimierza Pużaka. Cztery dni później depeszował jeszcze bardziej otwarcie: Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę.
W tym samym czasie gen. Sosnkowski przebywał we Włoszech, gdzie m.in. wizytował II Korpus Polski. Wobec sytuacji w kraju tak Prezydent RP Władysław Raczkiewicz, jak i szef sztabu NW gen. bryg. Stanisław Kopański wzywali Sosnkowskiego do powrotu. Niestety bez rezultatu, co później było generałowi wielokrotnie wypominane. Rację miał Kopański charakteryzując swojego przełożonego: Sosnkowskiemu [brakowało – P.Sz.] umiejętności podejmowania decyzji. Widać to doskonale w depeszach jakie w kolejnych dniach słał NW do Kopańskiego. Brakowało tam wyraźnego rozkazu zakazującego wybuchu powstania. Zamiast tego znajdują się w nich tylko przestrogi, mimo faktu, że generał był gorącym przeciwnikiem walk w Warszawie. Sosnkowski w depeszy datowanej na 28 lipca 1944 r. pisał ostrzegająco i pouczająco: „W obliczu sowieckiej polityki gwałtów i faktów dokonanych, powstanie zbrojne byłoby aktem pozbawionym politycznego sensu, mogącym za sobą pociągnąć niepotrzebne ofiary. Jeśli celem powstania miałoby być opanowaniem części terytorium Rzeczypospolitej, to należy zdawać sobie sprawę, że w tym wypadku zajdzie konieczność obrony suwerenności Polski na opanowanych obszarach w stosunku do każdego, kto suwerenność tę gwałcić będzie. Rozumienie, oznaczałoby to w perspektywie, skoro eksperyment ujawniania się i współpracy spełzł na niczym wobec złej woli Sowietów“.
Faktem jest, iż dokument ten nie dotarł do adresata, ale wiele mówił o działaniu Sosnkowskiego. Zresztą wszystkie depesze NW był pisane w tym tonie. W obronę wziął gen. Sosnkowskiego jego biograf dr Jerzy Kirszak pisząc, że depesze NW, wobec intrygi oficerów z jego sztabu nie dotarły lub docierały z opóźnieniem do Polski. Mimo wszystko obowiązkiem Sosnkowskiego był wówczas powrót do Londynu, skąd zdecydowanie łatwiej mógł obserwować i wpływać na sytuację w kraju.
Depesza gen. Komorowskiego z 21 lipca trafiła na biurko premiera cztery dni później. Reakcją na nią była uchwała Rady Ministrów, de facto utrzymywana w tajemnicy przed członkami rządu przez kolejne dwa dni, a podpisana przez Stanisława Mikołajczyka do Delegata Jankowskiego: upoważniam Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym. Za jej tenor, jak to określił prof. Stanisław Salmonowicz, odpowiedzialny był Mikołajczyk. Wedle opinii członka Rady Narodowej i prominentnego działacza Polskiej Partii Socjalistycznej na emigracji Adama Pragiera powyższa decyzja znosiła uchwałę z października 1943 r., która mówiła o tym, iż ostateczne zdanie w sprawie powstania miał rząd polski w Londynie. Podobną opinię przedstawił w swoich wspomnieniach gen. Kopański, który słysząc na posiedzeniu rządu, w dniu 28 lipca, o całym zajściu zapytał o tę decyzję gen. Kukiela. Minister Obrony Narodowej odpowiedział Kopańskiemu, że uchwała, upoważniająca Jankowskiego o decyzji do powstania była prawdopodobnie odzwierciedleniem opinii większości ministrów rządu Mikołajczyka.
Oprócz powyższych Adam Pragier, który był przeciwnikiem Burzy w dużych miastach stwierdził:
Mikołajczyk zamierzał bezwątpienia do powstania; wskazuje na to, że na dzień następny (26 lipca 1944 r.) zapowiedział Radzie Ministrów, że przedłoży projekt swojego przemówienia do kraju. Projektu tego nie przedłożył. Wyjechał nagle do Moskwy
To swoiste parcie Mikołajczyka do powstania wynikało, jak napisał gen. Kopański, z faktu, iż premier szedł na rozmowy ze Stalinem i chciał osiągnąć polityczny atut dla powstania. Po raz kolejny polityk ten okazał się człowiekiem naiwnym.
