
A właśnie konserwatyści ostatnio robią dużo, aby Rosję demonizować. Minister uznał więc zapewne, że konserwatyści się opamiętają, jeśli zrozumieją, że nie tylko Rosja ma ambicje podporządkowania sobie Litwy, ale także i inni sąsiedzi naszego kraju, czyli także i Polska.
Minister boi się, że jeśli wszystkie zasoby państwa zostaną skierowane na front antyrosyjski, to Litwini ani się obejrzą, jak Polska ich zniewoli kulturowo. Rozumiem, że według ministra należy więc prowadzić politykę „równej odległości” kulturowej zarówno od Rosji jak i od Polski. Takie podejście do sprawy nie powinno wywoływać żadnej złości u Polaków, a raczej być powodem do dumy. Od wielu, wielu lat w Polsce zarówno różni działacze jak i politycy żądają zwiększenia nakładów na promocję Polski za wschodnią granicą.
Według nich Polska kultura – przecież kiedyś tak popularna na tych terenach – z kretesem przegrywa konkurencję z wpływami kultury rosyjskiej. Według tych czarnowidzów, już za kilka, kilkanaście lat narody, kiedyś blisko kulturowo związane z Polską oddalą się od niej na odległość roku świetlnego. Słowa litewskiego ministra kultury powinny być dla nich jak balsam – polskie wpływy kulturowe wciąż są tak silne jak wpływy kulturowe Rosji. A przecież Rosja na swoją „miękką” siłę rocznie wydaje nawet kilkanaście razy więcej niż Polska.