• Opinie
  • 11 listopada, 2015 6:03

Maria Przełomiec: Warszawa musi odciąć Tomaszewskiego od pieniędzy

Polacy powinni brać czynny udział w życiu swojego kraju. Ja bym bardzo chciała, żeby Polacy na Litwie byli elitą intelektualną, kulturalną, a nie obleganym skansenem – powiedziała w wywiadzie dla zw.lt znana polska dziennikarka Maria Przełomiec, która była odznaczona Medalem Pamięci 13 Stycznia przez Dalię Grybauskaitė.

Barbara Jundo-Kaliszewska
Maria Przełomiec: Warszawa musi odciąć Tomaszewskiego od pieniędzy

Fot. Sławomir Przerwa

Barbara Jundo-Kaliszewska: Przebywała Pani na Litwie, spotykała się z liderami Sąjūdisu i Polaków na Wileńszczyźnie na pocz. lat 90-tych ubiegłego wieku, tj. w momencie, gdy dopiero klarował się konflikt mniejszości polskiej z narodową większością Republiki Litewskiej. Jak Pani wspomina ten okres?

Maria Przełomiec: Jako korespondent Sekcji Polskiej Radia BBC, przebywałam na Litwie od stycznia do sierpnia 1991 roku. Wiele się wówczas działo, a my to obserwowaliśmy i relacjonowaliśmy. Bardzo dobrze pamiętam pierwsze rozłamy w szeregach społeczności polskiej na Litwie. Akt Restytucji Niepodległości Republiki Litewskiej podpisało tylko trzech parlamentarzystów narodowości polskiej. Spotykałam Polaków noszących cukierki żołnierzom sowieckim pod Wieżę Telewizyjną. Z drugiej strony, Polacy stali z polską flagą pod litewskim parlamentem czekając na atak, na który wszyscyśmy wówczas czekali.

W jakim stopniu na wspomniane zróżnicowanie postaw ludności polskiej na Litwie wpłynęły skomplikowane warunki geopolityczne, w tym “rozmrożone” nacjonalizmy i antagonizmy narodowe?

Maria Przełomiec: „Zamrożeni” przez kilkadziesiąt lat Litwini powrócili do Litwy Smetonowskiej, która powstała i była budowana w oparciu o antypolskie resentymenty. Przypomnę, że w czasach Antanasa Smetony o wiele większe zagrożenie dla Litwy – poważniejsze niż Związek Sowiecki czy Niemcy – stanowiła właśnie Polska. Kiedy w 1939 roku ZSRR oddało Wilno Litwie, tylko bardzo mądrzy Litwini mówili: “Vilnius mūsų, Lietuva – rūsų” (tłum. “Wilno – nasze, Litwa – Rosjan”). Reszta – szalenie się cieszyła, że polskim „okupantom” odebrano Wileńszczyznę. Te resentymenty “odmroziły się” w momencie, kiedy Litwa odzyskiwała niepodległość. Z drugiej strony, „zamrożone” też były resentymenty Polaków litewskich, którzy za bliższych sobie uważali sowieckich okupantów, chociażby dlatego, że oni mówili w tym samym języku. Trzeci aspekt, to wina Warszawy: Polska uznała niepodległość Litwy, jako któryś tam z kolei kraj, do tego daleko nie pierwszy. Przyjaźnię się z Profesorem Vytautasem Landsbergisem. Pamiętam, jak grał mi wtedy “Pojednanie” Čurlonisa. Spotkałam go w lutym 1991 roku, powiedział mi: “Pani Mario, a mój ojciec mówił, że to będzie Polska”… Wydaje mi się, że to był chyba taki pierwszy, troszeczkę opuszczony moment.

Do tego doszła próba utworzenia autonomicznej polskiej republiki przez część polskich samorządów na Wileńszczyźnie. Przypomnijmy sobie, że kiedy Vytautas Landsbergis pojechał do Michaiła Gorbaczowa z Aktem Niepodległości, Gorbaczow powiedział: “Ale przecież Polacy są temu przeciwni!” Wówczas Czesław Okińczyc, który był członkiem tej delegacji zaoponował: <>. Litwini bardzo się bali separatyzmu Polaków. Ten konglomerat spowodował, że wszystko to do dziś obciążą relacje polsko-litewskie i relacje państwa litewskiego z ludnością polską. Litwini nadal tą nieszczęsną polską mniejszość, która wynosi niecałe 7 procent, traktują, jak jakieś niesłychane zagrożenie.

A w jaki sposób Pani, jako ekspert, ocenia współczesną postawę Polaków na Litwie? Czy te litewskie obawy są uzasadnione?

