Większość społeczności polskiej na Litwie uważa Cię za ,,naszą Kaśkę”, tak zwaną dziewczynę z sąsiedztwa. Jak się do tego odnosisz?
Zdecydowanie bardzo pozytywnie, taka właśnie jestem. Jaka byłam, taka pozostaję – wileńska Kaśka, Kasia, Katarzyna, Kasiowa dla niektórych. Cieszę się, że dla każdego mogę być cząstką tak zwanej swojskości – bo takie komentarze słyszę od ludzi. Chociaż jestem bardzo samokrytyczna i wydaje mi się, że nie zasłużyłam na aż taką miłość. Z tego powodu mogę się tylko cieszyć.
Czy możesz zatem powiedzieć, że w pewnym sensie jesteś ambasadorką tej pozytywnej polskości na Litwie?
Nigdy specjalnie czegoś nie robiłam, nie krył się za tym tajemny cel. Po prostu nie wstydzę się swoich korzeni i uważam, że to mi zawsze dodaje sił. Niektórzy mówili mi, że o swojej narodowości warto niekiedy przemilczeć, nie należy tego podkreślać. Dla mnie jednak, moje pochodzenie jest ważne i nie mówię o tym po to, żeby kogoś skłócić, czy pogodzić. Jestem taka, jaka jestem, czyli po prostu otwarta, wrażliwa, emocjonalna. Wielokulturowość dała mi też bardzo wiele, jeżeli chodzi o muzykę. Nigdy nie ukrywałam, że lubię rosyjską muzykę. Może niektórym Polakom się nie podobało, że śpiewam dużo rosyjskiej muzyki, ale żyję tym, czym żyję. Wychodzę z założenia, że jeżeli robię to z dużą miłością, to na pewno złapię kontakt ze słuchaczem. Nie można podobać się wszystkim. Krytyka też dodaje też siły.
Uczestniczyłaś w największych litewskich projektach telewizyjnych: ,,Walki Chórów”, ,,Zapraszam do tańca”, obecnie ,,Duety Gwiazd”. Który z projektów oceniasz najlepiej?
Nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ każdy projekt był inny. Najpierw ,,Walki Chórów” i pytanie Litwinów: ,,Skąd ona jest? Kim jest Katarzyna, która kieruje chórem? Dlaczego ona? Jakaś Polka, która prowadzi w dodatku chór Wilna”. Byłam znana części polskiej społeczności, natomiast Litwini mnie nie znali. Na początku było trochę burz, półtonów, jak ja to nazywam. W związku z tym chór został nazwany Wileńskim Chórem Kasztanowym. Wiedziałam, że jest to ogromne wyzwanie i powiedziałam sobie: Jak nie teraz, to nigdy. Zabrałam się za to całą sobą. Deividas (Deividas Zvonkus, obecny partner piosenkarki, przyp. red.) ostrzegał mnie przed krytyką. Wiedziałam, że będzie dużo stresu, łez. Projekt ,,Walki chórów” był dla mnie swego rodzaju startem w show biznesie, sprawdzianem. Wiedziałam, jaką ma wartość. Za chwilę kolejny projekt, czyli ,,Zapraszam do tańca”. Niby coś innego, bo taniec, ale jednak wciąż muzyka. Po ,,Wojnie chórów” stałam się bardziej doceniana, szczególnie przez publiczność litewską. Zaraz potem kolejny projekt, ,,Duety gwiazd”. W porównaniu z pierwszym i drugim projektem lepiej mi idzie. Pracujemy we czwórkę, co też jest nowością. Niesamowitą frajdą jest wyszukiwanie utworów. Sięgam po twórczość wykonawców, po których bym na pewno nigdy nie sięgnęła w moim własnym repertuarze.
Odbiorca po drugiej stronie ekranu ma wrażenie, że przed kamerami czujesz się, jak ryba w wodzie. Jak jest naprawdę? Jesteś zwierzęciem telewizyjnym?
Trudno powiedzieć. Wiem jedno, że trema i stres prowadzą mnie za rękę przez całe życie. Przed wyjściem na scenę bardzo się stresuję, serce bije mi w zdwojonym tempie. Czasem to przeszkadza, szczególnie drżenie rąk przy śpiewaniu. Kiedy wychodzę na scenę, przez kilka pierwszych taktów jestem sztywna, a później zaczynam czuć wsparcie i energię od widzów, stres się ulatnia i adrenalina staje się bardzo przyjemna.
Większość Twoich projektów jest z pograniczna muzyki pop. Czy planujesz w przyszłości wypróbować swoich sił w innych gatunkach muzycznych?
