
Ewelina Mokrzecka, zw.lt: Ostatnio napisano o Panu: ,,Ma 76 lat, uważa się za „filmowego dinozaura”, w ciągu tygodnia potrafi być na kilku kontynentach, zna biegle sześć języków i każdemu radzi, by ich nauki nie zaniedbywać“. Jak Pan to robi?
Krzysztof Zanussi: Jeszcze przed tygodniem byłem na Syberii, daleko za Pekinem, w Jakucji. Stamtąd pojechałem do Chicago, z Chicago poleciałem do Warszawy, później do Gdańska, potem do Genui, gdzie byłem jeszcze wczoraj rano…
Skąd ta energia?
Energię dał Bóg. Jak to żartobliwie mówiła moja mama, która dożyła prawie 100 lat: ”Nie wypada umierać zdrowo. Należy używać zdrowia. Jak jest, to po coś”. Nie będę więc siebie wyprowadzać, jak pieska na spacer albo siedział w SPA, tylko jak mam coś do roboty, to robię póki siły są. Jak ich nie będzie, to będę siedział w domu i pewnie leczył zbolałe kości, ale na razie nie mam tej konieczności. Strasznie się cieszę życiem. Tak dużo ciekawych rzeczy się dzieje, tak fascynujący jest dla mnie ten świat, tak się zmienia na moich oczach.
Nie będę więc siebie wyprowadzać, jak pieska na spacer albo siedział w SPA, tylko jak mam coś do roboty, to robię póki siły są
Czy często odwiedza Pan Wilno?
Często od czasu, kiedy to stało się łatwe. Wielokrotnie byłem zapraszany przez różne festiwale filmowe, chyba to najczęstsza okazja. Miewam tu jakieś master klasy. Chyba raz, czy dwa byłem tutaj tak po prostu z żoną, żeby się nacieszyć urokiem miasta, bo miasto jest ładne i na szczęście dość blisko. Zawsze z przyjemnością tu przyjeżdżam.
Czy na co dzień interesuje się Pan Litwą, sytuacją polskiej mniejszości?
Tak. I w jakiś sposób z konieczności. To jest taka nasza obywatelska powinność. Mówimy dzisiaj o takim małżeństwie po rozwodzie, bo tak jest między Koroną a Wielkim Księstwem Litewskim. Po tym rozwodzie zostało masę różnych urazów, bólów. Ten mariaż polsko-litewski był jakąś wielką szansą i był czymś, co uprzedzało koncepcję zjednoczonej Europy. To była państwowość ponadetniczna, ponadwyznaniowa, ponadjęzykowa, czyli na swoje czasy, to było coś bardzo nowoczesnego co myśmy stworzyli. Ale nie wytrwaliśmy przy tym. Nie udało się nam – Polakom i Litwinom utrzymać tego małżeństwa, bo za sprawą sił zewnętrznych ono w końcu upadło. I jest się nad czym zastanawiać – na ile to doświadczenie tamtych lat może być dzisiaj dla świata przydatne. Czy zjednoczona Europa nie powinna się przyjrzeć naszym dziejom, żeby się zastanowić, jak buduje się takie alianse, żeby były trwałe, żeby jedna strona nie zdominowała drugiej, a z drugiej strony ten, kto ma lepszą propozycję przeważył nad tym, który ma gorszą. Bo relacje między narodami nie mogą się opierać na litości. Muszą się opierać na tym, żeby mocniejsze wartości zwyciężały.
Kto miałby wpłynąć na poprawę dzisiejszych stosunków polsko-litewskich? Intelektualiści, jak np. Tomas Venclova, śp. Czesław Miłosz.. Czy raczej to zadanie polityków?
Tomas Venclova był jednym z pierwszych, których spostrzegliśmy na horyzoncie, tak jak po naszej stronie Czesław Miłosz, który był tym polskim Litwinem. To były postacie, które naprawdę wniosły coś bardzo ważnego. Cała ”Kultura” paryska i krąg Giedroycia uczyły nas tego, żeby nie popadać w takie wąskie zacietrzewienie i szukać w sobie cierpliwości, wyrozumienia, bo często ta druga strona jest czymś urażona i zachowuje się często nieracjonalnie, agresywnie. Wszystko widzę, nie mam ochoty tego pokazywać w anielskim świetle. Tu jest potwornie zażarty konflikt, ale nie ma co rozstrzygać, kto w tym konflikcie jest winien, tylko myśleć, jak z tego wybrnąć. Zagrożenia mamy wspólne, szczególnie teraz. Stąd te relacje pomiędzy Polakami i Litwinami musimy starać się naprawiać. Muszą to być wszyscy – i intelektualiści, i inteligencja, która dla Litwy jest szalenie ważna, bo to jest mały kraj, który bardzo mocno postradał swoje elity. I przez eksterminację, zsyłki, wywozy, i wreszcie przez emigrację. Naród się przecież trzyma siłą swoich elit, siłą ludzi wykształconych, siłą ludzi, którym ufa i te elity muszą się reprodukować. W tym musimy sobie pomagać wzajemnie, bo Polska też ma płytkie elity. To nie jest tak, jak było przed I wojną światową. Byliśmy wtedy narodem dużo bogatszym w klasę oświeconą, w tą grupę ludzi, która była gotowa przyjąć odpowiedzialność za innych – to jest definicja elity.
