
Ośmiu pracowników Biblioteki Centralnej w Wilnie usłyszało niedawno, że aby kontynuować pracę, muszą zdać państwowy egzamin z języka litewskiego. Taką instrukcję otrzymali od Państwowej Inspekcji Językowej, która sporządziła zarządzenie na podstawie uchwały Rady Ministrów z 2003 r.
Szef Inspektoratu Językowego Audrius Valotka wyjaśnił, że wszystkie osoby, które mają kontakt z klientami w pracy, muszą mówić po litewsku na odpowiednio wysokim poziomie. W przeciwnym razie nie będą w stanie wykonywać swoich zadań. Zasada ta ma dotyczyć zarówno instytucji państwowych, samorządowych, jak i prywatnych.
Kierowniczka Biblioteki Centralnej w Wilnie odmawia wysłania pracowników na egzamin z języka litewskiego, bo według niej jest to decyzja przesadna i niepotrzebna. Kierowniczka biblioteki Rima Gražienė powiedziała, że jest gotowa zapłacić nawet grzywny.
Nie znasz języka – pracuj fizycznie
Według A. Valotki przyjęta uchwała opiera się na przepisie ustawy o języku państwowym, zgodnie z którym pracownicy instytucji, firm czy organizacji, którzy komunikują się z klientami na Litwie, muszą władać językiem litewskim.
„Jeśli idziesz, powiedzmy, do urzędu gminy, musisz zostać obsłużony w języku litewskim. Jeśli pójdziesz do biblioteki – także. Aby przepis ten został skutecznie wdrożony, osoby, które nie ukończyły litewskich szkół, np. przed 1991 r. ukończyły szkołę rosyjską, muszą zdać egzamin z języka państwowego” – powiedział A. Valotka.

Egzamin, o którym mówił kierownik Inspektoratu Językowego, dzieli się na trzy kategorie w zależności od tego, jaki rodzaj pracy wykonuje dana osoba. Według A. Valotki, jeśli jest to osoba dyżurująca przy drzwiach, to potrzebuje egzaminu kategorii najniższej, natomiast jeśli jest to praca bardziej skomplikowana, np. w bibliotece, to potrzebny jest egzamin drugiej kategorii. Trzecia kategoria wymagana jest od specjalistów wysokiego szczebla, takich jak kontrolerzy ruchu lotniczego.
„Obowiązkiem szefa danej instytucji jest kontrolowanie takich kwestii. W Bibliotece Centralnej jest obecnie osiem osób, które nie spełniają obowiązujących wymagań. Napisano zatem szereg wytycznych, aby osoby te zdały egzamin z języka państwowego drugiej kategorii do dnia 7 grudnia” – oświadczył kierownik Inspektoratu Językowego.
A. Valotka potwierdził tym samym, że pracownicy biblioteki nie będą mogli kontynuować pracy, jeśli nie zdadzą państwowego egzaminu z języka litewskiego. W takiej sytuacji będą oni zmuszeni poszukać innej pracy, np. o charakterze fizycznym, w której nie ma konieczności komunikowania się z klientami – powiedział szef inspektoratu.
Kierownik Inspektoratu Językowego potwierdził również, że taki sam wymóg obowiązuje m.in. pielęgniarki, które także muszą mówić po litewsku na poziomie drugiej kategorii. Innymi słowy, orzeczenie obowiązuje w każdej instytucji, której pracownicy mają kontakt z klientami.
Lepiej płacić kary
Rima Gražienė, dyrektor Biblioteki Centralnej w Wilnie negatywnie odnosi się do polecenia Inspektoratu Językowego. Podkreśla ona jednocześnie, że wszystkich ośmiu pracowników, którym nakazano przystąpienie do egzaminu, potrafią płynnie mówić po litewsku z gośćmi biblioteki.
„To zupełnie bezpodstawne roszczenie, oceniam je nie bardzo negatywnie. Ludzie pracują w bibliotece od wielu lat – po 25, po 30 lat. Wszyscy są obywatelami Litwy, mają paszport, płacą podatki, chodzą na wybory, mówią biegle po litewsku, ale w 2003 r. nie zdali egzaminu.
Kto tego potrzebuje? Chodzi o to, że ukończyli szkołę rosyjską lub polską. Czy o co? Mamy zacząć terroryzować pracowników ze względu na ich narodowość?” – dyrektorka biblioteki nie kryje oburzenia.
Rima Gražienė podkreśla, że egzamin, którego zdanie zlecił pracownikom Inspektorat Językowy, nic nie da i niczego nie zmieni. Dyrektor biblioteki jest przekonana, że wszyscy pracownicy zdaliby egzamin i jest to tylko formalność.
„Kto potrzebuje takich formalności? Dlaczego ludzie mają się stresować, zwłaszcza starsi? Jakież to uczucie iść na ten egzamin? Co to da? To wymysł, którego nikt nie potrzebuje. Najwyższy czas na rewizję takich rezolucji” – odniosła się do postanowienia Inspekcji Językowej R. Gražienė.
Dyrektor biblioteki oświadczyła, że nie zamierza wysyłać pracowników na egzamin oraz że jest gotowa wziąć za to odpowiedzialność: „Niech mnie ukarzą, od czegoś trzeba zacząć, trzeba pomyśleć. Gdy zapadają takie decyzje – komu są one potrzebne? To niezrozumiałe. Nie wyślę [swoich pracowników] na egzamin, w razie potrzeby zapłacę grzywnę”.

