Od naszego ostatniego spotkania upłynęło trochę czasu, urosłeś pod względem muzycznym, ściślej współpracujesz z muzyką. Nie możemy ominąć projektu X Faktor. Byłeś znakomitym nauczycielem, Twoi podopieczni znaleźli się na szczycie. Podziel się z nami, co się działo za kulisami, jak doszło do tego,że się okazałeś nauczycielem i co Ci dało to doświadczenie?
Doświadczeń było naprawdę dużo. Brałem udział w pierwszym sezonie, jako producent muzyczny, a więc poszło mi łatwiej. Kolejny raz zrozumiałem, że aby coś osiągnąć, musisz włożyć w to wiele pracy. Nawet jak to wygląda niemożliwe. Ma to być zatem miksowane z wiarą w to co robisz i osobą dla której to robisz. Kiedy byliśmy bliżej końca i uczestników zostawało coraz mniej, to powiem ci, że niektórzy na jakąś chwilę tracili wiarę i wtedy musiałem wejść w rolę psychologa i stale trzymać rękę na pulsie, zastanawiać się w jaki sposób ją natchnąć. To jest tylko mała część mojej pracy. Mogę śmiało powiedzieć, że dzięki projektom krąg moich przyjaciół zwiększył się wielokrotnie.
Czy dużo dobrych wokalistów spotkałeś? Jak się rozpoczęła Twoja przygoda z konsolą? Wiem, że masz brata, który też pracuje w studio, czy nie jest tak, że rywalizujecie w tej branży?
Wszystko zaczęło się od harcerstwa. Pamiętam, kiedy miałem czternaście lat, pojechałem na swój pierwszy biwak. A tam wiadomo, że chłopiec, który gra na gitarze zawsze będzie w centrum uwagi, a wokół niego dziewczyny. Teraz to jest śmieszne, ale przecież każdy chłopak chce jakoś się wykazać. A więc pomyślałem, że warto skorzystać z tego, że mam ojca, który superowo gra na gitarze no i po prostu nauczyć się grać. Tak dobrze mi poszło, że po kilku latach wiedziałem już ,że będę muzykiem i nic innego robić nie chciałem. Nie wiem, kto układa nasze życie i jak to się staje, że znajdujemy się w odpowiednim miejscu i czasie. W skrócie, to wszystko zaczęło się od tego, kiedy poznałem gwiazdę litewskiej estrady Alana Chošnau, który był wówczas na topie. Zaproponował mi grać na gitarze podczas koncertów, później nagrywałem mu gitary w studiu. W taki sposób poznałem producentów, którzy tam pracowali. W tym samym czasie robiliśmy z bratem u siebie w piwnicy aranżacje. Dla nas to nie była zwykła piwnica. To było nasze centrum, nasza stolica. Spędzaliśmy tam dnie i noce. To tam stawialiśmy pierwsze kroki, jako producenci, nawet jeszcze nie myśląc o tym, co z tego będzie. Od razu przypominam słowa Jezusa: ,,Nie myśl o dniu jutrzejszym…”. Nasze nagrania pokazałem menedżerowi Alana, któremu spodobały się prace i to on zaproponował spróbować swoich sił w prawdziwym studium. Aleksander (brat – przyp. red.) zaczął pracować w studio nagrań, a ja swoją drogą często zasypiałem na lekcjach, bo w nocy, kiedy brat wychodził ,siedziałem w studio i uczyłem się obsługiwać technikę. Niebawem otrzymałem propozycję pracy w studio, a za kilka miesięcy miałem pierwszy projekt „Dangus 2″ w którym pracowałem już jako producent muzyczny. Wszystko szybko się zmieniało. Musiałem wszystkiego szybko się nauczyć. Chyba zostaje tylko powiedzieć, że nigdy nie wiemy, jakie jutro nas czeka, lecz jak już będziesz w tym miejscu i w tym czasie, nie bój się złapać chwili za ogon.
Komponowanie, aranżacje, montaż, nagrywanie, miksownie. Co jeszcze robisz przy konsoli?
No właśnie tylko to robię. Wygląda, że to mało, że to tylko kilka słów, lecz każde słowo jest oddzielną dziedziną i musisz być dobry w każdej z nich.
Porozmawiajmy o projekcie ”Michał Nadzieja”. Stworzyłeś go z myślą o chrześcijańskiej odsłonie Twoich zdolności. Zechciałeś śpiewać dla Boga…
Tak już poszło, że z jednej strony uczyłem się muzyki i z drugiej strony dojrzewałem duchowo. Wraz z tym rosło moje zapotrzebowanie na coraz głębszą modlitwę, przebywanie w skupieniu w kościele. Szukałem wiedzy o Bogu, jednym słowem naturalnie ciągnęło mnie w stronę kościoła. A więc, kiedy nuciłem sobie po cichu, często słowa były o Bogu albo przeżywając chwile euforii podczas modlitw, podświadomie czułem potrzebę śpiewu. Przez lata nagromadziło się sporo tych piosenek, które czekały na odpowiedni moment, który przyszedł. Jest to płyta ,,Powstań i idź”.
Jaka jest Twoja muzyka?