Maria Przełomiec: Warto pamiętać, że Polacy na Litwie nie są ludnością napływową. Jest to ludność rdzenna, która podobnie jak Litwini, może czuć się współgospodarzem tej ziemi. Problem polega na tym, że z bardzo wielu względów – oczywiście jest to częściowa wina władz litewskich – tymi współgospodarzami się nie czuje. Wydaje mi się, że ciągle ma problemy z uznaniem tego, iż istnieje niepodległe państwo litewskie. W moim odczuciu, Polacy na Litwie nie czują się współgospodarzami wolnej i niepodległej Litwy. Czują się natomiast spadkobiercami Polski.
Dziedzictwo Polski jest fantastyczne – wystarczy tylko spojrzeć na barok wileński, na polską literaturę itd. Jednakże dziedzictwo to powinno być swoistym posagiem, który Polacy wnoszą podkreślając, że odtąd jest to dziedzictwo wspólne. Jest to spuścizna I Rzeczypospolitej, która była Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Czy Pani zdaniem przedstawiciele mniejszości polskiej powinni się wycofać ze swoich dotychczasowych postulatów bądź też obrać inną taktykę, która byłaby bardziej skuteczna?

Maria Przełomiec: W tej chwili trwa walka o polskie szkolnictwo na Litwie, którą osobiście popieram. Aczkolwiek, jeżeli walczymy o polskie szkoły, to walczmy też o to, żeby w tych szkołach nauczano poprawnego języka polskiego. Ja jadę na litewską prowincję do polskiej szkoły i ja nie rozumiem, co do mnie mówi nauczyciel! To jest, moim zdaniem, główny problem.
Niedorzeczne natomiast jest niekończące się odwlekanie rozwiązania problemu z podwójnym nazewnictwem czy kwestia pisowni nazwisk. Przecież Litwini obecny alfabet z czeską pisownią wprowadzili dopiero na początku XX wieku. Ja mam XIX-wieczne książki pisane po litewsku polskim alfabetem i wydawane nota bene w Wilnie. Więc upieranie się przy tym, że zapis nazwiska polską czcionką narusza suwerenność Litwy jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe i nieuzasadnione. Oprócz tego, budzi to fatalne skutki po drugiej stronie. Efekt jest taki, że w tej chwili lider Akcji Wyborczej Polaków (AWPL) na Litwie idzie w sojuszu z mniejszością rosyjską. I to też jest wina strony litewskiej, która wprowadziła określony próg wyborczy (nadmienię tylko, że w Polsce takiego progu dla mniejszości narodowych nie ma). W związku z powyższym, partie mniejszościowe są zmuszone do poszukiwania sojuszników. Takim naturalnym koalicjantem AWPL stała się mniejszość rosyjska, która jest drugą co do wielkości mniejszością narodową na Litwie. W wyniku tego Polacy i Rosjanie głosują tak samo w litewskim parlamencie, a Litwini się obawiają, że Polacy wspólnie z Rosjanami staną się Piątą Kolumną. Sytuacja jest szalenie ciężka i wymaga ustępstw z obu stron.

Czy istnieje szansa na tego typu ustępstwa? Wielokrotnie się Pani spotykała z obecnym liderem AWPL Waldemarem Tomaszewskim. Jak Pani go postrzega?

Maria Przełomiec: Waldemar Tomaszewski działa w ciężkich warunkach. Ale powinien myśleć, jednak bardziej strategicznie. Mam do niego uraz osobisty. Robiłam z nim wywiad dla poważnego polskiego programu i zapytałam go wówczas o to, czy nie obawia się, idąc w sojuszu z Aliansem Rosjan, że zostanie posądzony o pro-rosyjskość. Zamiast mi spokojnie odpowiedzieć, że na Litwie jest taka, a nie inna, ordynacja wyborcza i określony próg wyborczy – zaczął na mnie krzyczeć i pytać, kto mi płaci za zadawanie takich pytań. Znamy się od bardzo dawna. Nie ma najmniejszych podstaw, by o tego typu rzeczy mnie posądzać. To że 9 maja poszedł do Ambasady Rosyjskiej z “giorgijewską lentoczką” – to są zasadnicze błędy. Tak samo, jak moim zdaniem, błędem było głosowanie polskich posłów w litewskim parlamencie w sprawie Borysa Niemcowa tak samo, jak posłowie rosyjscy (przyp.red. posłowie AWPL nie wzięli udziału w głosowaniu ). To jest strategiczny błąd. Chyba że się zakłada, że za chwilę tu będzie Rosja – wtedy to jest fantastycznie przemyślana polityka. Jednakże, jeśli uznajemy, że jesteśmy obywatelami państwa litewskiego i musimy działać w ramach tego państwa – to takie posunięcie jest błędem. Ale to jest moje prywatne zdanie.

