• Opinie
  • 21 listopada, 2023 7:11

In memoriam ś.p. ks. Mirosława Balcewicza. W pół roku po śmierci

Publikujemy wspomnienie Michała Rudnickiego o ś.p. księdzu Mirosławie Balcewiczu, wieloletnim proboszczu parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Porudominie. Duchowny zmarł pół roku temu.

In memoriam ś.p. ks. Mirosława Balcewicza. W pół roku po śmierci

Fot. Roman Niedźwiecki

Jedna z pierwszych scen kultowej polskiej komedii „Nie ma mocnych”. Symulujący chorobę Pawlak leży w łóżku. Wokół stoją najbliżsi. W pewnym momencie otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi wnuczka Ania a za nią miejscowy proboszcz z Ostatnim Namaszczeniem.

Wystraszony Pawlak pyta: „A ksiądz do kogo?”

„Do potrzebujących” – odpowiada duszpasterz.

Wielokrotnie, podczas naszych licznych spotkań – w ten właśnie sposób witaliśmy się z ks. Mirosławem Balcewiczem. „A ksiądz do kogo?”. „Do potrzebujących”. Brak tego bardzo, bo choć minęło pół roku od przejścia ks. Mirosława do wieczności, czy to dużo, czy to mało – trudno ocenić, nie mniej, a myślę, że nie twierdzę tak jedynie w swoim imieniu, jesteśmy co raz bardziej potrzebujący. Rozmów, towarzystwa, po prostu bycia razem. Bo zawsze był. Czekał. A my nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy jak bardzo jesteśmy potrzebujący.

Mówi się, że prawdziwa przyjaźń jest wieczna. O prawdzie i sensie tego powiedzenia doskonale można przekonać się w chwilach próby, ciężkiego doświadczenia, jakim jest niewątpliwie utrata i śmierć przyjaciela. I chociaż takie traumatyczne wydarzenie nie napawa optymizmem, a brak bliskiej osoby odczuwalny jest bardzo i tęsknota za Nią przychodzi niespodziewanie, w najmniej oczekiwanym momencie, to konkretnie ten właśnie Przyjaciel – z pewnością nie byłby zadowolony z takiego podejścia do rzeczywistości, zwłaszcza, że śmierć, która dla większości z nas jest końcem – dla Niego akurat była początkiem, czego uczył nas w ciągu całej swej kapłańskiej posługi i o czym, szczególnie pod koniec ziemskiego życia tak pięknie, wręcz heroicznie dawał świadectwo. 

Każdy, kto miał okazję zetknąć się i poznać ks. Mirosława Balcewicza, czy to w Podborzu, Butrymańcach, Mejszagole, Porudominie, czy gdziekolwiek indziej – może przyznać, że był osobą niezwykłą, emanującą radością życia, energią, mądrością życiową i takim prawdziwym człowieczeństwem. Tak bardzo pasuje tu stwierdzenie, że to ksiądz „do tańca i do różańca”. Niebywała umiejętność wyczuwania człowieka i jego potrzeb, rozumienia jego ziemskich problemów, przy jednoczesnym bezkompromisowym podejściu do dogmatów wiary i szerzeniu nauki Kościoła sprawiała, że ludzie po prostu lgnęli do niego. A On dla każdego znajdował czas. Każdy, bez względu na porę, okoliczności, wiek czy wykształcenie – mógł się poczuć kimś szczególnym, wyczekiwanym gościem, który zawsze mógł liczyć na wysłuchanie, poradę, wsparcie, uśmiech. I właśnie ten uśmiech ks. Mirosława, w otwartych drzwiach porudomińskiej plebanii, stoi mi dzisiaj przed oczami. 

Z pewnością każdy, kto poznał ks. Mirosława, a są to odczucia bardzo osobiste i subiektywne, czerpał od Niego i jest Mu wdzięczny za co innego. Ja osobiście podziwiałem Go i jestem Mu niezmiernie wdzięczny za dar i umiejętność łączenia ludzi. Za otwartość i łatwość w nawiązywaniu kontaktu. Za to „coś” co miał w sobie, że ludzie do Niego lgnęli. Dlatego też, często niezauważalnie dla niektórych, staliśmy się wielką rodziną. Autentyczną i prawdziwą. A On – przewodnikiem, bratem, powiernikiem. Nie lubił górnolotnych słów. Śmiał się z pietyzmu czy przesadnego protekcjonalizmu. Był zwyczajny i prawdziwy. A to niektórych może zaskakiwało, ale zazwyczaj właśnie przełamywało te sztuczne bariery i zjednywało mu ludzi. Otwartych i prawdziwych jak On sam.

A co dzisiaj? Na pewno nie chciałby, by te wspólnotowe więzi, które udało Mu się zbudować, rozluźniły się. I na pewno czuwa nad nimi, tam z góry. Spoglądając na nas ze swym rozbrajającym uśmiechem, może czasem grożąc palcem. Nie porzuca nas w chwilach radości, w cierpieniu, w rozczarowaniu i niemocy. Jest przecież tak jak obiecał – że nie odejdzie, ale będzie. Jest i dalej będzie naszym ks. Mirosławem. Tak jak – dla potrzebujących. 

Michał Rudnicki z rodziną.

PODCASTY I GALERIE