Miniony rok był dla Władimira Putina niezwykle udany. Inicjatywa związana z zabezpieczeniem broni chemicznej w Syrii, wynegocjowanie w Genewie przejściowego porozumienia z Iranem, storpedowanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE oraz wykorzystanie Edwarda Snowdena do rozluźnienia więzi euroatlantyckich to najbardziej spektakularne sukcesy rosyjskiego prezydenta w ostatnich miesiącach. Dzięki nim Rosja chwilowo potwierdziła status mocarstwa regionalnego a być może nawet panregionalnego pokazując silniejszym partnerom, że bez jej udziału niemożliwe jest rozwiązanie najbardziej palących konfliktów na świecie i udowadniając, że potrafi bronić swoich interesów także poza obszarem tradycyjnej strefy wpływów.
Mimo to nadal kwestią otwartą pozostaje pytanie o długoterminowość pozytywnego dla Kremla trendu. Historia dostarcza wielu przykładów, na to że wola władcy i drenaż ostatnich drzemiących w państwie sił witalnych pozwala na krótkotrwały renesans. Nie bez powodu ostatni rozbłysk Rzeczpospolitej zwieńczony wiedeńską wiktorią część historyków zwie „sarmackim babim latem”. Czy takie określenie pasuje do putinowskiej Rosji?
Już pobieżne przyjrzenie się naturze tegorocznych sukcesów Kremla stawia pytania o zakres ich finansowania. W przypadku Ukrainy mówi się o 15 mld $ kredytu i bardzo dużym dotowaniu cen gazu (oczywiście wspomniana pomoc ma charakter warunkowy i będzie wydzielana w transzach). W kontekście Syrii rosyjskie nakłady są już natomiast trudne do oszacowania- począwszy od rzeki broni płynącej z Murmańska do Tartusu i Latakii, skończywszy na kompleksowym kredytowaniu funkcjonowania reżimu al- Asada w doszczętnie zrujnowanym wojną domową państwie. W każdym razie w obu wypadkach chodzi o wielkie pieniądze. Renesans rosyjskiego imperializmu ma więc generalnie charakter dotacyjny. Przykłady syryjski i ukraiński nie są dla tego zjawiska w pełni transparentne, jest ono bowiem zróżnicowane. Dla niektórych bytów politycznych np. Osetii Południowej, której gospodarka opiera się na fabryce wody mineralnej, pomoc finansowa z Kremla stanowi sine qua non przetrwania, innym pozwala po prostu prosperować bez koniecznych reform (Białoruś).
W perspektywie długoterminowej system ten może być nie do utrzymania. Surowcowy charakter rosyjskiej gospodarki jest bowiem ściśle uzależniony od światowych cen ropy. W tym kontekście amerykańska rewolucja łupkowa powinna na nim odcisnąć swoje piętno, poza tym kolejne raporty Międzynarodowej Agencji Energii regularnie obniżają przyszły koszt baryłki czarnego złota. Rosji grozi także katastrofa demograficzna (tegoroczny dodatni przyrost został co prawda wykorzystany propagandowo przez Kreml, jednak stanowi naturalne dla demografii echo wyżu, które będzie wraz z upływem lat coraz niższe) oraz ryzyko destabilizacji ze względu na malejący udział społeczności słowiańskiej w ogóle społeczeństwa. Czynniki te w znaczny sposób zdefiniują przyszłość rosyjskiej gospodarki trawionej plagą korupcji i brakiem innowacyjności (jedno Skołkowo wiosny nie czyni). Zresztą już dziś wedle większości prognoz ekonomicznych wpada ona w recesję.
Negatywne trendy gospodarcze będą w coraz większym stopniu ograniczać Putina i inne zdolne jednostki, które los dostarcza Rosji zawsze w nadmiarze. Tym samym utrzymanie dotychczasowego modelu funkcjonowania tzw. „rosyjskiej strefy wpływów” stanie się niemożliwe. Już dziś Kreml zdaje sobie z tego sprawę przedkładając nowe formy współpracy ekonomicznej na obszarze bliskiej zagranicy (jak Unia Celna) nad subsydionowanie postsowieckich republik. Jednak także one okazują się dysfunkcyjne. W tym sensie trzecia kadencja prezydencka Władimira Putina może okazać się rosyjskim „babim latem”, po którym jak po czasach Sobieskiego w Rzeczpospolitej nastąpi powolny zmierzch Rosji w jej dotychczasowej formie.