• Litwa
  • 18 lipca, 2020 11:46

Tego roku lepiej zaszczepić się na grypę – zimą trudno będzie odróżnić ją od COVID-19

Radość związaną z kontrolą przebiegu pandemii zastępuje niepokój o nowe ogniska. Rząd postanawia o obowiązkowej izolacji i testowaniu osób wracających z państw trzecich. Rozważany jest powrót noszenia masek. Jak skuteczna jest walka z koronawirusem, jakie są doświadczenia innych państw i co przewidują naukowcy?

lrt.lt
Tego roku lepiej zaszczepić się na grypę – zimą trudno będzie odróżnić ją od COVID-19

Vytautas Kasiulevičius/Fot. BNS

Rozmowa z profesorem Uniwersytetu Wileńskiego Vytautasem Kasiulevičiusem i profesorem Litewskiego Uniwersytetu Medycznego Mindaugasem Stankūnasem.

— Panie Kasiulevičius, w zeszłym tygodniu cieszyliśmy się, że Litwa jest jednym z znajlepiej radzących sobie z COVID-19 państw, ale w tym tygodniu pojawiło się nowe ognisko. Mowa o przypadku w Kownie, gdzie u pracowników z Uzbekistanu zdiagnozowano koronawirusa, zachorowało już tam 18-19 osób. Jak niebezpieczne są takie przypadki?

V. Kasiulevičius: Są naprawdę niebezpieczne, ponieważ są to przypadki importowane i nie wiemy dokładnie, ile z tych 18 czy 19 osób miało kontakt z ludźmi na terytorium Litwy. Mogło mieć miejsce wiele przypadków kontaktu z osobami, o których nie wiemy i które nie zostały jeszcze wyjaśnione, więc zakażonych może być więcej. Dzieje się tak za każdym razem, gdy wznawiany jest ruch transgraniczny, kontrole graniczne zostają zniesione i oczywiście wzrasta migracja ludzi, tak więc mogą pojawić się nowe przypadki.

— Czy nie było błędem zezwolenie na wjazd pracowników z krajów trzecich bez badań, bez obowiązkowej izolacji?

V. Kasiulevičius: Do tej pory doświadczenia nie były złe, pamiętajmy, że na samym początku działalność podobnych firm transportowych była dość bezpieczna i nie było wielu dodatkowych infekcji. Uzbekistan to kraj, w którym trudno przewidzieć, jak rozwinie sytuacja. Zwracam tu szczególną uwagę na mapę ryzyka udostępnioną przez Uniwersytet Genewski, która pokazuje że w krajach Azji Środkowej, takich jak Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenistan czy Kirgistan, stopień ryzyka nie jest nawet oceniany, ponieważ że ​​nie można go określić z powodu niewystarczających testów. Pobliski Kazachstan jest klasyfikowany jako kraj szczególnie wysokiego ryzyka, ponieważ jest wystarczająco dużo testów, aby to swierdzić.

— A ze względów politycznych chyba trudno ufać publikowanym danym?

V. Kasiulevičius: Tak, bardzo trudno jest odpowiedzieć na pytanie, ile osób jest tam faktycznie zarażonych. Chociaż istnieją doniesienia, że jest bardzo niewielu pacjentów, być może jest tak po prostu za względu na małą liczbę testów.

— Państwa bałtyckie stworzyły bańkę w sprawie podróżowania – możemy swobodnie poruszać się po Litwie, Łotwie i Estonii. Jednak Łotwa wprowadza już pewne ograniczenia: rejestracja przyjeżdżających jest obowiązkowa, a i tak istnieje ryzyko jej nieprzestrzegania. Czy uważa Pan, że Litwa powinna rozważyć podobne środki?

V. Kasiulevičius: Konieczne może być ich rozważenie, o ile będziemy świadkami wzrostu, sytuacja ulegnie zmianie, o ile istnieć będzie podobny wskaźnik zachorowalności. Jak widzimy teraz, wskaźnik ten bardzo często przekracza jedną jednostkę, co informuje nas o dalszym rozprzestrzenianiu się infekcji. Jeśli spadnie on niżej, będziemy mogli powiedzieć, że czujemy się spokojniej. Dopóki wskaźnik jest wyższy niż jeden, to znaczy, że prawdopodobnie będziemy musieli rozważyć różne scenariusze, jak i bardziej intensywną kontrolę.

— Rząd rozważa też obowiązkowy powrót do noszenia masek, premier wspomniał o liczbie 5 przypadków na 100 tys. mieszkańców. Czy zgodziłby się Pan, że być może należałoby odnieść się do kwestii noszenia masek i przywrócić ten obowiązek teraz, skoro widzimy, że tego typu zalecenia lub wymagania obowiązują w niektórych krajach?

V. Kasiulevičius: Myślę, że noszenie masek byłoby przydatne, przede wszystkim w pomieszczeniach zamkniętych, w transporcie publicznym, a w centrach handlowych w zamkniętych miejscach spotkań. Noszenie masek w miejscach publicznych w lecie byłoby nielogiczne, ponieważ rozprzestrzenianie się wirusa latem – co już ustalono – nie jest tak intensywne. Jeśli jednak takich przypadków jest bardzo dużo, jest to z pewnością kwestia do dyskusji.

