• Opinie
  • 12 września, 2013 6:05

Artūras Jonkus: Politycy na Litwie nie umieją korzystać z Facebooka

Dlaczego Litwini nie używają Twittera, który polityk ma najciekawsze konto na Facebooku i jaka jest przyszłość mediów społecznościowych - rozmawiamy z Artūrasem Jonkusem, konsultantem politycznym, specjalistą od public relations i wykładowcą uniwersyteckim.

Małgorzata Kozicz
Artūras Jonkus: Politycy na Litwie nie umieją korzystać z Facebooka

Fot. FB/Arturas Jonkus

zw.lt: W Polsce Twitter bije rekordy popularności i staje się zjawiskiem medialnym. To właśnie za pomocą Twittera premier Donald Tusk osobiście zdementował ostatnio nieprawdziwą informację, podaną przez tygodnik „Newsweek” (dotyczyła rzekomej dymisji ministra finansów Jacka Rostowskiego). Kiedy w ubiegłym tygodniu na Forum Ekonomicznym w Krynicy tenże premier ogłosił koniec kryzysu w Polsce, każde zdanie jego przemówienia było online komentowane na Twitterze przez oponentów i zwolenników. Tymczasem na Litwie połowa polityków pewnie nawet nie wie o istnieniu Twittera!

Artūras Jonkus: Rzeczywiście, odwrotnie niż w Polsce, a także na przykład na Łotwie, Twitter na Litwie nie jest zbyt popularny. Litewskich polityków korzystających z Twittera można policzyć na palcach. Bardziej aktywni są dyplomaci. Minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius, ambasador Litwy w USA Žygimantas Pavilionis, ambsador w Szwecji Eitvydas Bajarūnas i inni. Sam obserwuję ich na Twitterze i widzę, że ten środek wykorzystują bardzo intensywnie do nagłaśniania pewnych informacji.

Minister Linkevičius podobno zaczął korzystać z Twittera, zachęcony przez swego polskiego kolegę Radosława Sikorskiego…

Komunikacja między nimi przebiega bardzo sprawnie. Możemy obserwować, jak wysyłają sobie wiadomości po takim czy innym spotkaniu. To rzeczywiście dobry sposób na okazanie uwagi, której potrzeba teraz naszym dwustronnym stosunkom.

Dlaczego jednak Twitter ciągle nie może zaistnieć na Litwie?

Trudno powiedzieć, może o tym decydować wiele czynników. Twitter jest popularny w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Chinach, w Wielkiej Brytanii. Nie robi specjalnej furrory w Europie, ale na Łotwie jest popularny. Łotysze tłumaczą to w prosty sposób: jako pierwsi z Twittera zaczęli u nich korzystać dziennikarze. Wówczas wszyscy pozostali – ci, którzy chcieli widzieć, co piszą dziennikarze – również stworzyli konta na Twitterze. Na Litwie jednak wiele osób nie rozumie sensu twittowania, w jakim celu należałoby to robić.

No właśnie, w jakim celu?

Jeżeli mówimy o politykach, korzystanie z Twittera jest uzasadnione, by zademonstrować swoją aktywność. Wystarczy jedna krótka wiadomość, która informuje, gdzie jesteś, w czym bierzesz udział, z kim rozmawiasz, co powiedziałeś – przedstawiając to jednym zdaniem. Z drugiej strony, może właśnie tego rodzaju ograniczenia – 140 znaków plus zdjęcie – zniechęcają Litwinów, którzy chcieliby pisać więcej i dłużej. Twitter to dobre narzędzie komunikacji politycznej, tyle że nie ma sensu dla litewskich polityków szeroko używać tego narzędzia, skoro na Twitterze nie ma litewskich wyborców. Kiedy więcej ludzi zacznie korzystać z Twittera, wówczas przyjdą i politycy, bo będą wiedzieli, że poprzez ten kanał dotrą do dużej części audytorium.

Facebook jest wśród litewskich polityków bardziej lubiany?

Tak, bo jest też lubiany przez zwykłych użytkowników – na Facebooku mamy ponad milion profili z Litwy. Politycy korzystają z Facebooka, ale tu pojawia się inny problem – robią to niezbyt profesjonalnie. Popełniają wiele elementarnych błędów. Proszę zauważyć, że politycy w mediach społecznościowych uaktywniają się przed wyborami i znikają stamtąd, gdy już zostają wybrani. Mniej więcej na rok przed kolejnymi wyborami pojawiają się znowu. Tymczasem tu potrzebna jest systematyczność. Drugi problem wiąże się z tym, że politycy nie są w stanie zrozumieć specyfiki mediów społecznościowych, dostrzec, że tu potrzebne jest ludzkie podejście, a nie głoszenie kazań. Ludzie nie chcą słyszeć sztywnej gadki polityków. A większość działaczy nie potrafi dobrać odpowiedniej stylistyki. Zazwyczaj brzmią jakby pouczali, kiedy trzeba po prostu obcować.

Który polityk najlepiej sobie radzi w Internecie?

Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów dobrej komunikacji w mediach społecznościowych jest Remigijus Šimašius. Na Facebooku pisze jako człowiek, osoba prywatna, i to jest właśnie sedno sprawy. W mediach społecznościowych nie można występować w mundurze. Trzeba być po prostu człowiekiem. Internauci czekają na zwykłych ludzi – którzy popełniają błędy, mają własne zdanie. Większość naszych polityków nie jest jednak gotowa do prowadzenia interakcji w Internecie. Bardziej są przyzwyczajeni do spotkań z wyborcami, rutynowego uściśnięcia dłoni, krótkiej rozmowy. Spójrzmy jednak na średnią wieku naszych polityków i zrozumiemy, dlaczego tak się dzieje.

Czy to się może zmienić?

To się zmieni w sposób naturalny, wraz z nadejściem nowego pokolenia polityków, którzy – jak pokazuje przykład wspomnianego przeze mnie Remigijusa Šimašiusa – doskonale sobie radzą w świecie mediów społecznościowych. Moim zdaniem, będzie to era nie tekstu, tylko zdjęć i filmików wideo. W tradycyjnych mediach ludzie też oglądają najczęściej tylko nagłówki i zdjęcia. Stąd format Twittera: krótki tytuł i ewentualnie ilustracja.

Pojawienie się nowych mediów niesie za sobą nie tylko nowe możliwości, ale też pewne niebezpieczeństwo. Jakie, Pana zdaniem, są te podstawowe zagrożenia?

Podstawowe zagrożenia wiążą się z dostępnością informacji i jej wiarygodnością. Skoro jest to Internet, ludzie spodziewają się bezpłatnych treści. Nawet bezpłatne treści nie mogą jednak być stworzone za darmo, bo ktoś nad nimi pracuje. Już dziś widzimy zatem, że na przykład media internetowe zaczynają konkurować nie treścią, a parametrami technologicznymi. Dzieje się tak dlatego, że według liczby klików, czyli wejść na stronę internetową, reklamodawcy oceniają jej wartość. A co generuje kliki? Krzyczący nagłówek, agresywne zdjęcie. Tu pojawia się definicja infotainment – informacji połączonej z rozrywką i manipulacją. Wyjściem z sytuacji jest i będzie płatna informacja w Internecie. Ludzie, poszukujący rzetelnej informacji, będą gotowi za nią zapłacić, opłata z kolei będzie mobilizowała twórców portali do podawania sprawdzonych informacji. Zawsze też pozostanie możliwość korzystania z wolnych zasobów Internetu, tu jednak będzie istniała kwestia wiarygodności informacji.

PODCASTY I GALERIE