Zapytana, czy każda osoba odwiedzająca bibliotekę może swobodnie porozumiewać się w języku litewskim z pracującymi w niej osobami, R. Gražienė zapewniła, że wszyscy pracownicy biblioteki mówią po litewsku, inaczej by tam nie pracowali.
„Mówią świetnie, może nawet lepiej niż niektórzy z was lub ja. Urodzili się na Litwie. Jak mogliby pracować w bibliotece bez znajomości języka litewskiego? Są wykształceni, skończyli studia” – powiedziała dyrektor biblioteki.
R. Gražienė zapewnia, że nie było dotychczas przypadku, w którym pracownik nie byłby w stanie porozumieć się po litewsku z klientem biblioteki.
Ten egzamin to upokorzenie
Publicysta Rimvydas Valatka napisał na portalu społecznościowym, że nie może uwierzyć w taką sytuację. Według niego zdrowy rozsądek nie jest w stanie przyjąć takich informacji: „W co nie mogę uwierzyć? Że obywatele Litwy posiadający ważne dyplomy uprawniające do pracy w bibliotece są poniżani i zastraszani w imieniu Republiki [Litewskiej]. Osoby, które nie są już młode, niektóre z nich na emeryturze i nadal pracujące, zmuszone są do przystąpienia do egzaminu językowego.
Powiedzcie mi panowie, kto tego potrzebuje? Jaki jest cel takiego egzaminu? Aby pozbawić kogoś obywatelstwa litewskie? Wprowadzić policję językową? A może bibliotekarz po 60. roku życia, który nie zda takiego egzaminu, powinien zostać zwolniony?”

R. Valatka napisał, że jeśli Inspekcja Językowa zamierza kontrolować w ten sposób wszystkie biblioteki w kraju, to wiele z nich może zostać bez pracowników, tym bardziej, że nikogo nie zmusza się do pracy za pensję bibliotekarza. Napisał także, że zwolnienie osób, które nie zdały egzaminu z języka litewskiego nie jest możliwe, bo w kraju obowiązuje również Kodeks Pracy.
„Po co poniżać ludzi, tworzyć wrogów państwa litewskiego?” – pyta publicysta. „Rząd A. Brazauskasa 17 lat temu wymyślił coś takiego, a zatwiedzona przez niego Państwowa Policja Językowa przeprowadza ten nonsens (…) Co gorsza, orzeczenie to jest egzekwowane bardzo selektywnie”.
„W przeciwnym razie Policja Językowa powinna była ukarać Ministra Transportu i Komunikacji Jarosława Narkiewicza już z 55 razy, a to tylko licząc jego wypowiedzi w Sejmie i telewizji. Taki sam los czekałby większość posłów na Sejm, innych ministrów, wiceministrów i kanclerzy rządu” – powiedział R. Valatka.
Ponadto w swojej wypowiedzi poruszył pytanie, co by się stało z pielęgniarkami wileńskich szpitali i poliklinik, gdyby Państwowa Inspekcja Językowa zdecydowała się je sprawdzić. Jak napisał R. Valatka, większość z nich to litewscy Polacy i Rosjanie: „Zostalibyśmy bez ostatnich pielęgniarek, które po takim upokorzeniu pojechałyby do pracy w Norwegii za dużo wyższą pensję.
Osobiście denerwuje mnie kiepski język litewski dziennikarzy, pisarzy, polityków i innych osób publicznych, często dobijają mnie prace dyplomowe studentów, ale sam wiem, że ja także nie znam doskonale swojego języka ojczystego, a żyję z pisania. Za to jest jeszcze bardziej irytujące, wręcz oburzające, gdy policjanci językowi ze swoimi skomplikowanymi sformułowaniami używają języka litewskiego, aby zaspokoić kompleks niższości i robią to w imieniu mojego państwa”.