
Tomasz Otocki, Program Bałtycki Wnet: Chciałbym zapytać, dlaczego zdecydował się Pan kandydować na liście socjaldemokracji do rady miejskiej Tallinna, jakie były Pańskie motywacje?
Abdul Turay, Socjaldemokratyczna Partia Estonii: Mój pierwszy motyw to mój syn. Jestem zatroskany o jego przyszłość w Estonii. Martwi mnie np. system edukacji. Z małymi dziećmi jest nawet ten problem, by uzyskać miejsce w szkole lub przedszkolu. A ja chciałbym, żeby mój syn miał dobrą przyszłość w tym kraju. Z tego samego powodu, jak sądzę, ludzie powinni chodzić na wybory: by stworzyć lepszą przyszłość dla siebie i dla swoich rodzin. Ja tym razem mam na to więcej szans, bo nie tylko będę głosować, ale także kandydować.
Dlaczego akurat socjaldemokracja?
Mówiąc szczerze: nie jestem socjaldemokratą. Więc była to trudna decyzja. Ale Estonia jest krajem tak przesuniętym na prawo, że socjaldemokraci są właściwie partią liberalną lub socjalliberalną.
Estonia jest krajem tak przesuniętym na prawo, że socjaldemokraci są właściwie partią liberalną lub socjalliberalną
Czyli właściwie to centryści?
Zdecydowanie. Choć są w Partii Europejskich Socjalistów w Parlamencie Europejskim, to ich program jest właściwie liberalny z pewną wrażliwością społeczną. Natomiast wszystkie pozostałe partie estońskie to centroprawica: zasiadają albo we frakcji liberałów albo chadeków w Strasburgu.
Nie jestem jednak wyjątkiem, pierwszy był socjaldemokratyczny radny pochodzący z Danii, który właściwie, jeśli chodzi o poglądy, jest socjalliberalny, choć w Danii był członkiem partii prawicowej. To są pewne paradoksy.
Panu kandydowanie na radnego proponowała narodowo-konserwatywna partia Isamaa ja Respublica Liit (IRL).
Teoretycznie jest to partia centroprawicowa, ale należy do niej wiele osób o poglądach wcale nie tak centrowych, tylko radykalnie prawicowych.
Czyli był Pan trochę przerażony?
Nie nazwał bym tak tego. W gruncie rzeczy chodziło o to, że zwrócili się do mnie z propozycją kandydowania na tydzień przed ogłoszeniem list kandydatów. Gdyby przyszli do mnie miesiąc wcześniej, być może powiedział bym „tak”. Ale na tydzień przed zamknięciem list, to trochę za późno. Bo tak naprawdę, jeśli chce się zmienić wizerunek partii czy jej naturę, to trzeba się o to starać odpowiednio wcześniej.
Mówił Pan o swoim synu, o oświacie. Czy kwestie edukacji znajdują się w Pana programie wyborczym?
Zdecydowanie tak.
Co chciałby Pan zmienić w estońskim systemie edukacji: czy to bardziej sprawa samorządowa czy jednak rządowa?
Powinien istnieć rodzaj synergii między rządem a samorządami w tej kwestii. Rząd ustala pewne ramy, a samorządy to wykonują. Generalnie np. uniwersytety czy szkoły wyższe podlegają rządowi, ale już np. przedszkolami zajmują się lokalne władze. Myślę, że np. należałoby porozumieć się z sektorem prywatnym, żeby zapewnić odpowiednią liczbę miejsc w przedszkolach. Bardziej zadbać np. o płacę pracowników przedszkoli. Ale kluczową sprawą są nauczyciele w szkołach, którzy muszą być lepiej opłacani.
A co z problemem bezpieczeństwa w mieście? Czy Tallinn to bezpieczne miejsce to życia?
To interesująca sprawa. Istnieje tu policja miejska, która jest bardzo kontrowersyjną instytucją. Ludzie zastanawiają się: po co oni właściwie istnieją, skoro zajmują się błahymi sprawami? Przecież mamy także krajową policję. To co nie podoba mi się w programie socjaldemokracji, to to, że chcą obciąć finansowanie policji miejskiej. Tymczasem ja uważam, że powinniśmy raczej rozszerzyć jej funkcje i uprawnienia. W gruncie rzeczy policja miejska robi dobre rzeczy, jeśli chodzi o zapobieganie przestępstwom. Ja nie jestem więc zwolennikiem radykalnego przecięcia sprawy, jeśli chodzi o policję samorządową.
Dwa lata temu Partia Socjaldemokratyczna połączyła się z Partią Rosyjską, pragnąć przyciągnąć więcej Rosjan na swoją stronę. Dziś z list SDE kandyduje Pan. Czy lewica w Estonii staje się bardziej przyjazna mniejszościom?
