Twierdzi Pan, że zachodni analitycy mylą się nazywając Łukaszenkę „marionetką Putina”. Kim wówczas jest Łukaszenka?
Łukaszenka jest przede wszystkim politykiem autorytarnym, lubiącym władzę, ale paradoks polega na tym, że teraz kwestia zachowania jego władzy jest powiązana z kwestią zachowania przez Białoruś niepodległości. Przez wiele lat sądzono, że Łukaszenka jest największym zwolennikiem tzw. „braterskiej integracji” (połączenie Białorusi i Rosji w jedne państwo – przyp. red.), chociaż od samego początku to było nieszczere i fałszywe. Mówiąc w sposób uproszczony, Łukaszence wygodnie było, w zamian za pocałunki, otrzymywać tanią ropę. Jednak wojna Rosji z Gruzją, a później aneksja Krymu i walka na Donbasie spowodowały co najmniej zamieszanie wśród władz w Mińsku. Władze zaczęły analizować własną sytuację pod względem scenariusza na Krymie. Oczywiście wcześniej również były kłótnie z Moskwą, ale teraz zrozumiano, że w razie zmiany sytuacji Rosja nie będzie się bawiła, a po prostu „ukręci głowę”. Biorąc pod uwagę, że ludność Białorusi jest mocno zrusyfikowana, sam Łukaszenka prowadził przez wiele lat taką politykę w imię „braterskiej integracji”. To stwarzało pozytywne podstawy do cichej ekspansji „ruskawa mira”, aby w razie pewnej zmiany zwyczajnie zmienić władzę. Więc widzimy, że po Krymie, nastawienie władz Białorusi radykalnie się zmieniło. Chociaż nadal są zapewnienia o wierności wobec sojusznika, to jest prowadzona podwójna gra. Sporo wysiłku robi się na zachodnim odcinku. Mińsk wypuścił więźniów politycznych, włączył się w proces pokojowy na Ukrainie, czym zyskał sympatie Unii Europejskiej. Zresztą to widać było nawet na podstawie manewrów Zapad 2017. Nie wszyscy to dostrzegli, ale Putin i Łukaszenka obserwowali ćwiczenia oddzielnie, na różnych poligonach.
Ale taką grę z Zachodem Łukaszenka prowadzi od dawna. Periodycznie zatrzymuje oponentów, a później zwalnia. Czy Zachód może ufać czy ufa Łukaszence?
Sądzę, że Zachód absolutnie nie ufa Łukaszence. Po prostu zmienił podejście. Teraz widzimy, że poparcie wobec praw człowieka czy walkę o wartości europejskie na Białorusi słabnie. To jest zrozumiałe, ponieważ na Białorusi nie ma teraz sytuacji rewolucyjnej. Z drugiej strony Europa ma dość tych wszystkich majdanów i absolutnie nie chce mieć kolejnych zamieszek na wschodnich granicach. Dlatego stabilny autorytaryzm, który prowadzi pewną grę geopolityczną i w pewnych momentach usamodzielnia się od Putina, w ramach europejskiego real politic im odpowiada. Zobaczmy, już nikt nie nazywa Łukaszenkę „ostatnim dyktatorem Europy”, a do Mińska przyjeżdżają emisariusze europejscy. W dużym uproszczeniu, ale generalnie oceniam ten proces pozytywnie, ponieważ to daje dla Mińska pole do manewru i pozwala zachować niepodległość Białorusi, aby kiedyś w przyszłości ten kraj poszedłby w stronę Europy.
A co oznacza ocieplenie stosunków z Zachodem dla społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi?
Mamy do czynienia ze skomplikowaną sytuacją. Legalnie biznes nie zaryzykuje i nie poprze opozycji. Więc jedyne źródło finansowania szło z Zachodu, które obecnie mocno się skurczyło. Przykładowo mediów w Białorusi nie można traktować, jako projekty biznesowe, bo z jednej strony jest pewna dyskryminacja ekonomiczna, a z drugiej kary pieniężne ze strony władzy. Więc pod tym względem mniejsza pomoc z Zachodu przyniosła pewne rozczarowanie Europą i Zachodem. Moim zdaniem, obraz sytuacji nie jest jednak do końca taki pesymistyczny. Bo na pewne kroki musiały pójść również władze, które zrezygnowały z pewnej brutalności. Władze zaczynają dawkować represje. I to jest pewne okienko dla działalności demokratycznych sił w kraju. Niezależna prasa nie ma łatwego życia, ale niedawno został naznaczony nowy minister prasy, który jest białorusojęzyczny, co już jest postępem uwzględniając rusyfikację kraju. To nie oznacza, że będzie duża liberalizacja, ale na pewno będzie mniej brutalności.
Na ile jest możliwy scenariusz ukraiński na Białorusi?
Jeśli weźmiemy oficjalną legendę manewrów Zapad 2017 to generalnie to była próba stłumienia białoruskiego Majdanu, czyli wymyślono mityczną Wisznorię, która zbuntowała się i braterska Rosja przychodzi z pomocą. To oznacza, że jeśli na Białorusi powstaje pewna sytuacja, kiedy władza Łukaszenki zachwieje się, to przyjadą rosyjskie czołgi. To jest dramatyczny moment. Nawet wśród samych opozycjonistów są dyskusje, czy warto teraz wychodzić na ulice, czy jesteśmy gotowi okazać się z Łukaszenką w jednym okopie. Teraz te sprawy wyglądają abstrakcyjnie, ale w pewnym momencie dla Białorusi mogą stać się rzeczywistością. Zależność od Rosji jest bardzo duża, kraj potrzebuje reform, a na reformy Łukaszenka nie zgadza się, ponieważ mogą osłabić jego władzę.
Alaksandr Klaskouski – dziennikarz, publicysta. Autor koncepcji i pierwszy redaktor naczelny portalu naviny.by. Kierownik działu projektów analitycznych niezależnej agencji informacyjnej BelaPan.