Ten mariaż polsko-litewski był jakąś wielką szansą i był czymś, co uprzedzało koncepcję zjednoczonej Europy
Kilka lat temu chciał Pan nakręcić film o królowej Jadwidze…
Tak, ale niestety przeszkodziły mi w tym jakieś polskie siły polityczne, bo nie chciały tego filmu. Może jeszcze do niego wrócę, bardzo bym tego chciał. To film w minimalnym stopniu polityczny, który miałby opowiedzieć o takiej sensacyjnej na swój sposób historii dziewczyny-dziecka. Jadwiga została królem, bo objęła całą władzę i która wedle tej legendy, którą bym powtarzał, przyjęła jakieś poświęcenie, jakim było małżeństwo z obcym zupełnie nieznanym człowiekiem. I z kolei rozstanie z kimś, komu już wcześniej była przeznaczona. To jest taka bardzo romantyczna historia, ale ponieważ ja myślę, że rozwój człowieka odbywa się dzięki ponoszonym ofiarom, więc pomyślałem, że może taką historię warto było przypomnieć.
Ale nie dzisiaj?
Byłbym gotów zrobić to dzisiaj, tylko, żeby dano mi na to środki.
Był Pan również współproducentem litewskiego filmu Kristijonasa Vildžiūnasa „Powrócić w twe ramiona”. Jak ocenia Pan współpracę z Litwinami?
Bardzo dobrze nam się współpracowało. Oczywiście, to był film bardzo litewski i litewsko-niemiecki przede wszystkim, ale dotykał spraw, które nas też interesowały i myśmy przeżyli te wszystkie rozdarcia, podzielone rodziny na Zachodzie i Wschodzie, i te depczące po piętach różne służby bezpieczeństwa. Film w tym sensie był dla mnie udany, rzetelny i tak został przez Polaków odebrany.
Ostatni Pana film „Obce ciało” można było zobaczyć w 2014 roku, kiedy można się spodziewać kolejnego?
Przygotowuję następny. Właśnie z nim dużo jeżdżę. Ostatnio byłem w Genui i ze wzruszeniem to mówię, bo w Polsce zostałem napadnięty i potępiony, a do Genui zaprosiły mnie włoskie feministki, uznając ten film dla nich za sztandarowy.
Tu jest potwornie zażarty konflikt, ale nie ma co rozstrzygać, kto w tym konflikcie jest winien, tylko myśleć, jak z tego wybrnąć
O czym będzie film?
W nowym filmie powracam do faustowskiego wątku. To jest rzecz bardzo wymyślona, to nie jest żadna realna historia, ale jest to o istocie zła, która zawsze mnie dręczy. Poza tym o tym, co człowiek może sprzedać. Szczególnie ten człowiek, który nie wierzy w duszę.
Ostatnio się mówi, że polskie kino przeżywa renesans. Czy naprawdę można mówić o rozkwicie polskiego filmu?
Tak, ale też nigdy nie widziałem, żeby w polskim kinie była zapaść. To są też fakty czasami urojone przez piszących. Kino polskie wyszło zwycięsko z lat komuny, bo mimo silnych prześladowań było dobre do końca i wybuchło wspaniale w latach 90-tych. Proszę pamiętać, że Kieślowski był wtedy naszym światowym Koryfeuszem, bo przecież zaczął robić te filmy światowe właśnie w wolnej Polsce, w 90-tych latach. W tych latach powstał też jeden z najpoważniejszych naszych filmów historycznych ”Ogniem i mieczem”, który dokonał pewnej rewizji Sienkiewicza na korzyść Ukrainy i kazał nam się zastanowić, jak to naprawdę było. W tych samych latach powstały fenomenalne, najlepsze filmy Wajdy. Zarówno ”Katyń”, jak i ”Pan Tadeusz”, ”Zemsta”, to są filmy rewelacyjnie ciekawe i bogate. Powstawały w wolnej Polsce. Warto wymienić filmy Hoffmana, które są często niedoceniane, jak film o 1920 roku ”Bitwa Warszawska”. Jednocześnie od 90-tych lat mamy ogromną falę młodych reżyserów. Niestety często robią jeden czy dwa filmy i nie więcej, ponieważ skonfrontowani z tym wilczym rynkiem sami się chowają. To nie o to chodzi, że ktoś ich z tego rynku wypchnął, tylko oni sami rozumieją nagle, że stoją na parapecie wieżowca na bardzo wysokim piętrze i boją się zrobić jakiegokolwiek ruchu. Tak po prostu jest, że ten rynek zrobił się bardzo ostry. W tym czasie wyrobiło się też nasze polskie kino użytkowe, komercyjne i to też jest coś warte. Te filmy bawią publiczność, ludzie na to chodzą. Prześmieszne komedie Machulskiego też powstały w latach wolnej Polski. Widzę, że teraz jest jeszcze większa liczba tych filmów i rzeczywiście młode pokolenie bardzo dużo wniosło. Ale po prostu było nieźle, było dość dobrze, a teraz jest całkiem dobrze.