Urzędnik wyjaśnił, że decyzję podjął w oparciu o przepis ustawy o języku państwowym, zgodnie z którym pracownicy instytucji, firm czy organizacji, którzy komunikują się z klientami na Litwie, muszą władać językiem litewskim. „Aby przepis ten został skutecznie wdrożony, osoby, które nie ukończyły litewskich szkół, np. przed 1991 r. ukończyły szkołę rosyjską, muszą zdać egzamin z języka litewskiego” – oświadczył dla dziennikarzy kierownik Inspekcji Językowej.Zgodnie z uchwałą Rady Ministrów Litwy Nr. 1688 z dn. 24 grudnia 2003 r. egzamin dzieli się na trzy kategorie w zależności od tego, jaki rodzaj pracy wykonuje dana osoba.Według A. Valotki, od osoby dyżurującej przy drzwiach wymaga się egzaminu kategorii najniższej, natomiast jeśli jest to praca bardziej skomplikowana, np. w bibliotece, to potrzebny jest egzamin drugiej kategorii. Trzecia kategoria wymagana jest od specjalistów wysokiego szczebla, takich jak kontrolerzy ruchu lotniczego.
Dyrektor Biblioteki Centralnej w Wilnie Rima Gražienė zapewniła dziennikarza LRT, że wszyscy pracownicy biblioteki po litewsku „(…) mówią świetnie, może nawet lepiej niż niektórzy z was lub ja. Urodzili się na Litwie. Jak mogliby pracować w bibliotece bez znajomości języka litewskiego? Są wykształceni, ukończyli studia (…) Ludzie pracują w bibliotece od wielu lat – po 25, po 30 lat, (…) ale w 2003 r. nie zdali egzaminu (…) Kto tego potrzebuje? Chodzi o to, że ukończyli szkołę rosyjską czy polską. Czy co? Mamy zacząć terroryzować pracowników ze względu na ich narodowość?” – nie kryła oburzenia dyrektorka biblioteki, oświadczając, że nie zamierza wysyłać pracowników na egzamin oraz że jest gotowa wziąć za to odpowiedzialność.
Ostro zareagował na decyzję urzędnika publicysta Rimvydas Valatka, który na portalu społecznościowym m.in. napisał, że„ Rząd A. Brazauskasa 17 lat temu wymyślił coś takiego, a zatwierdzona przez niego Państwowa Policja Językowa przeprowadza ten nonsens (…) Co gorsza, orzeczenie to jest egzekowane bardzo selektywnie (…) W przeciwnym razie Policja Językowa powinna była ukarać Ministra Transportu i Komunikacji Jarosława Narkiewicza już z 55 razy, a to nie licząc jego wypowiedzi w Sejmie i telewizji. Taki sam los czekałby większość posłów na Sejm, innych ministrów, wiceministrów i kanclerzy rządu” – oświadczył R. Valatka.
W stu procentach zgadzam się z nim. Od siebie bym dodał, że poziom opanowania języka państwowego powinien być ważnym kryterium dla każdego kandydata na posła. W przeciwnym razie parlamentarzysta nie potrafiąc poprawnie wysłowić się nie zabiera głosu w dyskusjach, nie władając dobrze językiem litewskim nie jest w stanie przygotować odpowiedni projekt ustawy czy inny dokument. Chyba właśnie tym można wytłumaczyć nader skromne wyniki pracy frakcji AWPL-ZChR w Sejmie obecnej kadencji. W odróżnieniu od tzw. „czasów radzieckich”, kiedy każda kucharka mogła rządzić państwem, obecnie dla parlamentarzysty nie wystarczy roli statysty.Wysuwając kandydatów na posłów nie wolno kierować się jedynie zasadą – „bierni, ale wierni”.Dla każdego parlamentarzysty oprócz doświadczenia życiowego, ogólnej erudycji niezbędna jest również dobra znajomość języka państwowego. Tymczasem spośród posłów obecnej Sejmowej frakcji AWPL- ZChR (oprócz Rity Tamašunienė, która świetnie posługuje się językiem litewskim), J. Narkiewicza nie ulokowałbym na ostatnim miejscu w szeregu poziomu władania językiem państwowym. Być może dlatego polscy politycy, którzy często przynajmniej na papierze lubią stanąć w obronie mniejszości narodowych, jak dotychczas nie ustosunkowali się do skandalicznych decyzji głównego „policjanta językowego” Litwy. Cieszy jednak fakt, że wiele znanych osobistości spośród Litwinów potępili głupotę szefa Inspekcji Językowej A. Valotki.
Zbigniew Balcewicz
Sygnatariusz Aktu Niepodległości Litwy