Gdy w 2006 roku 27-letni wówczas Emilis Vėlyvis nakręcił film „Zero” został natychmiast okrzyknięty „litewskim Tarantino”. Jego kontynuację —„Zero 2” — obejrzało około 80 tysięcy widzów i przed „Tadasem Blindą. Pradžia” był to najpopularniejszy film wyprodukowany na Litwie. Na następny film Vėlyvis kazał czekać blisko pięć lat i niewątpliwie każdy z licznych fanów filmów „Zero” oraz „Zero 2” był ciekaw co tym razem wymyślił.
Według patentu Tarantino
Film się zaczyna według typowego „tarantinowskiego” patentu. Oto trzech kumpli z biednej londyńskiej dzielnicy: Johnny (Gil Darnell), Tim (Oliver Jackson) oraz Ben (Anthony Strachan) postanawiają obrabować bossa lokalnej mafii Goldena Pole’a (Vinnie Jones), ponieważ brakuje im jednak kierowcy wciągają w awanturnicze przedsięwzięcie swego kumpla Michaela (Scot Williams). W wyniku napadu w ręce początkujących przestępców wpada więc milion funtów, z którymi mają zamiar uciec do rajskiej Malezji i rozpocząć „wszystko od nowa”. Niestety w tym czasie wybucha na Islandii wulkan o niewymawialnej nazwie i samolot lecący do Kuala Lumpur zostaje uziemiony… w Wilnie AD 2010. Po pierwszym zachłyśnięciu się urokami nocnego życia litewskiej stolicy przyjaciele zaczynają rozumieć, że hasło „welcome to Lithuania” to bardziej pijarowski pic na wodę niż opis rzeczywistości. Na ich pieniądze, paszporty, biżuterię, ubrania, a nawet życia bowiem dybią litewskie prostytutki, gangsterzy, przemytnicy, wiejscy chuligani, taksówkarze, paramedycy i policjanci, a dodatkowo — żeby nie było nudno — do Wilna ze swoimi gorylami przybywa Golden Pole z głębokim postanowieniem za wszelką cenę odzyskać swoje pieniądze oraz pamiątkowy pierścień podarowany przez samego Toniego Montanę…
Nago z kaloryferem czyli Litwa Vėlyvisa
Początek filmu, przedstawiający scenę napadu na grającego w karty o najwyższe stawki Golden Pole’a — nakręcony w stylu Quentina Tarantino albo nawet bardziej Guya Ritchie — mimo bawienia się flashbackami, sypanie „fuckami” i silenia się na absurdalny czarny humor, robi dosyć drętwe wrażenie. Najwyraźniej ta część scenariuszu została napisana trochę na siłę, wyłącznie po to aby zawiązać akcję i przenieść ją do — jak to obrazowo ujmuje bohater Vinniego Jonesa — „Lithu… fuckin’ what?!” Rzeczywistość, którą Vėlyvis zna i lubi, którą kreśli z przyjemnością, przerysowując ją do granic wytrzymałości i dobrego smaku. Litwa z „Redirected” to już nie Quentin Tarantino i nie Guy Ritchie, tylko bardziej Bałkany Emira Kusturicy. Z tą tylko różnicą, że Vėlyvis nie posiada daru magicznego realizmu, który posiadł reżyser z Sarajewa. Litwa Vėlyvisa, to kraj bez dobrych ludzi, a więc w „Redirected” nie ma de facto pozytywnych bohaterów. Nie ma magii, są za to wyśmiane wszystkie możliwe litewskie stereotypy i mity narodowe. W tym filmie wszyscy są kanciarzami, próbującymi wykołować jeden drugiego i przez to wpadający raz po raz w sidła własnej głupoty i tzw. cultural differences. Litwa Vėlyvisa, to dziki Wschód, dokładnie taki jakim go wyobraża statystyczny obywatel Wielkiej Brytanii: prostytutki, tani alkohol, zdezelowane auta i motocykle, nielegalni uchodźcy i każdy biega po miastach i wsiach z pistoletami oraz karabinami, a nawet nago z kaloryferem…
„Redirected/Už Lietuvą!” – film nierówny, ale wart obejrzenia
„Redirected/Už Lietuvą!” — to film pełen czarnego humoru, nieźle nakręcony, nieco gorzej zmontowany, z dobrym soundtrackiem, ale przede wszystkim bardzo nierówny. Po pierwsze, z uwagi na scenariusz — zresztą ten sam problem miały poprzednie filmy Vėlyvisa — który jest raczej zbiorem przewidywalnych scenek, skeczy i gagów, pełnym luk logicznych, a nie spójną treścią. Poza tym filmowi bardzo często ewidentnie brakuje intrygi, zwroty akcji są przewidywalne, jak podręcznik historii dla klas czwartych podstawówki. Czasami się wydaje, że każdy z aktorów gra według własnego widzimisię, stara się zrobić wszystko, aby zostać zauważonym, a więc niemiłosiernie szarżuje, przerysowując i tak groteskowe przecież postacie aż do granic absurdu.
Szczególnie dotyczy to aktorów litewskich, bo brytyjskie gwiazdy wydają się być już mocno znudzone odgrywaniem tych samych gangsterskich cliches. Vytautas Šapranauskas — to była ostatnia rola filmowa aktora, który popełnił przed rokiem samobójstwo — w roli grzeszącego na prawo i lewo księdza jest niezwykle zabawny, nie sposób go nie zapamiętać, ale też absolutnie niewiarygodny. Podobnie jak Vitalijus Cololo w roli miejscowego Polaka Andrzejki, bywalca obskurnego baru gdzieś na litewskiej prowincji, który przez jakiś czas pracował w Anglii na budowie i został z UK deportowany, „bo podobno kogoś zabił czy jakoś tak”, który mówi z absolutnie nietypowym dla Litwy… niby-warszawskim akcentem. Rozumiem, że Vėlyvisowi zależało na obsadzeniu w swoim pierwszym zagranicznym filmie jak największej liczby kumpli, jednak szkoda, że do tej roli nie zaangażowano któregoś z miejscowych polskich aktorów. Wydaje mi się, że film tylko na tym by zyskał. Szczególnie, że fantastyczny monolog Andrzejki o tym jak bardzo nienawidzi Angoli i jego plan zemsty na nich, to jeden z najlepszych dialogów tego filmu. Obok frazesu wypowiedzianego przez Saulutė, narzeczoną niejakiego Staśki: „Aš ne k…a, aš turiu svajonių, aš noriu būti kino kritike“ („Nie jestem k…ą, mam marzenie, chce zostać krytykiem filmowym”). Frazesu, który niewątpliwie się stanie kultowym.
„Redirected/Už Lietuvą!” nie jest ani filmem genialnym, ani wybitnym, jednak jest wart obejrzenia. To wesoły, niezobowiązujący, dosyć schematyczny thriller, ale na tle zazwyczaj beznadziejnych, nudnych jak flaki z olejem, litewskich arthouse’owych produkcji filmowych — tchnie swego rodzaju świeżością. Natomiast niewątpliwie wywoła w litewskiej opinii publicznej sporo kontrowersji. Już dziś odzywają się krytyczne głosy, iż film utrwala negatywne stereotypy o Litwie, formuje negatywny image Litwy u zagranicznego widza. Ale zanim krytykować warto się zastanowić – być może ten film zmusi chociaż kilka osób na Zachodzie do sięgnięcia po mapę i sprawdzenie gdzie jest ta cała „Lithu… fuckin’ what?!”.