
Oficjalnie Tomaszewski, Mackiewicz, Tamošiūnaitė i inni organizatorzy alternatywnego „spisu” twierdzą, że celem jest zachęcenie Polaków do udziału w oficjalnym spisie powszechnym oraz porównanie danych z oficjalnego spisu z danymi zebranymi przez ZPL i ustalenia prawdziwej liczby ludności polskiej na Litwie.
Fałszywe cele i niewiarygodni organizatorzy
Niepojęte, w jaki sposób siejący zamieszanie alternatywny „spis” może zachęcić do udziału w spisie powszechnym.
Jeszcze większe wątpliwości budzi wiarygodność danych, które zbierze ZPL. Obok wątpliwości prawnych, podnoszonych przez Państwową Inspekcję Danych Osobowych, są też wątpliwości osobowe. Na czele organizatora „spisu” – Związku Polaków na Litwie – nadal stoi bowiem Michał Mackiewicz. Ten sam Mackiewicz, którego od blisko trzech lat ściga polska prokuratura za machinacje z przyznanymi przez państwo polskie dotacjami. Czy może ktoś wykluczyć – sparafrazuję pewnego klasyka litewskiej myśli politycznej – że pod jego przewodem nie dojdzie do jakichś manipulacji i z danymi „spisu społecznego ludności polskiej na Wileńszczyźnie”?
A kto jest w stanie zagwarantować uczciwość „rachmistrzów” ZPL? Np. jeśli wśród nich znajdą się osoby pokroju Anny Ancewicz (która w sądzie przyznała iż podczas niedawnych wyborów sejmowych skupowała na rzecz swojego już byłego szefa, posła AWPL-ZChR Czesława Olszewskiego głosy w rejonie wileńskim, a jeszcze wcześniej straciła stanowisko dyrektorki gimnazjum w Ławaryszkach z powodu masowego fałszowania ocen uczniowskich), czy Tatiany Urbonienė, dyrektor wileńskiej szkoły-przedszkola „Zielone Wzgórze”, skazanej za fałszowania dokumentów w celu przekazania części podatku dochodowego bez wiedzy rodziców na AWPL-ZChR?…
Gdy Polacy działali, działacze drzemali
Skoro jednak nie chodzi ani o zachęcenie do udziału w spisie powszechnym, ani o zebranie wiarygodnych danych, to o co chodzi? Renata Cytacka – która na Wileńszczyźnie pełni często rolę jaką w putinowskiej Rosji pełni Władimir Żirinowskij, mówi publicznie to, co Wodzowi mówić nie wypada – nie ukrywa, że przyczyną alternatywnego spisu jest brak zaufania do instytucji państwa litewskiego. Jej zdaniem już z góry wiadomo, że Departament Statystyki zaniży liczbę Polaków na Litwie.
Jak wiadomo w tym roku spis powszechny mieszkańców Litwy odbywa się niemal całkowicie drogą elektroniczną na podstawie danych administracyjnych, które w całości zostaną pobrane z rejestrów państwowych i systemów informatycznych. A jak wiadomo, nie wszyscy mają w tych rejestrach zadeklarowaną narodowość (co prawda odsetek osób bez narodowości jest na Litwie niezwykle niski – około 1 proc. – a więc nie ma większego wpływu statystycznego na prawidłowe odzwierciedlenie sytuacji etnicznej).
Działacze tzw. zorganizowanej społeczności polskiej wiedzieli zresztą o nowym trybie spisu powszechnego od dawna – od trzech lat media polskie na Litwie uprzedzały o tym. Europejska Fundacja Praw Człowieka, Polski Klub Dyskusyjny organizowali spotkania z Departamentem Statystyki, wysyłali apele. W ich wyniku Departament Statystyki ogłosił 15 stycznia br. internetowy, niezwykle prosty do wypełnienia, kwestionariusz za pomocą, którego każdy mieszkaniec Litwy może zadeklarować swoją narodowość, a także język ojczysty i wyznanie. Na wypełnienie tego kwestionariusza mamy jeszcze miesiąc.
W tym czasie AWPL-ZChR drzemała, choć była „języczkiem u wagi” w koalicji rządowej i mogła sporo załatwić, także w sprawie trybu przeprowadzenia spisu powszechnego.
Celem konflikt polsko-litewski?
Tomaszewski z Mackiewiczem obudzili się dopiero, gdy spis powszechny ruszył. Początkowo wezwali do aktywnego udziału w wypełnianiu internetowego kwestionariusza Departamentu Statystyki. Po kilku dniach jednak uznali najwidoczniej, że należy bardziej energicznie imitować aktywną działalność. I powstała idea „społecznego spisu”. „Spisu”, którego jedynym celem jest prawdopodobnie tylko podsycanie wśród Polaków na Wileńszczyźnie nieufności do instytucji państwa litewskiego i konfliktu polsko-litewskiego. W sumie to nie ma się co dziwić – bez tego konfliktu AWPL-ZChR nie ma co liczyć na sukces wyborczy. Udowodniły to wybory sejmowe w ubiegłym roku. Narracja o „skradzionych wyborach” Tomaszewskiemu się udała niewiele lepiej niż Trumpowi, do własnych błędów lider AWPL-ZChR przyznać się nie jest gotów, więc nie pozostaje nic innego, jak po raz kolejny rozpętać wojenkę…
17 marca 1991 roku w ZSRR odbyło się ogólnozwiązkowe referendum w sprawie zachowania ZSRR. Niepodległa Litwa to referendum zbojkotowała. Na terenie naszego kraju odbyło się tylko na bazach wojskowych Armii Sowieckiej, w Wisagini i… miejscowościach zarządzanych przez ówczesną „zorganizowaną polską społeczność”: rejonach wileńskim oraz solecznickim. I 90 proc. uczestników opowiedziało się za zachowaniem Związku Sowieckiego. Do dnia dzisiejszego wiarygodność tego pseudoreferendum i jego danych budzi oczywiste wątpliwości.
Nie wiem, czy obecny „spis społeczny” też stanie się kolejną cegłą w murze nieufności, oddzielającym Polaków od Litwinów. Moim jednak zdaniem, jeśli rzeczywiście chcemy, żeby dane statystyczne o liczbie ludności polskiej na Wileńszczyźnie były pełne, prawdziwe i uwzględnione przy podejmowaniu decyzji o naszym losie – weźmy aktywny udział w spisie powszechnym mieszkańców Litwy. I ignorujmy prowokacje.