
Ewelina Mokrzecka: Czy AWPL wygra batalię w sprawie Ustawy o mniejszościach narodowych?
Rita Tamašunienė: Na pewno przyjęcie ustawy dojdzie do skutku. Widzimy taką potrzebę, taką potrzebę widzą też koalicyjni partnerzy. Nadal się toczą sprawy sądowe w sprawie pisowni ulic i nazwisk. Ta ustawa jest zdecydowanie potrzebna.
Dlaczego zatem to się przeciąga w czasie?
Istnieje kilka momentów dyskusyjnych. Chodzi m.in. o kwestię wyznaczenia granicy procentowej, czyli jaki odsetek mieszkańców danej mniejszości narodowej powinien zamieszkiwać określony teren, żeby mógł korzystać z przywilejów odnośnie pisowni. W chwili obecnej ta kwestia jest omawiana w poszczególnych ministerstwach, następnie zostanie omówiona w komitecie strategicznym, po czym trafi do Sejmu.
O jaką liczbę się ubiegacie?
Zgodnie z naszą pozycją, bierzemy dobre przykłady z Europy – 10 proc., tak jak jest w Skandynawii. Mniejszość narodowa stanowiąca 10 proc. ogółu mieszkańców na danym terenie, może sobie wywieszać dwujęzyczne tablice oraz inne napisy.
Czy będzie ciąg dalszy w kwestii kart do głosowania i materiałów wyborczych, które mogłyby być drukowane w językach mniejszości narodowych?
Z pewnością powrócimy do tego. Właśnie Ustawa o mniejszościach narodowych rozwiązałaby również ten problem.
Czy faktycznie wpłynęłoby to na wyborczą frekwencję?
Z pewnością tak. Każdy obywatel, jako wyborca będzie się czuł ważny, ponieważ w zrozumiałym dla niego języku otrzymuje wszystkie informacje.
Czy zostały przeprowadzone jakieś badania, które to potwierdzają?
Przede wszystkim to się znajduje w programie wyborczym. Program podpisały koła, w których mieszkańcy Wileńszczyzny na pewno wzięli udział. Zatem jest to uzasadnione.
Czy w tej kwestii są podobne rozwiązania unijne, tzw. dobre praktyki?
Mamy dobry przykład w Czechach. Ponadto raporty organizacji międzynarodowych, które podkreślają zapewnienie mniejszościom narodowym całkowity udział w życiu publicznym i ekonomicznym kraju.