• Opinie
  • 3 stycznia, 2025 13:01

AWPL-ZChR: 30 lat sukcesów czy porażek?

Są różne sposoby walki o prawa mniejszości narodowych: w ramach szerokich ruchów społecznych, partii ogólnokrajowych lub poprzez tworzenie ugrupowań etnicznych. W 1994 roku Polacy na Litwie wybrali ten ostatni sposób i dziś wielu publicystów i politologów się zastanawia nad tym, czy te trzy dziesięciolecia dla Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin były okresem sukcesów czy porażek.

Aleksander Radczenko
AWPL-ZChR: 30 lat sukcesów czy porażek?

fot. Joanna Bożerodska

Moim zdaniem fakt, że AWPL-ZChR od wielu lat sprawuje rządy na Wileńszczyźnie, czterokrotnie wchodziła w skład koalicji rządzących całą Litwą, a jej lider od roku 2009 bez przerwy zasiada w ławach Parlamentu Europejskiego – to niewątpliwe sukces tej siły politycznej. 

Jej największą porażką jest to, że kwestie dla których rozwiązania partia powstała, były rozwiązywane zazwyczaj bez jej udziału. Albo nie były w ogóle.

Partia z przypadku

Trudno w to uwierzyć, ale polska partia na Litwie powstała… przypadkowo. W roku 1994 weszła w życie Ustawa o organizacjach społecznych, która zlikwidowała pojęcie „organizacji społeczno-politycznej”, czyli  takiej, która jednocześnie zajmuje się i sprawami społecznymi, i udziela się w wyborach. Wszystkie podobne organizacje miały przekształcić się albo w partie polityczne, albo pozostać organizacjami stricte społecznymi. 

Związek Polaków na Litwie, który był właśnie organizacją społeczno-polityczną, podjął decyzję przekształcenia się w organizację społeczną oraz powołania polskiej partii politycznej pod nazwą „Akcja Wyborcza ZPL”. Już nazwa nowej partii politycznej sugerowała, że to ZPL miał rozkazywać, a Akcja Wyborcza wykonywać. Z tego powodu postanowiono nie tworzyć partii masowej. W 2 tygodnie zebrano 739 założycieli oraz przeprowadzono zjazd założycielski. Kilka miesięcy później partia została zarejestrowana, po usunięciu (na żądanie Ministerstwa Sprawiedliwości) z nazwy wyrazu „Związek”. I  wraz z tym słowem wyleciała cała „podrzędność” AWPL wobec ZPL, a ogon zaczął merdać psem.

Znowuż trudno w to dziś uwierzyć, ale pierwszym prezesem AWPL nie został Waldemar Tomaszewski. Został nim legendarny pierwszy przywódca ZPL Jan Sienkiewicz. Dwa lata później Sienkiewicz został posłem na Sejm (jednym z dwóch posłów AWPL) i spoczął na laurach, a skromny szef oddziału AWPL w rejonie wileńskim Waldemar Tomaszewski tymczasem działał, przyjmował nowych członków, urabiał starych. I w kwietniu 1999 r. dopiął swego. W tajnym głosowaniu Sienkiewicz zdobył 44 głosy, zaś Tomaszewski o zaledwie 12 głosów więcej, ale został nowym szefem AWPL. Na zawsze.

Jan Sienkiewicz, fot. salcininkai.lt

Byłem wówczas redaktorem naczelnym dziennika „Gazeta Wileńska”. Informację o wyborze nowego prezesa AWPL daliśmy na pierwszą stronę gazety. Wybuchła jednak burzliwa dyskusja na temat zdjęcia, które miało ją zilustrować. Proponowałem wrzucenie fotografii Sienkiewicza i Tomaszewskiego rozerwanej na pół. Moim zdaniem byliśmy właśnie świadkami historycznego rozłamu w polskiej społeczności na Litwie. Koledzy przekonywali zaś, że wybór prezesa AWPL jest bez znaczenia. Wszak czym jest posiadająca kilkaset członków partyjka wobec ZPL liczącego ich ponad 10 tysięcy? 

Nie ukrywam, że dziś z uczuciem schadenfreude przypominam te „uczone” wywody moich starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Bo już wkrótce wszechmogący (zdawałoby się) oraz z wąsami „jak u Piłsudskiego” prezes ZPL Ryszard Maciejkianiec wszedł w taki konflikt z Waldemarem Tomaszewskim, że stracił nie tylko prezesostwo w Związku, ale nawet polską narodowość. 