Chyba dużo w niej światła. Nie wybierałem tego, kim się urodzę, rodziców i dzieciństwo. Wszystko tak się ułożyło, że po prostu wokół mnie zawsze było dużo miłości. Nie wiem, w jaki sposób wygrałem ten bilet na loterii, że poczucia piękna i miłości jest we mnie tak dużo. Chyba to powoduje, że w melodiach, aranżacjach, w samych dźwiękach czuć słońce. Nawet moi klienci to mówią ,,chcesz słoneczną muzykę- idź do Leszka”.
Powiedz nam więcej o tej płycie…
Wszystko się zaczęło się od pewnego upadku. Przez jakiś czas wydawało mi się, że nie widzę światła i sensu w tym, co robię. Teraz to rozumiem, że to było nic innego, jak tylko kryzys wiary. Będąc w euforii, musisz spróbować smaku kryzysu. Kiedy miałem to za sobą, pomyślałem o słowach ,,powstań i idź” i wydało mi się, że są bardzo mocne. W ciągu kilka minut miałem cały tekst, który czekał przez kilka lat. Znalazłem go kiedyś, skomponowałem muzykę i w taki sposób powstał ten utwór. Ostateczną kropką było spotkanie z Dianą Jacewicz, od razu zrozumiałem, że ona ma zaśpiewać gościnnie.
Jakbyś określił swoją muzykę z płyty ,,Powstań i idź” i tą, którą nagrywasz teraz?
Tak, te płyty się różnią. W pierwszej bardziej ukazuję jak widzę Boga, w jakiej postaci on ukaże siebie dla mnie. Pamiętacie słowa: „W powiewie wiatru, w śpiewie ptaków, słyszę Cię” , to są moje modlitwy i moje kazania. Chciałem powiedzieć tym, którzy słuchają, że szukać Boga jest bezsensownie. To jest to samo, co szukać powietrza. On jest wokół ciebie, w tobie, w każdym i we wszystkim. Pamiętacie : ,,Ja Alfa i Omega”. Natomiast na drugiej płycie bardziej chcę ukazać go w codziennych przeżyciach. W małych doświadczeniach i wszystko to w tanecznych rytmach i rockowych gitarach. Jednym słowem obiecuję: kulminacją płyty będzie wasze uniesienie rąk do góry i taniec.
Ciekawie opracowałeś ,,Hymn o miłości”. Dlaczego ten tekst wybrałeś do pierwszej płyty solowej?
Powiedz mi, jak nazwać Boga jednym słowem? Odpowiem jednym słowem „Miłość. Co to jest miłość?” dam ci przeczytać hymn o miłości. Dla mnie to skrócona wersja Pisma Świętego.
Leszku, czy swoją misję specjalnie adresujesz do młodych?
Staram się specjalnie nie robić niczego w życiu. Im bardziej naturalnie to się udaje, tym lepiej. Zauważyłem, że jak coś robię w sposób naturalny, to rezultat końcowy jest wspaniały. Takie uczucie, że w środku ktoś jest, wszystko to zna lepiej ciebie i jest znawcą od wszystkiego i ma imię „naturalność, daj mu wolności tyle”. Co do gości na płycie, tym razem będzie ich mniej, ale to jest pewne, że będą.
Jak sądzisz co w muzyce chrześcijańskiej jest ważniejsze – muzyka czy przekaz słowny?
Powiem ci, że im dalej rosnę w swojej profesji, tym bardziej rozumiem, że przekaz słowny ma wielką moc, podobnie jak muzyczny. Tutaj jest mała tajemnica. Są teksty, które wprost opisują przeżycia, rzeczy itd. Tego sposobu używałem często na pierwszej płycie. Lecz jest jeszcze jeden sposób, który nie jest związany z przedmiotem, tego języka używają bardziej poeci. A więc chodzi o to, że tutaj mogę ci przekazać uczucie pokoju lub miłosci, nie używając słów miłość, pokój, kocham. Mogę ułożyć słowa w takiej kolejności, że słuchając powiesz, że ten utwór kojarzy ci się z latem, wiaterkiem. Chciałem powiedzieć, że budząc w Tobie pokój innym sposobem, zostaje on o wiele dłużej, niż konkretne słowa „Pokój w Tobie”. No właśnie, aby wzmocnić bardziej to uczucie na pomoc przychodzi muzyka. Za pomocą harmonii i aranżacji mogę albo zwolnić, albo unieść wyżej uczucie. A więc, wyobraź sobie, że za pomocą słów i muzyki przekazuję ci uczucie natężenia i uczucie, że czekasz na coś, a ostatni refren potęguje uczucie n razy i teraz budzę w Tobie całą Twoją wiarę i światło.
Pozwólmy sobie pogdybać. Co by było w Twoim przypadku, gdyby nie muzyka?
Wszystko poszło naturalnie. Zawsze chciałem to robić, marzyłem o tym…
To jeszcze mi powiedz, który z muzyków jest dla Ciebie autorytetem w świecie muzyki chrześcijańskiej?
Tym zespołem jest U2. Śpiewają wiele o Bogu używając innych słów oraz pięknie odsłaniają to wszystko w muzyce.