Chciałbym podkreślić jeszcze jedną rzecz: wiele zaleceń związanych jest przede wszystkim z dostępnością zabezpieczeń, ponieważ często zapominamy, że wszelkie zalecenia wiążące muszą być przystępne dla ludzi. Jeśli chodzi o maseczki medyczne, co do których badania wskazują, że są to maseczki skuteczne i sprawdzone, ich cena w aptekach jest naprawdę wysoka, kosztują prawie euro, zdecydowanie zbyt dużo. Należy dołożyć starań, aby były one bezpłatne, zwłaszcza dla osób starszych, a także dostępne praktycznie wszędzie, aby można było je łatwo kupować, użytkować i regularnie zmieniać, ponieważ noszenie takiej maski przez ponad cztery godziny nie ma sensu.

— Panie Stankūnas, jak wygląda sytuacja na Litwie po odkryciu nowego ogniska w Kownie?

M. Stankūnas: Właściwie nie wygląda to źle, bo jak już wspomniano, jest to ognisko z importu. Byłoby o wiele gorzej, gdyby sprawa dotyczyła rozproszonej populacji, tj. gdybyśmy mieli, powiedzmy, kilka przypadków w Wilnie, Kownie, Kłajpedzie, Szawlach, Szakach. Wtedy zdecydowanie trzeba by się o to martwić. Ten 21-szy przypadek wygląda poważnie. Spojrzałem na statystyki Litwy, taką liczbę nowych przypadków mieliśmy dobre dwa miesiące temu – 10 maja, kiedy sytuacja była podobna.

— Czy dwa miesiące później taki wzrost wygląda groźnie?

M. Stankūnas: Tak, ale jeśli spojrzymy na Litwę pośród innych państw europejskich, to sytuacja u nas jest naprawdę dobra. Ale skoro kowieńskie ognisko nadal się rozwija, należy poczekać jeszcze kilka dni i zobaczymy.

— Jakie są doświadczenia innych państw, bo zdarzały się przypadki, gdzie rządy praktycznie kontrolowały rozprzestrzenianie się koronawirusa, ale sytuacja zmieniła się dramatycznie w ciągu jednego lub dwóch dni?

M. Stankūnas: Najlepszym i najświeższym przykładem byłaby Australia. Wszyscy widzieliśmy w mediach zamknięcie drugiego co do wielkości miasta Australii, Melbourne, stolicy Wiktorii, ponieważ w Australii wprowadzono nakaz, obowiązujący także w Nowej Zelandii. Wszyscy przybywający muszą zostać poddani przymusowej kwarantannie w hotelach przez 14 dni. Tak samo było również w Victorii, a konkretnie w Melbourne, ale rząd stanu Wiktoria wynajął prywatną firmę do nadzorowania osób poddanych kwarantannie.

Najwyraźniej zajęto się tym od niechcenia, frywolnie i ludzie, którzy mieli zostać poddani kwarantannie na te 14 dni, wyszli do miasta i faktycznie wirus rozprzestrzenił się w Melbourne dość silnie. Wiemy już, że mamy teraz w Melbourne drugą falę zachorowań Ostatnie dane wskazują, że w Australii diagnozuje się dziennie ponad 300 przypadków. Dotyczy to przede wszystkim Melbourne i stanu Wiktoria. Jeśli porównamy sytuację z marca i kwietnia podczas pierwszej fali, wskaźniki zachorowalności w Wiktorii są już trzykrotnie wyższe. Odmiennym przykładem może być inna część Australii, Nowa Południowa Walia, która potraktowała sytuację znacznie poważniej. Do ochrony osób poddanych kwarantannie wykorzystuje się tam siły policyjne. Czy Kowno stanie się tym litewskim Melbourne, prawdopodobnie będziemy musieli poczekać jeszcze kilka dni i zobaczyć.

— Panie Kasiulevičius, jakie są prognozy dotyczące drugiej fali COVID-19? Czy podziela Pan przewidywania naukowców z Harvardu opublikowane na portalu społecznościowym Facebook, że Litwa zostanie dotknięta falą koronawirusa w grudniu?

V. Kasiulevičius: Nie możemy dokładnie powiedzieć, kiedy będzie więcej przypadków i czy nazwiemy to drugą falą, ale oczywiście zwykle wszystkie wirusy, nie tylko SARS, COVID-19, ale także grypa i wszystkie inne, lubią zimną porę roku. Litwa znajduje się na szerokości geograficznej, gdzie częstość występowania zakaźnych chorób układu oddechowego rośnie w listopadzie i grudniu, i prawdopodobnie nastąpi to także w tym roku. Problem będzie oczywiście polegał na tym, że ludzie zaczną chorować zarówno na grypę, jak i na inne infekcje.