Ryszard Maciejkianiec, fot. Delfi/Audrius Solominas

Sukcesy bez sukcesów

Początki były niełatwe. Tomaszewski nawet w polskim środowisku był osobą mało znaną. Dla Litwinów zaś – noname’em. W dodatku mówiącym fatalnie po litewsku i z olbrzymią tremą. Wielu do dziś pamięta debatę przedwyborczą w litewskiej telewizji, gdy nie był w sławie wydusić z siebie dosłownie żadnego słowa na pytanie Edmundasa Jakilaitisa. „Wódz” dosłownie zawiesił się. Na szczęście wyborca AWPL litewskich telewizji nie ogląda.

W 2000 roku partia Waldemara Tomaszewskiego zdobyła zaledwie 2 mandaty poselskie, ale wystarczyły, żeby trafić do rządu Rolandasa Paksasa: Jan Dzilbo został wiceministrem oświaty, Zbigniew Balcewicz – wicenaczelnikiem okręgu wileńskiego. Nawet ja, już wtedy sceptyczny wobec Tomaszewskiego, zagłosowałem na AWPL i tańczyłem ze szczęścia, że oto Polacy są w litewskim rządzie! 

Koalicja Nowej Polityki upadła, ale nie marsz Waldemara Tomaszewskiego po władzę. W każdych kolejnych wyborach padało na niego i jego partię coraz więcej głosów. Zdobywał coraz więcej mandatów i stanowisk do obsadzenia. Cementując nimi jedność partyjnych szeregów i niszcząc (w nich, a następnie i poza nimi) wszelką opozycję. 

W 2012 roku, na fali oburzenia reformą oświatową, AWPL przekroczyła nareszcie 5-procentowy próg wyborczy i utworzyła w litewskim Sejmie własną frakcję. Weszła też do rządu Algirdasa Butkevičiusa. Jarek Niewierowicz został ministrem, kolejni Polacy objęli kilka tek wiceministerskich. W 2016 roku ten AWPL wyczyn powtórzyła. Jednak elektorat partii już wtedy zaczął uciekać, bo sukcesy wyborcze nie szły w parze z sukcesami w rozwiązywaniu problemów mniejszości narodowych. Co więcej, partia – zmieniła w międzyczasie nazwę na taką, w której „Polacy” już stali się tylko ledwie zauważalnym członem – o tych „pięciorzędnych” (według jej liderów) problemach przypominała sobie tylko przed wyborami. 

Nadwyżka gieorgiejewska i jej ucieczka

AWPL od samego początku swojego istnienia pozycjonowała siebie jako partię nie tylko Polaków, ale wszystkich mniejszości narodowych. Jednak pomiędzy „pozycjonować” a „być” jest przepaść głębokości Wielkiego Kanionu Rzeki Colorado. Litewscy Rosjanie woleli głosować na socjaldemokratów, paksistów oraz Partię Pracy. Zmieniło się to w 2014 roku. 

Wielu osobom wydaje się, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku. W rzeczywistości rozpoczęła się dziesięć lat wcześniej. W marcu 2014 roku, gdy uzbrojeni w broń maszynową „zielone ludziki” oderwali od Ukrainy Krym i Donbas. Ich znakiem rozpoznawczym była wstążka gieorgiejewska, przed rokiem 2014 będąca wyłącznie symbolem pamięci o Rosjanach, co zginęli w czasie II wojny światowej.

Podczas obchodów tzw. Dnia Zwycięstwa, 9 maja 2014 roku, Waldemar Tomaszewski na Cmentarzu Antokolskim, gdzie są pochowani żołnierze sowieccy, założył wspomnianą wstążkę gieorgijewską. Nie wiem, czy była to akcja spontaniczna czy zamierzona. Obstawiam przypadek. Jednak Tomaszewski postanowił bronić swojej decyzji. A broniąc „lentocki”, automatycznie wpadł w sidła kremlowskiej propagandy. Zaczął krytykować Rewolucję Godności, Majdan. Zaś wiceprezes AWPL Zbigniew Jedziński posunął się nawet do makabrycznych żartów „o potrzebie zbombardowania Kijowa”…

fot. archiwum

„Lentoczka” przyniosła Tomaszewskiemu nienawiść wszystkich, którzy nienawidzą kremlowskiego imperializmu i miłość wszystkich prokremlowskich elementów. Stracił trochę głosów liberalnych Polaków, ale zdobył tzw. nadwyżkę gieorgijewską – upragnione głosy rosyjskie. W wyborach prezydenckich 2014 roku na Tomaszewskiego padło 8,37 proc., a w wyborach samorządowych 2015 roku AWPL-ZChR zdobyła w skali kraju 7,49 proc. głosów! 