Niestety niewiele o całym zajściu mówią wspomnienia wicepremiera Jana Kwapińskiego, który prowadził posiedzenie rządu w dniu 28 lipca. Jedyną jego sugestią, dotyczącą opinii rządu na sprawy powstania w Warszawie może być fragment jego przemówienia do kraju z 8 sierpnia: „Armia Krajowa w oparciu o ludność stolicy prowadzi walkę o wyzwolenie. Wiem, że dla Was [społeczeństwa polskiego – P.Sz.] zbędne są słowa. Zbędną są dlatego, że sami postanowiliście rozpocząć walkę z upoważnienia Rządu Rzeczypospolitej, wspólnie z przedstawicielami politycznymi naszego narodu reprezentowanego w Radzie Jedności Narodowej“.
Fragment ten może być interpretowany dwojako. Wicepremierowi nie wypadało przecież powiedzieć, że powstanie wybuchło, ale rząd go nie akceptuje. Jednak z drugiej strony mogła być to szczera prawda, która należało wyłożyć walczącym w stolicy.
Innym ciekawym, londyńskim problemem, dotyczącym powstania jest pytania na ile o całej sytuacji wiedział prezydent RP Władysław Raczkiewicz. Na pytanie prof. Janusza Zawodnego: czy prezydent Raczkiewicz był informowany o decyzjach co do powstania?, August Zaleski – szef Kancelarii Cywilnej Prezydenta odpowiedział krótko: Nie. Nikt mu nic nie mówił ani o tym, jakie zarządzenia zostały wysłane do Polski, ani o tym jaka była reakcja kraju.Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, aby zwierzchnik sił zbrojnych nie wiedział o planowanym zbrojnym wystąpieniu w stolicy. Tym bardziej, że w ostatnich dniach lipca Raczkiewicz wzywał NW do powrotu do Londynu pisząc w depeszy: Ze względu na sytuację proszę Pana Generała o niezwłoczny powrót.
Jaka była opinia prezydenta na kwestię powstania? Miał on wierzyćw rozum polityczny Kraju. Co więcej, o jego opinii dotyczącej powstania mówi fakt, iż zablokował on cytowaną już przeze mnie depeszę NW do Bora-Komorowskiego z dnia 28 lipca. W opinii Witolda Babińskiego prezydent nie zablokował decyzji o wybuchu Powstania ponieważ bał się odpowiedzialności. Zresztą nie był w tym odosobniony – NW wyjechał przecież do Włoch, a premier zrzucił tę odpowiedzialność na przywódców w kraju. Tym niemniej po 1 sierpnia prezydent robił wiele, aby uzyskać pomoc dla walczących w Warszawie żołnierzy, a także starał się załagodzić konflikt pomiędzy NW a premierem.
Politycy krajowi a powstanie
Powyżej opisałem jakie poglądy na wybuch powstania mieli najbardziej liczący się polscy politycy emigracyjni. Należy jednak jeszcze odnieść się do sytuacji w Polsce i scharakteryzować pokrótce co o wybuchu Powstania sądzili najważniejsi politycy przebywający w kraju.
Wedle słów Mikołajczyka Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski uważał pomysł wybuchu powstania za zbyt wczesny. Jednak, jak wspominał Stefan Korboński „Zieliński” – szef Oporu Społecznego w Kierownictwie Walki Podziemnej, pomiędzy 22 a 24 lipca gen. Bór-Komorowski spotkał się z Jankowskim i przedstawił racje przemawiające, wedle niego, za rozpoczęciem walk w Warszawie. Rozmowa ta poskutkowała zasadniczą zmianą w podejściu „Sobola” do kwestii powstania. Świetnie obrazuje to dyskusja pomiędzy Jankowskim a Janem Nowakiem–Jeziorańskim 30 lipca 1944 r. Na pytanie emisariusza o możliwość cofnięcia decyzji o powstaniu Delegat odpowiedział:
„My tu nie mamy wyboru. „Burza” w Warszawie nie jest czymś odosobnionym. To jest ogniowo w dłuższym łańcuchu, który zaczął się we wrześniu. Walki w mieście wybuchnął, czy my tego chcemy czy nie. […] Za dzień, dwa albo trzy Warszawa będzie na pierwszej linii frontu. Ja nie wiem, może Niemcy wycofają się od razu, a może dojdzie do walk ulicznych jak w Stalingradzie. Czy pan sobie wyobraża, że nasza młodzież dysząca żądzą odwetu, którą myśmy szkolili od lat, sposobili do tej chwili, daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom wywieźć bez oporu do Rzeszy? Jeśli my nie damy sygnały do walki ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie rzeczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi. Tu nie chodzi o nas, o kompromitację kierownictwa. Stoimy wobec gigantycznego oszustwa, które ma przekonać i zagranicę i nasze własne społeczeństwo, że Polska sama dobrowolnie zakłada sobie obrożę na szyję, a wolę ludności reprezentuje sowiecka agentura. My nie możemy zachowywać się biernie wobec takiej gry“.