Od wielu lat Waldemar Tomaszewski zdaje się niepodzielnie sprawować władzę na Wileńszczyźnie, zgodnie ze starą sprawdzoną zasadą „jedna partia – jeden wódz”. W jaki sposób można wpłynąć na jego posunięcia, które czasem szkodzą wizerunkowi mniejszości polskiej na Litwie?

Maria Przełomiec: Problem polega na tym, że Tomaszewski jest jedynym “dystrybutorem dóbr”, tj. przedstawicielem polskiej mniejszości, z którym się Warszawa liczy. Ciągle się mówi, że „zjednoczył Polaków na Litwie”. Władze polskie miały dosyć tych sporów między Ryszardem Maciejkiańcem i Michałem Mackiewiczem, do jakich na początku lat 2000 doszło w szeregach Związku Polaków na Litwie (ZPL). Bardzo wygodnie jest, kiedy jest jeden odbiorca. Ambasada też ma wówczas święty spokój, albowiem ma tylko jednego przedstawiciela, z którym musi rozmawiać. Nie powinno tak być. Powinno być większe wsparcie dla innych przedstawicieli społeczności polskiej. Według mnie, Warszawa musi odciąć Tomaszewskiego od pieniędzy. Mniej Tomaszewskiemu – więcej dla innych. Niech on pozostaje szefem partii. Jednocześnie należy szukać nowych liderów w środowisku Polaków na Litwie.

Jakiś czas temu do dialogu w litewskiej przestrzeni publicznej włączył się Polski Klub Dyskusyjny (PKD) – grupa powołana m.in. przez intelektualistów, którzy chcą wpłynąć na poprawę sytuacji Polaków na Litwie i ocieplenie relacji z państwową większością. Jak Pani ocenia tę inicjatywę?

Maria Przełomiec: To są ludzie, z których polska mniejszość powinna być dumna i których powinna wykorzystywać. Nie może być tak, że jest jeden naczelnik polskiej mniejszości. Chodzi o to, żeby to była różnorodna wiodąca grupa. Ja wiem, że to jest szalenie trudne. Ale tylko wtedy Litwini przestaną bać się Polaków. W przeciwnym wypadku, nieprzemyślana polityka AWPL uderzy po pierwsze w samą mniejszość polską, a po drugie – uderzy w Polskę
i w stosunki bilateralne. Sytuacja geopolityczna się zmienia i w tej chwili nam powinno bardzo zależeć na współpracy między rządami polskim i litewskim. Nie oznacza to, że polskie władze mają ustąpić i oznajmić, że problemy polskiej mniejszości nie są ważne. Nie – powinny powiedzieć, że są ważne i jest to jedna z tych rzeczy, które nam bardzo przeszkadzają. Powinniśmy pamiętać o tym, że każdą niezałatwioną sprawę w stosunkach dwustronnych natychmiast wykorzystają Rosjanie. Poza tym, dzieje stosunków polsko-litewskich pokazują, że zagłaskiwanie również kompletnie nic nie daje. Tak czy inaczej, postulaty mniejszości polskiej powinny być przedmiotem dyskusji, a nie przedmiotem ultymatywnych oświadczeń.

Jakie panaceum powinniśmy obecnie zastosować – w jaki sposób uzdrowić sytuację społeczności polskiej na Litwie?

Maria Przełomiec: Powinno się stawiać na nowych ludzi. Chociażby na tych z PKD czy też nawiązując kontakt z Romanem Mickiewiczem-Goreckim, który, po latach trzymania się z boku, zaangażował się właśnie we wciąganie Polaków w życie polityczne i kulturalne współczesnej Litwy. Niestety moim zdaniem, obecna pozycja ZPL wskazuje na to, że trzeba stworzyć taką oblężoną twierdzę – oblężony skansen.
Polacy nie mogą stać z boku. Powinni brać czynny udział w życiu swojego kraju. Ja bym bardzo chciała, żeby Polacy na Litwie byli elitą intelektualną, kulturalną, a nie obleganym skansenem. Kultywujmy nasze tradycje – one są przepiękne – ale kończmy uniwersytety litewskie. Nie bójmy się lituanizacji. Brońmy się przed nią odnosząc sukcesy.

Maria Przełomiec polska dziennikarka, korespondentka sekcji polskiej BBC i współpracownik Telewizji Polskiej. Specjalizuje się w tematyce związanej z krajami byłego ZSRR. Od lutego 2007 w TVP Info prowadzi program Studio Wschód. Współpracownica m.in. tygodników „Polityka”, „Wsieci” „Przewodnik Katolicki”. Za upowszechnianie wiedzy na temat uwarunkowań polskiej polityki zagranicznej, szczególnie na Wschodzie minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski nadał jej Odznakę Honorową „Bene Merito”. Odznaczona Medalem Pamięci 13 Stycznia przez prezydent Republiki Litewskiej Dalię Grybauskaite.

PODCASTY I GALERIE