• Opinie
  • 8 sierpnia, 2016 6:01

Jarosław Wołkonowski: Czasy negatywnych stereotypów UwB ma już za sobą

"Strona litewska zobaczyła, że mimo, iż mamy studia w języku polskim, to jesteśmy taką samą uczelnią litewską jak i inne. Zaczynają rozumieć sens naszej misji - kształcimy obywateli Litwy" - mówi w rozmowie z zw.lt dr hab. Jarosław Wołkonowski, dziekan Wydziału Ekonomiczno-Informatycznego w Wilnie Uniwersytetu w Białymstoku, który kończy właśnie swoją drugą kadencję. Od września stanowisko dziekana obejmie dr hab. Mieczysława Zdanowicz.

Małgorzata Kozicz
Jarosław Wołkonowski: Czasy negatywnych stereotypów UwB ma już za sobą

Fot. Joanna Bożerodska

Małgorzata Kozicz, zw.lt: Parę tygodni temu kolejne 50 osób otrzymało dyplomy wileńskiej filii Uniwersytetu w Białymstoku. Niejednokrotnie pan powtarzał, że podstawową misją uczelni jest tworzenie klasy średniej w społeczności Polaków na Litwie. Czy czujecie, że przyczyniacie się do tworzenia tego wykształconego środowiska?

Dr hab. Jarosław Wołkonowski: Na Litwie mamy około 200 tys. Polaków. Wśród nich, według różnych obliczeń, jest około 21 tys. ludzi z wyższym wykształceniem. 500 osób to absolwenci naszego uniwersytetu. Niezmiernie nas to cieszy. Z jednej strony to niedużo, ale z drugiej – to tylko 9-letni okres, przy tym trzy lata od rozpoczęcia działalności musieliśmy poczekać na pierwszych absolwentów.
Bardzo cieszy fakt, że wśród naszych absolwentów jest bardzo niski wskaźnik bezrobotnych. Z 500 absolwentów obecnie zaledwie 4 osoby są zarejestrowane na Giełdzie Pracy. To najniższy wskaźnik wśród wszystkich uczelni wyższych na Litwie. To pokazuje, że młodzież odnajduje się na rynku pracy, chociaż czasy mamy niełatwe. Młodzież podchodzi obecnie do swojego zawodu bardzo pragmatycznie – szukają od razu dobrze płatnej pracy z perspektywami, nie biorą pierwszej lepszej propozycji, chcą, żeby było ciekawie, żeby im się podobało. Cieszę się, że nie ukrywają swoich oczekiwań.

Przez pewien czas pokutował stereotyp, że na filii UwB studiują tylko ci, którzy nie dostali się na żadną inną uczelnię. W pana odczuciu, czy udało się zmienić ten wizerunek?

Ten etap mamy już za sobą. Rekrutacja, która trwa obecnie, jest już dziesiąta. Mamy swoją niszę, spotykamy się każdego roku z maturzystami wszystkich szkół polskich, jeździmy do nich, przedstawiamy swoją ofertę. Przychodzą do nas osoby, które chcą uczyć się w języku polskim, które uważają, że to dla nich najlepsze rozwiązanie. Mają oni różne oferty, ale decydują się na naszą uczelnię. W tym roku ze 140 osób, które w systemie internetowej rekrutacji wybrały naszą uczelnię, 50 wpisało UwB na pierwszym miejscu.

Przychodzą do nas też tacy, którzy wstąpili na litewskie uczelnie, ale coś im tam się nie spodobało. Jedni opowiadają mniej, inni więcej, to ich wybór. Niektórzy tutaj znajdują swoje miejsce. Ale są też tacy, którzy rezygnują ze studiów u nas i idą na litewskie uniwersytety. Różne są ścieżki, należy uszanować wybór młodzieży.

Kończy pan swoją drugą kadencję, a kieruje wileńską filią UwB od początku jej istnienia. Czy robi pan dla siebie jakieś podsumowania – co się udało, co nie?

Władze dziekańskie każdego roku składają sprawozdanie za poprzedni rok akademicki. Byłem dziekanem przez 9 lat, dwie kadencje i jeden rok pracowaliśmy wspólnie z panią doktor Aliną Grynia. Wejście na litewski rynek edukacyjny było nadzwyczaj trudne. Jest dużo uczelni, bogata oferta, dla młodzieży z Litwy otworzyły się również uczelnie na Zachodzie. Dlatego należy pozytywnie odnotować fakt, że mamy kandydatów na studia i co roku około 100 absolwentów. Wszystkie dyplomy władze Litwy nostryfikowały i nie ma żadnego problemu z ich uznaniem. Przygotowujemy absolwentów na rynek litewski, mamy przedmioty, stworzone specjalnie po to, by osoby, które kończą nasze studia, nie miały problemów z terminologią litewską i ogólnie realiami rynku pracy.

