Antoni Radczenko: Jak bracia Gabriel i Stanisław Narutowiczowie oceniali nawzajem swoją działalność polityczną?
Jan Skłodowski: Byli ze sobą w ścisłym związku braterskim. I oczywiście w miarę możliwości technicznych porozumiewali się ze sobą, bo pamiętajmy, że nie było mejla, nie było telefonu komórkowego. Była tylko poczta, a ta nie zawsze przychodziła przez granicę. Zwłaszcza przed rokiem śmierci Gabriela Narutowicza, kiedy na granicy stały wojska. Jednak za czasów I wojny światowej byli ze sobą w kontakcie, chociaż jeden był na terenie okupowanym przez Rosję, a drugi w Szwajcarii. Gabriel ze względu na to, że był przekonań socjalistycznych nie mógł wrócić na teren Królestwa Kongresowego, bo byłby przez carat aresztowany. Co nie tylko złamałoby jego życie osobiste, ale przede wszystkim karierę naukową i pracę zawodową. Był światowej sławy projektantem urządzeń hydrologicznych. Natomiast Stanisław był mobilny. Nie tylko przebywał na Żmudzi, ale ze względu na przyjaźnie i działalność zawodową był dobrze wykształconym prawnikiem. W Warszawie był redaktorem „Słowa Powszechnego”. Więc pracował, jako publicysta i wydawca pisma polskiego w Warszawie. Utożsamiał się z polskim środowiskiem kulturowym. Nie tylko złożonym z Polaków, ale również z Litwinów. Mówię tu o ludziach, którzy kultywowali tradycje dawnej Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zresztą trzeba powiedzieć, że te podziały i izolacje to jest dopiero wytwór późniejszy, bo wówczas ludzie nie czuli się podzieleni. Jeśli dyskutowali i mieli odmienne zdanie, to było to w kategorii wymiany różnych opinii. Wiadomo, że Stanisław zareagował z wielką rozpaczą i niedowierzaniem, kiedy się dowiedział o tragicznej śmierci brata. Powiedział wtedy: I cóż oni tobie zrobili? „Oni” to znaczy narodowcy, nacjonaliści, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że Gabriel został prezydentem Polski. Został wybrany głosami mniejszości narodowych, lewicy. Wszyscy oczekiwali, że będzie to prezydent Narodowej Demokracji Maurycy Zamojski. Kręgi endeckie, narodowe, jeszcze w dniach wyborów, rozpętały wściekłą kampanię przeciwko Gabrielowi Narutowiczowi. Podburzona została warszawska ulica. Kiedy Gabriel Narutowicz jechał z Belwederu do Sejmu rzucano do powozu bryły błota i kamienie. Nie było wtedy chronionych pojazdów z pancernymi szybami. Powóz był odkryty, więc jak mówi się potocznie, prezydent oberwał od sfanatyzowanego tłumu błotem i grudami ziemi. Policja nie reagowała, ponieważ była pod rozkazem ministra o przekonaniach narodowych, który zostawił jej przyjęcie postawy bierności i nie reagowania. Bo chodziło o to, aby Gabriela upokorzyć. To była tragedia tamtych lat, kiedy powstawało nowe państwo. Kiedy był upadek autorytetów ludzi, którzy nieśli tradycje wolności, współpracy rodzinnej i kulturalnej dwóch krajów, które kiedyś stanowiły jeden organizm państwowy. To również tragicznie odbiło się na losach Stanisława Narutowicza. Nie chodzi tylko o kwestie rodzinne, jak wcześniejsza śmierć syna. To była tragedia ojca i matki, ale przede wszystkim nieporozumienia między Polską a Litwą, kiedy był już przekonany, że jego stanowisko jako intelektualisty i prawnika nic nie może pomóc w łagodzeniu sytuacji. Więc syn Stanisława, Kazimierz, wraz z rodziną po prostu opuścił Żmudź, ponieważ stwierdzono, że ,,nikt tutaj na nas nie czeka i niczego od nas nie chce”. To jest też tragedia rodziny żmudzkiej od stuleci osiadłej na tym terenie.
Antoni Radczenko: Jaki był stosunek Gabriela do tego, że Stanisław został członkiem Taryby i sygnatariuszem Aktu niepodległości Litwy?
Jan Skłodowski: Stanisław opowiedział się po stronie litewskiej z tego powodu, że był wychowany w tradycji Rzeczypospolitej. Uważał, że jego ojczyzną była Litwa i Żmudź. Jednak to była ojczyzna w kategoriach politycznych dawnego WKL. Należy pamiętać, że rodzina Stanisława Narutowicza posługiwała się w domu językiem polskim i według wszelkiego przekazu rodzinnego czuli się Polakami. Jednak Polakami nie sensie nacjonalistycznym w kontrze do Litwinów. Było to nadal rozumienie obywatelstwa politycznego WKL. Takim obywatelem czuł się wciąż, dopóki jeszcze państwowości narodowe nie wykrystalizowały się. Stanisław Narutowicz nie patrząc jakiego języka używał w domu, czuł się spadkobiercą tamtego czasu. Więc dla niego to była tragedia.
Antoni Radczenko: Gabriel Narutowicz miał poglądy socjalistyczne, a jakie miał Stanisław?
Jan Skłodowski:Czuł się spadkobiercą Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Czuł się synem ziemi żmudzkiej. Czuł się Litwinem w kategoriach kraju, w którym się urodził. Najlepszy dowód, że Litwinów poważał i szanował, jest taki, że jego żona prowadziła szkołę litewską. W momencie, kiedy kształtowały się państwowości, w moim odczuciu, uważał, że posiada dwie ojczyzny w znaczeniu kulturowym. Jedną ojczyzną była Litwa, drugą Polska.
Antoni Radczenko: A poglądy polityczne?
Jan Skłodowski: Z przekonań był federalistą. Najlepszym dowodem na to jest tajna współpraca z Piłsudskim i planowanie jego na premiera rządu Litwy, która miała być sfederalizowana z Polską. Gdyby był narodowcem, to bez wątpienia takiego stanowiska by nie przyjął, bo dla narodowców i nacjonalistów to było nie do pomyślenia.
Antoni Radczenko: Dlaczego po 1922 r., kiedy idea federalizacji poniosła ostateczną klęskę nie przeniósł się do Polski?
Jan Skłodowski: Często to nie jest proste i łatwe, dlatego że dyktują to ekonomiczne warunki życia. Myślę, że było wiele powodów. Na pewno przywiązanie do ojczyzny i Żmudzi było pewnym hamulcem. Zresztą był świadomy tego, że jeśli znajdzie się w Polsce, która ma wydźwięk narodowy, to również nie będzie się czuł u siebie. Bo nie był narodowcem.