Podczas konferencji prasowej prezentującej nowo powstały komitet obywatelski przemawia aż pięciu jego (nomen omen) członków – sami panowie. Znajoma opowiada, że kiedy kolega z pracy ma w biurze gościa, prosi ją o przyniesienie kawy, mimo że w ogóle nie należy to do jej obowiązków, a z kolegą zajmują takie samo stanowisko służbowe.
Na Wileńszczyźnie kobieta – nawet taka, która osiągnie sukces czy zajmie widoczną posadę – zawsze lubi podkreślić, że nie jest feministką. Bo feministki to te wariatki, które nie golą nóg i palą biustonosze. Już nie pamiętamy, że to dzięki nim możemy dzisiaj głosować, studiować, prowadzić z panami dysputy przy jednym stole czy…nosić spodnie.
Dzisiaj nadal żywotne są problemy równości płac, molestowania seksualnego, przemocy w rodzinie, którego ofiarami na Litwie w 82 procentach są kobiety. To sprawy, które wymagają rozwiązań systemowych na szczeblu rządowym.
A jakie rozwiązania można zastosować w sytuacji, kiedy podczas rozmowy o pracę to kobieta zawsze zostanie zapytana o to, czy ma dzieci, i w wielu przypadkach zdyskwalifikuje to ją jako dysponowanego pracownika – panom takich pytań raczej się nie zadaje. Jak sprawić, żeby panowie (zwłaszcza na Wileńszczyźnie!) nauczyli się, że kobiecie również podaje się rękę, a nie pomija jako jedyną w gronie mężczyzn?
W moim pokoleniu rodziny zazwyczaj dzielą obowiązki po równo, to znaczy panowie na pewno umieją podetrzeć dziecku tyłek i pozmywać naczynia, ale jednak, drogie panie, nie łudźmy się, multitasking to raczej nasza działka. Szalenie ostatnio popularne kursy „kobiecości” propagują podział ról płciowych według hinduskich wed. Zgodnie z tą filozofią kobieta posiada ogromną moc rozsiewania dobra, dzielenia się swoją siłą i energią. Tę energię raczej zaburza praca zarobkowa – kobieta, owszem, może mieć jakieś swoje zajęcie, ale dla przyjemności. Co prawda, jak uspokaja w wywiadzie jedna z nestorek kursów kobiecości, we współczesnym świecie można nanieść pewne poprawki. „Oczywiście, mężczyzna równie dobrze może umyć podłogę. Ale pamiętajcie, że podczas tej czynności będzie on myślał o swoich kolejnych obowiązkach i sprawach do zrealizowania. Tylko Wy możecie myjąc podłogę w myślach błogosławić swoje domostwo i rodzinę, tak aby zagościła tam miłość i spokój”. No to przechlapane, ja osobiście jeżdżąc na szmacie obmyślam pytania do wywiadów, listę zakupów i plany wakacyjne.
Kiedy moja siedmioletnia córka pomyka do szkoły dźwigając przytłaczająco ciężki plecak i każe mi zostać za bramą, bo chce iść samodzielnie, w tym samym czasie widzę mamy i babcie niosące plecaki i pomagające zdjąć buty swoim synom i wnukom.
I tak to już często zostaje – dziewczyny nie tylko są dość silne, aby ponieść swój plecak, ale jeszcze ogarną i wytłumaczą, gdzie chłopaki mają szukać skarpet.
A przecież to będą nie tylko mężowie, ojcowie, ale też dyrektorzy, koledzy, partnerzy naszych córek. Wychowując dzisiaj naszych synów, po części współtworzymy świat dla przyszłych kobiet. Może jeżeli dzisiaj damy im samym nieść swój plecak i zadbać o swoje ubranie, w przyszłości nie tylko wezmą po połowie z żoną urlop rodzicielski, ale też w biurze sami zrobią kawę sobie – i koleżance! – oraz przyjmą do pracy matkę trójki dzieci. A przy okazji nie zapomną o kwiatku na 8 marca i bez okazji – przecież jesteśmy tego warte!