Dobrym pomysłem okazało się to, że ułożyliśmy dobre relacje z Ministerstwem Oświaty i Nauki Republiki Litewskiej. Mimo pewnych zadrażnień na początku, nasi studenci mają wszystkie te same przywileje, jak studenci na innych uczelniach litewskich – stypendia socjalne od Rządu Litwy, koszyki na studia, legitymacje litewskie, tak jak i polskie. Jest to ogromny sukces, biorąc pod uwagę pierwsze próby Uniwersytetu Polskiego, który powstał w Wilnie w latach dziewięćdziesiątych – wówczas dochodziło do naprawdę dramatycznych sytuacji. Do dziś niektórzy mają problemy z uznaniem dyplomów.

Mamy też dobry kontakt z innymi instytucjami. Strona litewska zobaczyła, że mimo, iż mamy studia w języku polskim, to jesteśmy taką samą uczelnią litewską jak i inne. Zaczynają rozumieć sens naszej misji – kształcimy obywateli Litwy.

Chciałbym przy okazji podziękować władzom państwa polskiego za to, że przez 9 lat wspierały funkcjonowanie wydziału. Jesteśmy jedynym wydziałem polskiej uczelni funkcjonującym za granicą. Uważam, że ten eksperyment się udał, władze Litwy zaakceptowały takie rozwiązanie, mieliśmy między innymi poparcie ówczesnego premiera Gediminasa Kirkilasa. Zanim jednak tę decyzję podjęły władze Litwy, to podjęły ją władze polskie. W 2006 roku w imieniu ówczesnego ministra spraw zagranicznych wiceminister Witold Waszczykowski podpisał dokument powołujący Wydział Ekonomiczno-Informatyczny w Wilnie.

A co się nie udało w ciągu tych lat?

Mimo starań i wielokrotnych prób znalezienia siedziby, kupna siedziby, zbudowania, kupna działki, jesteśmy jedyną instytucją oświatową, która nie ma „własnego kąta“, z którym utożsamialiby się studenci i wykładowcy. Staramy się jednak rozwiązać ten problem. Zwróciliśmy się z odpowiednią prośbą do władz Litwy i władze ustosunkowały się pozytywnie. Rozmowy nie są łatwe, ale jest dobra wola i premiera, i Ministerstwa Oświaty, mam więc nadzieję, że ten problem może być rozwiązany nawet jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego. Byłby to kolejny duży krok do przodu.

Myśleliśmy, że więcej naszych naukowców otrzyma awanse naukowe. Za te 9 lat dwie osoby napisały i obroniły prace doktorskie z ekonomii. Możliwe, że dwóch następnych obroni w tym roku. Brakuje nam miejscowej kadry. Z 30 osób, które pracują na filii, 19 to wykładowcy, a z nich około 10 ma stopień naukowy. Posiłkujemy się kadrami z Polski – mamy dwóch profesorów z Politechniki Warszawskiej, jednego doktora z Białegostoku. Są u nas na etacie i stają się powoli Wilniukami. Ale to stanowczo za mało, brakuje nam doktorów informatyki i doktorów ekonomii. Wykładowcy dojeżdżają już 9 lat, problem się zaostrza, niektórzy odczuwają już po prostu zmęczenie materiału. Trudno jest zbudować własną kadrę. Komisje akredytacyjne, które pozytywnie przechodzimy, mówią jednoznacznie – budujcie własną kadrę, to tutaj muszą być doktorzy, profesorzy – z Wilna, miejscowi Polacy czy Litwini. Idziemy w tym kierunku, ale muszę przyznać, że jest to trudne.

A sam pan zostaje na uczelni? Jakie ma pan plany na przyszłość – działalność naukowa, może nowa książka, a może polityka?

1 września przychodzą na nasz wydział nowe władze dziekańskie. Dziekanem zostanie dr hab. Mieczysława Zdanowicz, prawnik od prawa międzynarodowego. Prodziekanów będzie dwóch, gdyż mamy więcej kierunków i więcej studentów. Zostanę jednym z prodziekanów, będę kurował kierunek ekonomii.

Przychodzi też czas, kiedy trzeba napisać książkę profesorską, o którą dopominają się już różne komisje. Temat pracy profesorskiej jest już ustalony, jest to polityka historyczna państwa litewskiego od 1990 roku. Na politykę historyczną składa się zarówno obszar, w którym funkcjonujemy – np. nazwy ulic, jak też podręczniki, to, co przekazujemy dla następnego pokolenia, święta, jakie obchodzimy, pewien system wartości.  Polityka historyczna to rdzeń społeczeństwa, które pamięta rzeczy dobre w historii regionu i państwa, ale także aspekty negatywne, krzywdy wyrządzone innym narodom, i potrafi im stawić czoła.

PODCASTY I GALERIE