
Czy to sezon ogórkowy spowodował, że jeden z największych ogólnolitewskich dzienników postanowił wykorzystać okazję i się zabawić w szlachetną „sztukę prowokacji” i bezinteresownie poszczuć litewskich narodowych chuliganów na przybywających na mecz Žalgirisu i Lecha polskich kiboli? Być może. Ale uważna lektura ukazujących się w ostatnich dniach w miejscowej prasie artykułów dotyczących czwartkowego meczu może sugerować co innego.
W artykułach tych podkreślane są rzekomo polityczne i nacjonalistyczne hasła, z którymi na Litwę przybywają kibole. A to, że chcą zademonstrować swoje poparcie dla mniejszości polskiej, a to, że domagają się podwójnego nazewnictwa na terenach zamieszkanych przez miejscowych Polaków, a to oryginalnej pisowni imion i nazwisk, wreszcie, że kwestionują przynależność Wileńszczyzny do Litwy. A do tego, o zgrozo, marsz swój zaczną od Ostrej Bramy… Wszystkie te sugestie wysnuwane są na podstawie pojedynczych wpisów i komentarzy na kibolskich portalach.
Nie można wykluczyć, że niektórzy kibole Lecha źle oceniają sytuację polskiej mniejszości na Litwie, a nawet w szczególny sposób odczuwają niechęć do Litwinów, ale nie oznacza to, że bandytyzm stadionowy kiboli ma podłoże antylitewskie. Przecież ci sami kibole równie agresywnie zachowywali się chociażby podczas meczu Lecha w Finlandii. Tymczasem tutejsze media wydają się sugerować, że kibole będą wszczynać rozruchy w obronie mniejszości polskiej.
Czemu więc ma służyć prowokowanie radykałów Panki do starć z kibolami Lecha? Od miesiąca Litwa sprawuje prezydencję w Unii Europejskiej. Wśród pochwał dla jej sprawnego przewodnictwa dają się jednocześnie słyszeć głosy krytyki dotyczące sytuacji mniejszości. Dla pewnych środowisk sprowokowanie konfliktu między narodowymi radykałami i kibolami z Polski i nadanie mu po stronie tych ostatnich podłoża nacjonalistycznego w rzekomej obronie praw mniejszości byłoby pretekstem do przedstawienia europejskiej opinii polskiej mniejszości i jej żądań jako czynnika destabilizującego ład społeczny.