• Opinie
  • 29 kwietnia, 2014 6:03

Kandydacie powiedz przecie… czyli debaty prezydenckie

Profesjonalizm rządzących i jakość polityki zależą od aktywności wyborców. Politycy nie mają motywacji, aby wykazać się nowymi pomysłami, propozycjami czy rozwiązaniami, jeżeli wyborcy tego od nich nie wymagają. Posłużę się przykładem debat kandydatów w wyborach prezydenckich, które w każdy czwartek możemy oglądać w LRT.

Aleksander Gavlas
Kandydacie powiedz przecie… czyli debaty prezydenckie

Fot. BFL/Vygintas Skaraitis

Pierwsza debata, w której uczestniczyli wszyscy kandydaci, była poświęcona gospodarce, druga zaś, problemom społecznym. Wydawałoby się, że tematyka szeroka a debaty długie, więc usłyszymy sporo ciekawych pomysłów i propozycji zmian w kraju. Nic bardziej mylnego. Powtarzane w kółko te same wypowiedzi, brak konkretów i nic nieznaczące hasła zadowolą tylko niewymagających wyborców. Ci bardziej krytyczni po pierwszych debatach mogą czuć się zawiedzeni.

Porównując pierwszą i drugą debatę należy przyznać, że większość uczestników wypadła bezbarwnie żeby nie powiedzieć słabo. Nawet Naglis Puteikis, znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi, wydawał się być tym razem bardziej zrównoważony. Wyróżniał się pewną naturalnością, która niewątpliwie wzbudza zaufanie wyborców. Chyba jako jedyny coś zyskał na tym umiarkowanym umiarkowaniu a jednocześnie nie zanudził widzów powtarzaniem po raz kolejny sloganów o walce z szarą strefą czy tworzeniu nowych miejsc pracy. W drugiej debacie kandydat zajął jednak bardziej pasywne stanowisko mówiąc, że aborcja i służba zdrowia są według niego tematami zastępczymi, którymi nie warto się zajmować. Wyborcy, którzy zagłosują na Puteikisa, zrobią to właśnie dzięki jego zdecydowanym wypowiedziom, nie powinien więc w przyszłych debatach zbywać pytań w podobny sposób.

Wydawałoby się, że wiodąca w sondażach Dalia Grybauskaitė jako doświadczona ekonomistka powinna znacząco się wyróżnić właśnie w kwestiach gospodarczych. Zbyt pewna swojej prowadzącej pozycji wybrała jednak taktykę powściągliwości, przemilczania niewygodnych kwestii i nie podejmowania tematów kontrowersyjnych. Ważyła słowa, podkreślała swoje dotychczasowe osiągnięcia i starała się przedstawić aktualną sytuację ekonomiczną Litwy jako lepszą niż jest w rzeczywistości. Pani prezydent wypadła ogólnie dość dobrze, jednakże oczekiwałem od niej czegoś więcej zwłaszcza w tematyce gospodarki. Na kolejnej debacie nie pojawiła się ze względu na swój wyjazd do Pragi. Zakładając, że jej wypowiedzi byłyby równie mało konkretne – chyba nic nie straciliśmy.

Artūras Zuokas podkreślał swoje doświadczenie i aktywność na stanowisku burmistrza Wilna. Podawał przykłady swoich działań w poszukiwaniu inwestorów czy też przedstawił ciekawy pomysł na odrzucanie w przetargach publicznych ofert firm, które swoim pracownikom płacą najniższe wynagrodzenia. Pomysł może i dobry, ale panie Zuokasie, czy naprawdę musiał pan o nim mówić w ostatniej debacie po raz enty? Kandydat ten zaskoczył mnie najbardziej swoją zdolnością manewrowania pomiędzy dbaniem o interes biznesu a apelami o godziwe wynagradzanie pracowników upiększonymi na końcu jakże lewicowym cytatem nikogo innego jak ojca liberalizmu Adama Smitha. Tak jak Puteikis, zachowywał się bardzo swobodnie, wyróżniał się energiczną postawą, więc ogólnie zaprezentował się korzystnie tak w pierwszej jak i w drugiej debacie.