To był jeden z powodów, dla których zdecydowałem się kandydować z listy socjaldemokracji, że jest to najbardziej kosmopolityczna partia na scenie politycznej Estonii. IRL jest wciąż zbyt nacjonalistyczna, z kolei Partia Reform mogłaby być bardziej otwarta, liberalna, ale z różnych powodów to się nie udaje. Z kolei centryści Savisaara są zapatrzeni we Wschód, w Rosję, a nie zachodnie wartości. A ludzie głosujący na SDE są bardziej kosmopolityczni, częściej podróżują, są młodsi i lepiej wykształceni. Dużo wśród nich inteligencji, artystów etc.
Czy interesuje się Pan problemami mniejszości rosyjskojęzycznej w Tallinnie?
Szczerze mówiąc, nie jest to pole moich zainteresowań.
Chciałem zapytać o Pańskie doświadczenia z Estonią, jak długo Pan już tu mieszka?
Pięć lat.
To już jakiś okres czasu. Jak przyjęła Pana Estonia, czy był to od początku przyjazny kraj czy musiał Pan walczyć o swoje prawa?
Nie powiedziałbym, że musiałem walczyć. Stworzono mi tu wiele możliwości. Pracowałem przez cztery lata jako dziennikarz, jako nauczyciel w szkole i na uniwersytecie. Miałem więc wiele możliwości. Oczywiście było trochę spraw nieprzyjemnych, nie powiem, czasem musiałem uważać na ulicy, ale generalnie zadomowiłem się w Estonii.
Po tych kilku latach: czy Estonia to Pana ojczyzna?
Nie wiem, czy mogę tak powiedzieć. Na pewno jest to „drugi dom”. Myślę, że mój syn mógłby powiedzieć, że to jego ojczyzna…
Właśnie: czy syn czuje się już Estończykiem czy jeszcze nie?
Ma zaledwie 4 tygodnie (śmiech), więc nie mogę go zapytać.
A jak z Pana zdolnościami językowymi, czy opanował Pan już estoński, bo wszystkie władze pracują tu w języku estońskim?
Niestety mój estoński nie jest tak dobry jak powinien być. Jest pewnie więcej osób, które mówią lepiej ode mnie. Choć z drugiej strony, trudno znaleźć kogoś, kto mieszka tu 5 lat tak jak ja i mówi lepiej. Generalnie język to pięta achillesowa mojej kandydatury tu w Tallinnie. Gdybym jednak musiał ubiegać się o obywatelstwo Estonii, a nie muszę tego robić, kandydując w wyborach, bo jestem obywatelem UE, to prawdopodobnie bym je otrzymał, bo zdałem egzamin językowy z estońskiego.
Generalnie trudno się tu nauczyć estońskiego, bo Estończycy mają manierę mówienia do Ciebie po angielsku i mówią dobrze w tym języku. Najważniejsze, żeby nie mówić do nich po rosyjsku, bo tego nie znoszą.
Najważniejsze, żeby nie mówić do Estończyków po rosyjsku, bo tego nie znoszą
Jak wyobraża sobie Pan Tallinn po czterech latach zasiadania w radzie miejskiej?
Wielu Estończyków widzi swoją stolicę jako miasto hanzeatyckie, ale w nowej, dynamicznej formie. Handlowy port, który przyciąga wysokiej klasy specjalistów IT, przedsiębiorców etc. Nie tylko z tego regionu, ale z całej Europy czy nawet Indii i Indonezji. Może trzeba nam nie 4, a np. 10 lat, żeby to osiągnąć.
Czy Tallinn będzie się stawać coraz bardziej kosmopolityczny?
Na pewno nie będzie nigdy tak kosmopolityczny jako Sztokholm czy Helsinki. Myślę, że nawet nie chciałby być. Jednym z powodów jest to, że nie ma bezpośrednich lotów z poza Europy do Tallinna. Jeśli chcesz się dostać do stolicy Estonii z Afryki czy Azji musisz się kilka razy przesiadać. Nie wyobrażam sobie Tallinna jako wielkiej metropolii z gigantycznymi mniejszościami, miasta multi-kulti. Raczej pozostanie średniej wielkości miastem, stolicą ambitnego kraju w Europie Północnej.
Dziękuje za rozmowę.
Abdul Turay (46 l.) – anglojęzyczny dziennikarz od 2008 r. mieszkający w Estonii. Autor poczytnej książki „Väike valge riik” („Mały biały kraj”) opowiadającej o Estończykach.
Pełny wywiad jest tu.