Na dzisiejszych chłopcy w sumie wyglądają tak samo, gorzej z dziewczynkami – ubrane na różowo bawią się we fryzjera, w pieczenie ciasteczek, w sprzątanie, w pielęgnację psów (tak, jest zestaw lego „Salon dla Zwierząt”). Co się stało przez te kilkadziesiąt lat? Przyglądam się tym podziałom na chłopięce i dziewczęce z niesłabnącym zainteresowaniem. W sklepach z zabawkami półki dla dziewczynek i półki dla chłopców są ściśle rozdzielone. Na dziewczęcych królują lalki, akcesoria do sprzątania, zestawy do rękodzieła:koraliki, sznureczki, masy plastyczne i dziewczyńskie ozdoby. W pewnej miejscowości w niewielkim sklepiku, gdzie zabawki zajmowały tak naprawdę tylko jeden regał, znalazłam aż 7 (SIEDEM) różnych modeli zabawkowych żelazek. Są jeszcze zabawkowe odkurzacze, kuchenki, zmywarki, małe różowe pralki i równie różowe suszarki. Różowe miotły do zamiatania, różowe maszyny do szycia. Tak, to wszystko jest różowe. Wszyściuteńko. Naprawdę, to aż zabawnie wygląda, jak człowiek stanie między półkami, a tam róż, róż i jeszcze róż. I trochę fioletu. Podobnie jest w dziewczęcym dziale z ubraniami. Tu do różu dochodzi złoty i srebrny, a także dżety, cekiny i brokat. Na ubrankach napisy: „mała królewna”, „słodka księżniczka”, „jestem śliczna” czy nawet „jestem zbyt urocza, by zrozumieć matematykę”. Zupełnie inaczej rzecz się ma z zabawkami i ubraniami dla chłopców. Tu królują zabawki konstrukcyjne i do zabawy w wojnę, policję lub straż pożarną, a w miejscu dziewczęcych zestawów z koralikami czy modeliną, mamy zestawy małego chemika, fizyka czy biologa. Na półkach łatwo znaleźć karabiny i pistolety, samochody, sterowane roboty. Wśród ubranek mnóstwo kolorów: zieleń, granat, szarości i beże, rzadziej czerwony, żółty, pomarańczowy. Brakuje w sumie tylko różowego. I fioletu.
Nieco lepiej jest z zabawkami edukacyjnymi. Zwłaszcza tymi dla młodszych dzieci. Te wszystkie labirynty, przeplatanki. Chociaż nie. Je również widziałam w wersji dla dziewczynek, czyli jedynie słusznej różowo-fioletowej. Czy dziewczynce odpadnie rączka, jeśli pobawi się zielonym labiryntem? Albo żółtym?
Ale wróćmy do lego. Te zwykłe klocki też są w pełni upłciowione – chłopcy mogą wybierać z dziesiątków zestawów, dla dziewczynek jest lego friends i lego elves. Paradoksalnie, te „dziewczęce” zestawy są tańsze – prawdopodobnie, aby zachęcić dziewczynki do zabawy klockami (co w tym niedziewczęcego? – mnie nie pytajcie, nie mam pojęcia). Mój syn ma dwa takie – zestaw ze smokiem i z pociągiem. Fajne, tanie, dużo klocków. Ale w szkole dowiedział się od kolegów, że to zestawy dziewczyńskie, więc obciachowe… Zapytałam znajomych, czy mają podobne doświadczenia. Karolina, koleżanka z podstawówki, opowiedziała mi o swoim synu, kolekcjonerze i wielkim fanie pokemonów, który ostatnio z żalem zrezygnował z kupna jednego z nich, bo był różowo-fioletowy. Wspomina też swoje dzieciństwo – najbardziej lubiła bawić się samochodami, a dostawała same lalki. Z braku laku brała karty do gry taty i na dywanie bawiła się w parkowanie w zatłoczonym mieście… Z kolei Asia, znajoma etnolożka, była kiedyś świadkiem sceny w sklepie – mały chłopiec sam wybierał sobie szczoteczkę do zębów, do gustu przypadła mu taka z rączką w kształcie księżniczki. Zadowolony już wkładał ją do koszyka, jednak mama szybkim ruchem wyrwała mu zdobycz i odłożyła na półkę, mówiąc „nie, to jest dziewczyńskie”. Mimo rozpaczy syna nie zgodziła się na księżniczkową szczoteczkę. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Kasia, inna etnolożka, mieszkająca we Lwowie, opowiada historię – jej syn marzył o różowej bluzie, takiej, jaką nosi jego ulubiony piłkarz. W dziale chłopięcym takich kolorów się nie przewiduje, wybrał więc sobie bluzę z działu dziewczęcego – nie tylko różową, ale także ozdobioną napisem z cekinów. Rodzice ostrzegali go, że może zostać wyśmiany w szkole, ale bluzę kupili. Śmiechu jednak prawie nie było. Cristiano Ronaldo też przecież chodzi w różowym!