Wciąż poszukuję swojego stylu. Nigdy co do tego nie byłam zdecydowana. Czuję się dobrze śpiewając rocka, czuję się też dobrze śpiewając romanse. Czasem zarzucam sobie, że przecież muszę coś wybrać, w końcu się zdecydować. Niestety, a może na szczęście taka też jestem w życiu codziennym. Nie posiadam określonego stylu ubierania się, uczesania itd. To wszystko zależy od tego, jak się danego dnia czuję. Zawsze jestem w trakcie poszukiwania siebie. Od życia chciałabym wziąć po prostu wszystko! Śpiewałam przez całe życie. Zaczynałam od piosenek ludowych w miednickim zespole szkolnym ,,Przepióreczka”, następnie śpiewałam w ,,Promyczkach franciszkańskich” przy kościele, w kapeli ,,Kaziuka Wileńskiego” wróciłam do piosenek ludowych, później na weselach muzyka estradowa, czyli wielojęzyczny pop. W moim życiu jest właśnie taka różnorodność, tak po prostu się układa i chyba tak być musi. Niektórzy krytykują mnie, że jestem weselną piosenkarką. Zgadzam się z tym! Ale dlaczego nie? Śpiewam na weselach, w restauracjach, na większych lub mniejszych scenach. Przecież wszędzie są ci sami ludzie. Zawsze chciałam śpiewać dla kogoś, a to gdzie w danym momencie jest słuchacz, nie ma znaczenia.
Czy kobiecie trudno jest w litewskim show-biznesie?
Wydaje mi się, że jeśli się jest osobą charyzmatyczną, twardo się stoi na ziemi, to nie, chociaż łatwo też nie jest. Najważniejsze, to iść przed siebie z podniesioną głową, oraz walczyć o swoje marzenia. Przede wszystkim nie należy się koncentrować na wszelkiego rodzaju negatywnych komentarzach i co ważne – swoich upadkach. Najważniejszymi krytykami dla mnie są moi najbliżsi, czyli rodzina, przyjaciele, bo wiem, że tylko oni powiedzą mi prawdę. Uważam siebie za silną kobietę, mimo że jestem bardzo emocjonalna. Czasem lubię się wypłakać do poduszki, na ramieniu swojemu partnerowi. Wydaje mi się, że słabe kobiety nie zaczynają z show biznesem. Dość często możemy zobaczyć nowe gwiazdki, które szybko się zapalają, ale gasną jeszcze szybciej. Nigdy nie uważałam siebie za gwiazdę. Niekiedy się obrażam, jak ktoś z osób bliskich mi to mówi, chociaż wiem, że nie w złej intencji. Po prostu nigdy się gwiazdą nie czułam i nie czuję. Jestem tą samą Kaśką, co kiedyś.
Czy nie uważasz, że w pewnym sensie jesteś natchnieniem, nadzieją dla śpiewających młodych Polek na Wileńszczyźnie? Przykładem może tu być Greta Buzarewicz, która rozpoczyna swoją muzyczną karierę.
Jeżeli chodzi o Gretę, to jest ona akurat moją uczennicą (K. Niemyćko wykładała śpiew w Gimnazjum Jana Pawła II, przyp. red.). Bardzo dobrze pamiętam jej początki – była to skromna dziewczyna, która chciała śpiewać. Miała potencjał oraz robiła duże postępy, które widać było gołym okiem. Greta była bardzo uparta, wiedziała, czego chce. W niektórych momentach widziałam w niej też trochę siebie. Miała określony cel i wierzę, że pójdzie daleko, jeżeli tylko zechce. Przygotowywałam ją do konkursów, zdobywała nagrody. Wyrosła na moich oczach. Kiedy kończyła szkołę, zapytałam ją po prostu, czy chce dalej śpiewać, co zamierza z tym robić, bo według mnie powinna iść z tym dalej. Powiedziała, że chce, dlatego cały podkład muzyczny, który miałam, oddałam jej i powiedziałam, żeby pracowała. Udzieliłam jej kilku rad, powiedziałam też, że to co chce robić jest bardzo trudne. Ćwiczenie śpiewu po 6-8 godzin dziennie nie jest łatwe.
Z tego co dzisiaj obserwuję, widzę, że Greta obrała podobną drogę, co ja. Idzie niemalże tą samą ścieżką. Cieszy mnie to. Dla mnie to niesamowite uczucie, że ktoś próbuje mnie naśladować. Najważniejsze jest pozostać dobrym, serdecznym i prawym człowiekiem.