Urodzony w 1926 r. w Kolonii Wileńskiej Tadeusz Konwicki w swej twórczości literackiej i filmowej ciągle powracał na Litwę i Wileńszczyznę. Na Litwie dzieje się akcja takich powieści, jak „Rojsty”, „Dziura w niebie” oraz „Kronika wypadków miłosnych”. Zresztą wątki wileńskie można spotkać niemal w każdej książce Konwickiego. Konwicki zaadaptował na potrzeby filmowe „Dziady” Adama Mickiewicza oraz „Dolinę Issy” Czesława Miłosza.
W swych felietonach i wywiadach zawsze ciepło i pozytywnie wypowiadał się o Wilnie i Litwie.
Prezentujemy kilka wypowiedzi o Litwie znanego polskiego pisarza i reżysera, który zmarł w 2015 roku.
„Ja chcę, żeby było dobrze… Nie czuję się związany z żadnym obozem ideologicznym ani literackim. Jestem związany tylko z małym regionem na północny-wschód od Wilna, z którego zaczerpnąłem jakieś soki, ale jeszcze nie wiem do końca, czym były one zatrute” – W szponach romantyzmu (rozmowa z Tadeuszem Konwickim), „Odra” 1988.
„Uważam, że Litwa bardzo umiejętnie, rozumnie i inteligentnie odzyskała niepodległość. I bardzo szybko zaczęła umacniać swoją tożsamość. Uważam, że teraz Litwa jest na tyle silna, że może pomagać innym. I tu wspomniałem o Pani Prezydent Grybauskaite. W tej części Europy Litwa, dzięki zaletom swego charakteru, może odegrać dużą rolę. Finlandia, mniej więcej w sensie liczby ludności podobna do Litwy, ma ogromne znaczenie w Europie i na całym świecie. I ja już widzę te pierwsze objawy, pierwsze oznaki, że Litwa będzie w życiu europejskim odgrywała ważną rolę, co jej się należy za całe wieki różnych przypadków historycznych – „Wilno jest światem mojej pamięci…”, Wilnoteka 2011.
„Byliśmy prowincją europejską, żyłem w XIX w. Miałem czelność kręcić „Lawę” według „Dziadów”, bo sam jeszcze chodziłem prawie po śladach Mickiewicza. Nie było tam tak masowych mordów jak w innych miejscach Kresów. Chcę być lojalny wobec Litwinów, którzy byli naszymi współobywatelami aż do rozbiorów. Aż do rozbiorów Wilno było stolicą Wielkiego Księstwa. Mam powiedzieć Litwinom, że bardzo przepraszam, ale nie macie do tego żadnego prawa?” – Konwicki: Bawię się myślami o bycie, Gazeta Wyborcza 2010
„Stała się rzecz niesłychana. Mały, dzielny kraj, przez dziesiątki lat masakrowany i – wydawałoby się – skazany na więzienny żywot w totalitaryzmie, ten kraj ogłosił się niepodległym. Wiadomość o tym wydarzeniu była dla mnie i zdumiewająca, i wzruszająca (…) Litwa może będzie wolna. Daj Boże, żeby była wolna. Życzę tego naszym bliskim. Życzę wolności Białorusinom i Ukrainie. Życzę wolności Rosjanom. Jestem przekonany, że podobnie myśli szlachetna inteligencja rosyjska, która tyle cennych wartości umysłowych i moralnych wniosła do wspólnoty europejskiej.” – Wschód Słońca na Litwie, felieton 1990.
,,W tamtych czasach Litwa była nieokreślonym obszarem geograficznym, niejasną formacją etniczną, niezdefiniowaną sferą kulturową […]. Dożywała ona swoich dni w polszczyźnie w wileńskiej, w pieśniach białoruskich, w przysłowiach litewskich, trwała jeszcze w ginącym obyczaju, w wybujałych chorobliwie na chwilę charakterach, w powolnej i gęstej dobroci ludzkiej. Odchodziła w niepamięć przez krajobraz pełen szalonych kwiatów, słodkich zapachów ziół, budzących tajemniczą grozę borów. Odchodziła w nie zrozumianą i zapominaną co dzień dawność […]. Umiera ziemia guślarzy i wróżbitów, umiera ziemia proroków i mesjaszy, co już nie zdążyli zbawić świata […]. Kochajmy tyle Litwy, ile jej zostało” – „Kronika Wypadków Miłosnych„, Tadeusz Konwicki
,,Wilno 56 roku było Wilnem tego najdziwniejszego, najbardziej nieapetycznego okresu Związku Radzieckiego. Szarość, bieda i wszechogarniająca doktrynalna sowieckość. W 1988 roku to już był Związek Radziecki w stanie chaosu. Jednak nadal dominowała atmosfera radzieckości. Jeszcze mało się słyszało Litwinów, wszędzie widziało się sowietczików. Dopiero później, w latach 90., nagle ta sowieckość znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kiedy w 1988 roku znalazłem się w Nowej Wilejce, postanowiłem znaleźć ulicę Letnią, na której się urodziłem. Przez całe życie zatajałem tę ulicę, ponieważ był tam dom wariatów. Jak mówiłem, że na Letniej, to wszyscy wybuchali śmiechem, bo to tak, jakbym tu powiedział, że urodziłem się w Tworkach. Jednak wtedy pomyślałem, że może już ludzie zapomnieli, i zacząłem szukać. Nie mogłem jednak znaleźć. Były tylko jakieś radzieckie bloki, ulica rozpłynęła się pod nimi, poszła w niepamięć. Nawet stare baby, które wypytywałem, mówiły: „Letnia? Nie znajem, nie znajem”. I jeszcze jedno się zmieniło – kolor. Gdy pojechałem do Wilna, wychodzę za miasto, patrzę: Wileńszczyzna jest niebiesko-fioletowa. Cała zarośnięta dzikim łubinem. Z dzieciństwa tego nie pamiętam. Preferowaliśmy inne kwiatki, inne krzaki nas otaczały. Nie wiem, czy to wynik działalności władzy radzieckiej, czy upływu czasu, ale Wileńszczyzna stała się niebiesko-fioletowa. Coś wam powiem. Ja od miejsca, od materii, bardziej cenię pamięć abstrakcyjną. Wiem, że jak coś napiszę i to będzie coś warte, to będzie zawsze żywe, będzie apelowało do pamięci. Natomiast miejsce materialne można odkształcić, można zmienić, można nadać mu zupełnie inne znaczenie. Dlatego nie jestem tak fanatycznie jak inni przywiązany do miejsc. Jestem przywiązany do miejsc pamięci. Dlatego nie jeżdżę do Wilna. Podobnie jak wielu kolegów pochodzenia wileńskiego. To jest zupełnie inne Wilno, a tamto, które zapamiętaliśmy, cały czas w nas istnieje. Wszelkie odwołania, nawet artystyczne, są z nim związane. Kiedyś napisałam, i to jest prawie prawda, że większość scen miłosnych w moich książkach, gdziekolwiek by się działy, tak naprawdę odbywają się nad Wilenką. Jestem przywiązany do tej Wilenki, która coś dla mnie znaczyła i która, być może, razem ze swoim otoczeniem pobudziła moje apetyty metafizyczne. Moje konfrontacje po latach są niekorzystne. Nie odczuwam wzruszeń. Może trochę jakichś lęków. Jednak sprawia mi przyjemność, jeśli ktoś pierwszy raz był w Wilnie, zachwycił się i mówi mi: „Słuchaj, to takie piękne miasto” – „Pamiętam, że było gorąco” – Katarzyna Bielas, Jacek Szczerba.