M. Czarnecki napisał, że dyrektorowie administracji rejonu solecznickie i wileńskiego muszą płacić kary za dwujęzyczne napisy. Na urzędach czy szkołach wiszą tabliczki po litewsku, ale ludzie wywieszają polskie nazwy na ścianach swych domów. A samorządowcy płacą z własnej kieszeni kary za coś, co tak naprawdę powinno należeć do obowiązków państwa. W Polsce dwujęzyczne tablice (na terenach zamieszkanych przez mniejszość niemiecką czy litewską) nie stanowią problemu. Na Litwie tak, mimo że przewiduje je konwencja Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, którą ratyfikowały oba państwa” – porównał sytuacje w obu krajach dziennikarz. Zdaniem Czarnieckiego to „Litwa powinna wreszcie zadbać o prawa polskiej mniejszości, tak jak Polska dba o prawa Litwinów”.
W ocenie M. Czarneckiego sprawę skomplikowała obecna sytuacja na Ukrainie. „Zamiast podkreślać, że to polskie Migi-29 będą od 1 maja patrolować niebo nad krajami bałtyckimi z ramienia NATO, litewska prawica woli całkiem na poważnie porównywać Wileńszczyznę do Krymu, strasząc polskim separatyzmem” – napisał dziennikarz.
W swym artykule autor skrytykował tez postawę lidera AWPL Waldemara Tomaszewskiego, bo „skrytykował niedawno „banderowców w nowym rządzie Ukrainy” niczym rasowy polityk z Moskwy. Jednak zdaniem dziennikarza prorosyjska retoryka W. Tomaszewskiego jest zagraniem taktycznym, ponieważ na wybory idzie razem z mniejszością rosyjską.
Premier Litwy obiecał, że w najbliższym czasie zostanie przygotowana Ustawa o mniejszościach narodowych, a do końca maja Sejm zezwoli na oryginalną pisownię nazwisk. „Tyle że podobne obietnice słyszymy od dawna. Miejmy nadzieję, że tym razem Wilno je spełni” – podsumował swój artykuł M. Czarnecki.