– argumentował Jankowski.
Odpowiedź Delegata świadczy jednoznacznie o jego opinii na temat powstania.
Oprócz spotkania z Delegatem w poniedziałek 31 lipca Bór–Komorowski, rozmawiał z tzw. Komisją Główną Rady Jedności Narodowej, w skład której wchodzili: przewodniczący Komisji i działacz PPS Kazimierz Pużak „Seret”, I zastępca przewodniczącego Józef Grudziński „Markiewicz” ze Stronnictwa Ludowego, a także dwaj pozostali zastępy Władysław Jaworski „Olza” ze Stronnictwa Narodowego i działacz Stronnictwa Pracy Franciszek Urbański „Rzewuski” oraz sekretarz RJN Bolesław Biega. Na tym spotkaniu generał zapytał zebranych, czy według nich Warszawa, przed wejściem do niej sił sowieckich, powinna być opanowana przez AK. Wszyscy jednogłośnie odpowiedzieli, że tak. Dalej Bór zapytał: ile czasu powinno upłynąć pomiędzy opanowaniem miasta a wkroczeniem doń Armii Czerwonej? Zebrani politycy odpowiedzieli mu, że potrzebowaliby ok. dwunastu godzin, aby polska administracja mogła rozpocząć urzędowanie. Rozmowa ta świadczy o pełnej akceptacji polityki wojskowej prowadzonej przez Dowódcę AK, choć wówczas nie było jeszcze ostatecznej decyzji kiedy powstanie wybuchnie. Kazimierz Bagiński „Dąbrowski”, działacz ludowy, a w okresie powstania wiceprzewodniczący RJN powiedział po latach: Rada Jedności Narodowej myślała o powstaniu tak jak ulica Warszawy – nie kwestionowała wybuchu powstania.
Jednak oprócz ogromnej większości osób z polskiego kierownictwa, które podzielały poglądy Bora-Komorowskiego i Jankowskiego, znaleźli się tacy, którzy byli temu przeciwni. Wśród nich znajdowali wybitni oficerowie KG AK – płk. Auguste Emil Fieldorf „Nil”, mjr Ludwik Muzyczka „Benedykt” oraz płk Janusz Bokszczanin „Sęk”.
Decyzję o wybuchu powstania krytykowała także spora część Stronnictwa Narodowego. Polityk opcji tej Zbigniew Stypułkowski wspominał, że w jego środowisku:
„krytyka przybierała charakter poważnego protestu. Znamienne było ostatnie posiedzenie Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej, której przewodniczyłem na dwa dni przed katastrofą. Wypowiadał się na niej rektor Uniwersytetu Warszawskiego [Józef – P.Sz] Rafacz, szereg innych dziekanów i profesorów, księża, przedstawiciele wolnych zawodów i organizatorzy oraz przywódcy zbrojnych szeregów. Opinia była jednomyślna: nie wolno dopuścić do przedwczesnego wystąpienia, które może się skończyć zniszczeniem miasta i wyrżnięciem ludności. Z poważnymi przedstawieniami wystąpił Prus […] w owym czasie kierownik warszawskiej organizacji Stronnictwa Narodowego, którego oddziały odegrały tak bohaterską rolę z chwilą, gdy powstanie wybuchło“.
Paweł Sztama: Absolwent studiów historycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, autor pracy magisterskiej Generał brygady August Emil Fieldorf Nil. Biografia wojskowa. Były przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów UMK w Toruniu. Interesuje się historią najnowszą, w szczególności wojskowością i drugą wojną światową.
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Link do artykułu.