Niejaki Aleksandras Rybnikovas twierdzi, że Jarosław Narkiewicz „pomagał” jego firmie „Sodžiaus būstas” zwyciężać w 10-15 przetargach publicznych (finansowanych nie tylko z pieniędzy litewskiego, ale i polskiego podatnika) na renowację polskich szkół oraz przedszkoli. W zamian zaś żądał haraczu – pod postacią tak usług budowlanych przy rekonstrukcji domu rodziców Narkiewicza (w którym i sam minister mieszka), jak i gotówki – w wysokości 10 proc. od wartości wygranego przetargu.
Łysy gada o grzebieniu, AWPL-ZChR – o Okińczycu
Nie mam wglądu do materiałów sprawy, którą prowadzi STT. Nie mogę więc ocenić, czy zarzuty Rybnikovasa są słuszne czy bezpodstawne. Wierzę, że odpowiednie służby to wyjaśnią. Przyglądając się jednak temu jak Jarosław Narkiewicz kluczy w swoich odpowiedziach, pytań i wątpliwości mam sporo.
Raz twierdził, że nie wie nic o żadnym przedsiębiorstwie „Sodžiaus būstas”. Innym razem, że sam tę firmę wynajął do renowacji domu rodziców. Raz wypierał się bliskiej znajomości z Rybnikovasem (chociaż był ojcem chrzestnym jego córki), innym razem ją potwierdzał. Raz twierdził, że za renowację domu płacili zmarli rodzice (dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy litów gotówką!), innym razem, że jednak i sam kilka litów do niej dorzucił.
Jednak przekonania, że w rewelacjach Rybnikovasa może być ziarno prawdy nabrałem, gdy usłyszałem jaką strategię obrony w tej sytuacji przyjęła Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin. Najpierw Jarosław Narkiewicz coś tam bąkał o „pewnym bogatym i wpływowym litewskim Polaku”, który chce go zniszczyć, a potem inny poseł i wiceprezes AWPL-ZChR Zbigniew Jedziński wypalił na konferencji prasowej wprost: „Związek między byłym sygnatariuszem Czesławem Okińczycem, Jarosławem Niewierowiczem i Aleksandrem Rybnikowem widać gołym okiem.” Dowody? Argumenty? A po co? Jedziński działa metodą Josepha Goebbelsa: im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą.
Rybnikovas z oskarżeniami wobec Narkiewicza najpierw zwrócił się do doradcy prezydenta Gitanasa Nausėdy Dariusa Kuliešiusa, który skierował go do prokuratury. A ponieważ w Pałacu Prezydenckim pracuje także Jarosław Niewierowicz, to – dedukuje Zbigniew Jedziński – wszystkim problemom Narkiewicza jest winien… Okińczyc! Co ma piernik do wiatraka? Nie wiadomo. Wiadomo zaś, że łysy zawsze gada o grzebieniu, a Jedziński – o Okińczycu. Tyle tylko, że jego metodą „dedukcyjną” można udowodnić każdą piramidalną bzdurę.
Miał np. prezes Waldemar Tomaszewski w swoim czasie wśród doradców-pomocników byłego majora sowieckiej bezpieki Wiktora Bałakina. A i już wspomniany wyżej kum Jarosława Narkiewicza – Aleksandras Rybnikovas – ukończył sowiecką Wyższą Szkołę Dowodzenia Obrony Przeciwlotniczej przy MSW ZSRR, która była „nadzorowana przez KGB”. Dedukujemy a la Sherlock Jedziński i wychodzi nam, że AWPL-ZChR jest organizacją jeśli nie kierowaną przez KGB, to przesiąkniętą jej duchem.
Skandale „niezamieszanych w żadne skandale”
Doskonale rozumiem, że zbliżają się wybory sejmowe, a „niezamieszana w żadne skandale” AWPL-ZChR z każdym dniem pogrąża się coraz bardziej.
Polska prokuratura stawia posłowi Michałowi Mackiewiczowi zarzuty podrabiania faktur.
Państwowa Inspekcja ds. Planowania Przestrzennego i Budownictwa nakazuje europosłowi Waldemarowi Tomaszewskiemu rozbiórkę kilku budynków, nielegalnie wybudowanych w rejonie wileńskim przez prezesa AWPL-ZChR.
Wobec posłanki Iriny Rozowej sejmowy Komitet ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony prowadzi postępowanie w sprawie jej konsztachtów z agentami rosyjskiego wywiadu.
Główna Komisja ds. Etyki Służbowej uznaje, że minister Jarosław Narkiewicz złamał zasady etyki jedząc przysłowiowe kotlety na koszt podlegających Ministerstwu Łączności przedsiębiorstw. A teraz jeszcze ta „wisienka na torcie” w postaci zarzutów Rybnikovasa (a propos dotyczących nie tylko Narkiewicza) i śledztwa służby antykorupcyjnej.
Tego już nie da się zbyć pogardliwie rzuconym przez Wodza słówkiem „jerunda”.
Te skandale dałoby się załagodzić albo przedstawiając kwity, faktury, dokumenty, albo wybitne osiągnięcia AWPL-ZChR w mijającej kadencji. Tylko gdzie te osiągnięcia są? Ani ustawy o mniejszościach narodowych, ani ustawy o pisowni imion i nazwisk. Czy sprawy polskiej tożsamości narodowej są dla AWPL-ZChR „problemami pięciorzędnymi”? No ale przecież nawet i hałaśliwie lansowanej ustawy lustracyjnej AWPL-ZChR w ciągu 4 lat tak i nie załatwiła!
Pozostaje więc liderom „zorganizowanej” (to słowo w obliczu powyższych skandali nabiera nowych odcieni) polskiej społeczności maskować ten brak osiągnięć psuciem powietrza na konferencjach prasowych i płodzeniem teorii spiskowych. W nadziei, że wyborca to kupi. Cóż nadzieja, jak wiadomo, nie tylko umiera jako ostatnia, ale i jest matką głupich…