— Komisja Europejska już teraz wzywa obywateli Europy do szczepienia się przeciwko grypie, ponieważ mogą wystąpić dwie fale zachorowań – zarówno COVID-19, jak i grypy. Co poradziłby Pan ludziom? Z drugiej strony nie jest obecnie możliwe zaszczepienie się przeciwko grypie, ponieważ nie wiemy, jaki to będzie rodzaj grypy.

V. Kasiulevičius: Tak, szczepionka prawdopodobnie pojawi się we wrześniu, być może w drugiej połowie.

— Ma Pan na myśli szczepionkę przeciw grypie?

V. Kasiulevičius: Tak, szczepionkę przeciw grypie. Oczywiście poleciłbym każdemu zaszczepienie się z bardzo prostego powodu – trzeba będzie rozróżnić choroby, czy jest to COVID-19, grypa, czy jakaś inna choroba. Latem, wiosną było nam łatwiej, grypa skończyła się w lutym, a gdy w marcu i kwietniu było najwięcej zachorowań, wiedzieliśmy, że to COVID-19. Tymczasem w listopadzie i grudniu nie będziemy w stanie od razu ustalić, czy osoba z gorączką ma COVID-19 czy grypę. Dlatego dzięki szczepieniom byłoby spokojniej, łatwiej byłoby podejmować decyzje i przepisywać leczenie.

— Lekarze prawdopodobnie będą mieli znacznie trudniejszy okres jesienią, jeśli tak jak Pan wspomina, niektórzy będą chorować na przeziębienia, inni na grypę, a trzeci na COVID-19?

V. Kasiulevičius: Tak, będzie naprawdę ciężko, będzie to wymagało konsultacji i pracy oddziałów intensywnej terapii. Bardzo ważne jest, aby system ochrony zdrowia nie przegrzewał się.

Jakie jest główne zagrożenie, które widzi Pan teraz w naszej walce z COVID-19?

V. Kasiulevičius: Niewątpliwie jest to kontrola nowej fali jesienią. W rzeczywistości, jeśli liczba ognisk importowych nagle wzrośnie i będzie ich kilka, to łatwiej będzie prześledzić odbyte kontakty. Natomiast gdy będzie ich kilkanaście, to już trudniej będzie to zrobić. Gdyby przybyło np. kilkudziesięciu pracowników, 50 lub 100, i wszyscy byli zarażeni, to praktycznie niemożliwe będzie prześledzenie wszystkich ich kontaktów z powodu braku odpowiednich środków.

Pamiętajmy, że wszystko to robią przedstawiciele Narodowego Centrum Zdrowia Publicznego, a ich zasoby są ograniczone. Wolontariusze pomagają, ale i tak nie jest łatwo. Jest ciężko i czasami sytuacja rozwija się w postępie geometrycznym. Obawiamy się tego, dlatego warto byłoby poddać takie osoby kwarantannie i sprawdzić jakie rozwiązanie wybierzemy.

Panie Stankūnas, były prognozy, że koronawirus osłabnie w sezonie letnim i w gorącym klimacie, a mimo to obserwujemy obecnie wzrost przypadków koronawirusa na całym świecie, nawet w bardzo ciepłych krajach. Być może jest coś, czego nie wiemy o koronawirusie, jeśli te prognozy się nie sprawdziły?

M. Stankūnas: Zawsze toczyło się wiele dyskusji na temat tego, czy czynniki klimatyczne wpływają na rozprzestrzenianie się wirusów. Były publikacje, które pokazywały pewne powiązania, ale były one bardzo nieznaczne. To, co naprawdę widzimy, to że w rzeczywistości wirus podróżuje po świecie, rozpoczyna swoją podróż w Chinach, a następnie rozprzestrzenia się na Europę. W kwietniu i marcu mieliśmy naprawdę duże ognisko w Europie, teraz pałeczkę przejęła Ameryka Łacińska i Północna. Obecnie wirus podróżuje z tej części świata do Afryki i krajów azjatyckich.

Jeśli spojrzymy na globalną sytuację pandemii wirusa, którą widzimy w prasie, to mamy od 12 do 13 milionów przypadków infekcji, ale są to przypadki znane, to znaczy te osoby, które zachorowały i zmarły. Jeśli chcemy realistycznie ocenić, jaka jest sytuacja epidemiologiczna, powinniśmy porozmawiać o przypadkach aktywnych, o ludziach, którzy chorują obecnie. Na świecie jest teraz 5 milionów chorych. Jeśli spojrzymy na to realistycznie, dwie trzecie z tych 5 milionów znajduje się w pięciu krajach świata, tj. w Stanach Zjednoczonych, Brazylii, Indiach, Rosji i Afryce Południowej, a tylko jedna trzecia zachorowań dotyczy reszty świata.

Jeśli spojrzymy w ten sposób na Europę, to kraje UE nie znajdą się w pierwszej dziesiątce pod względem liczby aktywnych przypadków zachorowań. Widzimy natomiast, że pierwsza fala wirusa po prostu podróżuje po świecie.

PODCASTY I GALERIE