
Duże emocje wywołuje dzisiejsza decyzja o zmianie nazwy trzeciego największego miasta Ukrainy, Dniepropietrowska. Teraz będzie on Dnieprem/Dnipro.
Nazwa tej miejscowości składała się z dwóch członów: pierwszy pochodził od przepływającej przez miasto rzeki Dniepr, drugi upamiętniał Grigorija Pietrowskiego, komunistycznego działacza państwowego, przez dwadzieścia lat pełniącego wysoką funkcję przewodniczącego Wszechukraińskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego USRR (autor projektu ustawy o zmianie nazwy, Andrij Denisienko, przypomniał, że Pietrowski był uznany przez kijowski sąd za jednego z organizatorów „ludobójstwa narodu ukraińskiego”). W dyskusji o dekomunizacji powracały stare nazwy miasta: Katerynosław (wariant nieprawdopodobny, bo wspominający rosyjską carycę) i Siczesław (opcja postulowana przez nacjonalistów).
Inny projekt wysunął Blok Opozycyjny. Proponowano w nim, aby pozostawić nazwę, ale „zmienić etymologię” – człon pietrowsk miałby odwoływać się od tej pory do świętego Piotra.
Rok temu politolog Wiktor Paszczenko i Instytut Człowieka i Miasta przeprowadzili sondę wśród mieszkańców Dniepropietrowska. Wykazała ona, że 66 procent mieszkańców nie chciało zmiany nazwy miasta (za 28,5 procent), a 84 procent było zdanie, iż taką decyzję należy podjąć poprzez referendum.
***
Nazwy zmieniane są w wielu miejscach kraju, również na Donbasie. Przyjęta niedawno przez Radę Najwyższą ustawa nakazuje zmienić kolejne 150 nazw miast, które kojarzą się z czasami radzieckimi. To niby nic nowego – od czasu wprowadzenia ustawy dekomunizacyjnej wiele ulic, placów czy skwerów straciło swego patrona. Tyle tylko, że opisywana ustawa dotyczy terytoriów, nad którymi rząd w Kijowie nie sprawuje faktycznej kontroli. Chodzi o Krym i separatystyczne republiki w Donbasie.
Teoretycznej zmianie ulegnie 38 nazw miast leżących na terenie Donieckiej Republiki Ludowej, 36 z terenu Ługańskiej Republiki Ludowej i 75 z Krymu. Na przykład miasto Torez zmieni się w Czystjakowo, Stachanow w Kadijewkę, a Swierdłowsk – w Dołżańsk.
Zgodnie z intencją ustawodawcy, zmiany wejdą w życie po ponownym przejęciu kontroli Kijowa nad separatystycznymi terenami.
To oczywiście dopiero początek. W myśl przyjętej ponad rok temu ustawy dekomunizacyjnej wszelka symbolika radziecka staje się nad Dnieprem nielegalna. Trzeba zatem usunąć pomniki, pozmieniać nazwy instytucji, ulic, placów i miejscowości. Najszybciej znikają monumenty, nierzadko zwalane z cokołów przez „pospolite ruszenie”. Machina administracyjna działa nieco wolniej, ale i tak już nieraz trzeba było uaktualniać mapy. W „ukraińskim” Donbasie przykładami zmian mogą być miasta Toreck (dawniej Dzierżyńsk) i Bachmut (dawniej Artiomowsk).
***
Pytań, które powstają w związku z tak szeroko zakrojoną dekomunizacją, jest kilka.
Po pierwsze, czy państwo będące w stanie wojny, a także w bardzo trudnej sytuacji gospodarczo-humanitarnej, stać na tego typu symboliczne działania? Sama zmiana nazwy wielkiego miasta niesie za sobą milionowe wydatki: należy wymienić wszystkie tablice, znaki, napisy na pomnikach, państwową dokumentację itd.
Po drugie, czy da się w ten sposób uwolnić od bagażu komunizmu miasta, które powstały i rozwinęły się w czasach Związku Radzieckiego? Wiele miejscowości na wschodniej Ukrainie przed rewolucją październikową było jedynie niewielkimi wioskami. To władza komunistyczna zbudowała tam fabryki, osiedla, przedszkola, szpitale i linie tramwajowe. Czy można pozbawić dane miejsce całej jego historii? Pamiętając równocześnie o tragediach, jakich te ziemie doświadczyły w czasach radzieckich.
Jedno jest pewne: w najbliższych latach nie zabraknie pracy dla ukraińskich kartografów.
Filip Faliński jest dziennikarzem, podróżnikiem, rusycystą i wschodoznawcą. Autor bloga stacjafilipa.pl i współpracownik Instytutu imienia Oskara Kolberga.