Ta hossa wyborcza nie trwała jednak długo. W 2020 roku AWPL-ZChR nie przekroczyła progu wyborczego w wyborach do Sejmu. Rok wcześniej, w wyborach samorządowych, AWPL-ZChR straciła ponad 30 proc. głosów i 20 proc. mandatów. Przyczyn było wiele, ale jedną z ważniejszych była ucieczka wspomnianej nadwyżki gieorgijewskiej. Wyborca rosyjskojęzyczny w AWPL-ZChR się rozczarował. Bo poza symbolicznym przypięciem wstążki gieorgijewskiej, lider AWPL nie był w stanie nic dla tego wyborcy zrobić. Dla polskiego zresztą też. Wchodził w kolejne koalicje, a problemy mniejszości narodowych tkwiły nierozwiązane. Co więcej partia „niezamieszana w żadne skandale” pogrążała się w skandalach. Kotlecik tu, kupiony głos tam, sfałszowany dokumencik, nielegalna agitacja wyborcza. „Nie wasza rzecz” i „jerunda” twierdzili bossowie, ale wyborca już im nie wierzył.

W wyborach sejmowych 2012 roku AWPL-ZChR zdobyła 79 tys. głosów (5,83%), w 2016 roku – 69 tysięcy głosów (5,48%), w 2020 roku już tylko 56 tys. (4,8%). Jednak ta tendencja była przez Waldemara Tomaszewskiego bagatelizowana w imię narracji o kolejnym historycznym zwycięstwie. Trzy lata później AWPL-ZChR straciła stanowisko mera w rejonie wileńskim, w którym przed 30 laty rozpoczął się tryumfalny pochód Tomaszewskiego po władzę. W tegorocznych wyborach sejmowych straciła kolejnych 8 tysięcy głosów, zdobywając ich już zaledwie 48 tys.(3,89%). Co więcej źle wybierając powyborczych koalicjantów w Sejmie (a wybór miała!) – znalazła się na własne życzenie poza władzą. 

Rozpoczął się exodus działaczy partyjnych, coraz więcej Polaków zaczęło uczestniczyć w działalności partii ogólnokrajowych. Ustawa o mniejszościach narodowych i Ustawa o pisowni imion i nazwisk zostały uchwalone głosami rzekomo antypolskich konserwatystów i liberałów. Obecny centrolewicowy rząd Gintautasa Paluckasa pod względem liczby Polaków na różnych stanowiskach – ministrów, wiceministrów, doradców premiera i ministrów – może się stać wyjątkowym w historii Litwy. I nie dzięki, tylko niejako wbrew „polskiej partii”.

Co dalej?

Wielu uważa, że już samo istnienie AWPL-ZChR, partii posiadającej władzę w kilku rejonach, kilkadziesiąt mandatów samorządowych, trzy poselskie i jeden europoselski, jest olbrzymim sukcesem. Rzeczywiście nigdzie indziej na świecie polska diaspora nie stworzyła równie dużej i skutecznej maszyny politycznej. 

Ale warto pamiętać, że partie mniejszości narodowych są częścią składową wielu europejskich systemów politycznych, choć rzadko która z tych partii ma wiecznych prezesów. Ba, niektóre z nich (np. Szwedzka Partia Ludowa w Finlandii) mogą pochwalić się o wiele poważniejszymi sukcesami niż AWPL-ZChR. A inne (np.  Demokratyczny Związek Węgrów Rumunii) posunęły się w swojej „demokratycznej herezji” tak daleko, że pozwalają na istnienie w swoim składzie różnych frakcji (lewicowych, liberalnych, chadeckich) i wymuszają dyscyplinę tylko w kwestiach praw mniejszości. A propos podobnie działała polska frakcja w Sejmie Litwy międzywojennej.

Co więcej w jeszcze większej liczbie krajów mniejszości narodowe i rasowe wybierają działalność w partiach ogólnokrajowych zamiast tworzyć ugrupowania „gettowe”. I również osiągają oszałamiające sukcesy. Prezydentem Rumunii był przez wiele lat rumuński Niemiec Klaus Iohannis, a premierem Wielkiej Brytanii – Rishi Sunak, polityk pochodzenia hinduskiego.

W chwili obecnej, po ponad 30 latach działalności, wielu sukcesach i porażkach, AWPL-ZChR znalazła się na rozdrożu. Musi krytycznie ocenić dorobek dotychczasowego kierownictwa, znaleźć sposób na ucieczkę działaczy i pomysł na współpracę z Polakami w innych partiach. Ale przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: czy chce być demokratyczną partią rzeczywiście wszystkich Polaków na Litwie, czy raczej coraz bardziej marginalną, zamkniętą w sobie grupą krewnych i znajomych Królika.

PODCASTY I GALERIE