Takie historie można mnożyć. Jak zwykle, daliśmy się omamić firmom produkującym ubrania i zabawki. Ponoć taki podział ubrań i zabawek na chłopięce i dziewczęce upowszechnił się w czasie, kiedy popularne stały się badania pozwalające określić płeć mającego się narodzić dziecka. Wcześniej dzieci ubierano na biało, a potem – zaskoczę Was – dziewczynki na niebiesko, a chłopców na różowo. Ponoć tu i ówdzie taki podział nadal się utrzymuje, gdzie indziej dziewczynkom na stałe przypisano kolor różowy, a chłopcom niebieski. Skoro kolory są przypisane konkretnym płciom, przede wszystkim firmom łatwiej sprzedać swoje produkty, poza tym jeśli już niemowlęta muszą wyglądać inaczej w zależności od płci, rodzice dla kolejnego dziecka nie będą mogli wykorzystać ubranek poprzedniego, jeśli po dziewczynce urodzi się chłopiec lub odwrotnie. Ciekawa jestem, skąd ta silna potrzeba zaznaczania płci dziecka. Skąd przekonanie, że na ulicy każdy, kogo mijamy prowadząc wózek z naszym niemowlęciem, musi od razu wiedzieć, czy to chłopiec czy dziewczynka. Usłyszałam nawet kiedyś kuriozalne wyjaśnienie barbarzyńskiego obyczaju przekłuwania uszu niemowlętom – otóż ma to pomóc właśnie określić płeć dziecka. A co by się stało, gdyby nie dało się określić płci na pierwszy rzut oka? Świat by się skończył?
W Wielkiej Brytanii przeprowadzono kiedyś eksperyment. Przebrano małych chłopców w dziewczęce ubranka, a małe dziewczynki w chłopięce. Opiekunowie, niewiedzący nic oczywiście o tej zamianie, przez jakiś czas mieli się bawić z poszczególnymi dziećmi. Mieli dostęp do dokładnie tych samych zabawek, jednak osoby opiekujące się – jak zakładały – chłopcami wybierały zabawki konstrukcyjne, pozwalające manipulować, twardsze, a te opiekujące się niby dziewczynkami maskotki, przytulanki, lalki. Zapytacie może, co w tym złego. Na pierwszy rzut oka nic. Ale niestety ten podział idzie za dzieckiem dalej – dziewczynki są posądzane o mniejsze zdolności matematyczne, chłopcy o nieumiejętność zrozumienia przedmiotów humanistycznych. Dziewczynki uczą się, że ich sferą jest dom i prace z nim związane, a celem życiowym wyglądanie ładnie. Chłopcy, że cały świat jest ich, że mogą zostać astronautami, matematykami, przyrodnikami, zdobywcami i odkrywcami. Świadomość dziecka kształtuje to, co je otacza i to, jak o tym otoczeniu mówimy. Mój kolega Paweł, antropolog, profesor i wykładowca akademicki, opowiadał, że kiedyś zabrał swoją starszą córkę Emilkę do pracy. Zdziwiona mała zauważyła, że na uczelni są nie tylko chłopcy, ale także dziewczęta, studentki. – Tato – oburzała się – przecież mówiłeś, że uczysz studentów! W efekcie odbieramy światu mężczyzn, którzy mogliby być doskonałymi opiekunami, fantastycznymi pielęgniarzami, nauczycielami w przedszkolu, pracownikami socjalnymi, oraz kobiety, które mogłyby dokonać przełomu w fizyce, matematyce, kobiety pokroju Marii Curie-Skłodowskiej.
Na koniec jeszcze jedna historia, tym razem z happy endem:
Mój syn kilka lat temu w dniu swoich urodzin wybrał się z babcią i dziadkiem do centrum handlowego – do kina, na lody i kupowanie prezentu. Akurat zbliżała się Wielkanoc, było więc sporo stoisk z różnymi wiosenno-świątecznymi dekoracjami. Na jednym z nich jubilat spostrzegł koronkową parasolkę i natychmiast jej zapragnął. Od sprzedawczyni dowiedział się jednak, że nie jest to gadżet dla chłopca. Zrezygnowany zdecydował się na gipsowego królika (ohydnego zresztą). Rozczarowanie jednak nie dawało spokoju ani jemu, ani mnie, ani przede wszystkim babci, która następnego dnia wsiadła w samochód i pojechała z powrotem do sklepu kupić dziecku parasolkę. Sprzedawczyni pamiętała małego chłopca, który o niej marzył. Babcia poprosiła więc, by na przyszłość nie zabraniała dzieciom spełniania marzeń. Na co sprzedawczyni odparła wzburzona – Wie pani co? Ja od wczoraj nie mogę przestać myśleć, jak głupio się zachowałam!