Socjaldemokrata Zigmantas Balčytis dał się poznać jako polityk solidny, spokojny i wstrzemięźliwy. Odwołując się do rozwiązań innych krajów w niejednej wypowiedzi podkreślał swoje doświadczenie zdobyte w Parlamencie Europejskim. Jako od przedstawiciela lewicy, oczekiwałbym jednak bardziej sprecyzowanej pozycji zarówno w sprawach gospodarczych jak i społecznych. Słuchając wypowiedzi Balčytisa, mamy wrażenie, że dostał „prikaz” od PRowców, aby w żadnym wypadku nie wchodził w dyskusje z adwersarzami. Widoczne było to zwłaszcza podczas drugiej debaty, kiedy nie dał się sprowokować Waldemarowi Tomaszewskiemu, który wspomniawszy przypowieść o wdowim groszu powiedział, że mimo dobrego programu w zakresie polityki społecznej, socjaldemokratom nie udaje się go realizować, gdyż są w większości ateistami. Balčytis sprytnie odpowiedział na ten zarzut przytaczając dane o ponad trzykrotnym wzroście emerytur w czasie rządów socjaldemokratów. Bezkonfliktowość, jak na razie, dobrze służy wizerunkowi Balčytisa. Zastanawiam się jednak czy nie będzie odebrana przez wyborców jako przejaw słabości.

Kandydatem, który w pierwszej debacie rozczarował mnie najbardziej jest Artūras Paulauskas. Wydawałoby się, że polityk z tak dużym doświadczeniem, który był o krok od wygrania wyborów prezydenckich w roku 1998, będzie o wiele sprawniej poruszał się w tematyce gospodarczej. Zaliczył jednak sporo wpadek i był na bieżąco poprawiany przez prowadzącego oraz przez innych kandydatów. W drugiej debacie Paulauskas znacząco się zrehabilitował. Wyrażał konkretne propozycje, jak chociażby naprawa systemu zdrowotnego dzięki likwidacji tzw. limitów i kwot oraz poprzez wprowadzenie dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego.

Najgorzej w debatach wypadają Bronis Ropė i Waldemar Tomaszewski. Wygląda na to, że każdy z nich swoje postulaty kieruje tylko do lokalnego elektoratu zapominając o tym, że ubiegają się o stanowisko prezydenta. Być może jest to przemyślana taktyka zmobilizowania głównie swoich zwolenników. Wyborców niezdecydowanych nie zachęca jednak ona do oddania głosu na tych kandydatów. Obaj mają w wielu kwestiach zdecydowane stanowiska i wyróżniają się znacząco z całej siódemki.

Bronis Ropė odpowiadając na pytania sięga cały czas po przykłady z własnego podwórka. Nie od dzisiaj wiadomo, że na sprawach lokalnych zna się najlepiej. Od kandydata na prezydenta oczekiwałbym jednak ogólnej wizji zmian w kraju. Na dzień dzisiejszy pewne jest, że Ropė jest za decentralizacją państwa oraz przekazaniem większych kompetencji samorządom. Podkreślił to w wielu wypowiedziach i nie zdziwię się, jeżeli będzie poruszał ten temat również w przyszłości.

Last but not least – Waldemar Tomaszewski. Ma problem z wyrażaniem swoich myśli, jest stremowany i bardzo sztywny. Przeszkodą niewątpliwie jest język litewski. Formułowanie zgrabnych i poprawnych zdań w tym języku sprawia mu widoczne trudności. Być może z tego powodu w pierwszej debacie Tomaszewski wypowiadał się lakonicznie. Zazwyczaj wymieniał swoje postulaty hasłowo, nie wdając się w szczegóły. I tak, na pytanie o zwiększeniu wpływów do budżetu odpowiada, że istnieją dwie propozycje: wspieranie konsumpcji i tworzenie nowych miejsc pracy oraz walka z korupcją i szarą strefą. Na końcu wspomina o wspieraniu takich gałęzi gospodarki jak turystyka, transport czy energetyka. Ani słowa o tym w jaki sposób chce tego dokonać. Szerokość tematyki poruszonej w kilku zdaniach potrafi przytłoczyć nawet najbardziej uważnego widza. W drugiej debacie kandydat rezygnuje z powściągliwości i ukazuje się w całej krasie wypowiadając się na tematy światopoglądowe. Podczas debaty o gospodarce Tomaszewski tylko raz puścił oko do katolickiej części swoich wyborców przytaczając przykazanie z Dekalogu. Podczas drugiej debaty odwołuje się do religii już prawie podczas każdej swojej wypowiedzi cytując treści Pisma Świętego, słowa Jana Pawła II czy Matki Teresy z Kalkuty. Czyżby miała na to wpływ kanonizacja Jana Pawła II i pan Tomaszewski poczuł wewnętrzną potrzebę nawracania wyborców w trakcie kampanii?

Mnie nawrócił. 11 maja pójdę na wybory, zamknę oczy i niech Opatrzność pokieruje moją ręką, gdy będę zaznaczał kandydata na karcie wyborczej. Nie muszę już znać ich poglądów, nie muszę brać pod uwagę tego, jakie propozycje zmian w kraju są dla mnie jako obywatela bardziej istotne. Muszę tylko postawić krzyżyk – tak, jak oczekuje się tego od wyborcy raz na kilka lat.

PODCASTY I GALERIE