„Trudno coś powiedzieć. Graliśmy, bawiliśmy się i nadal robimy to, co lubimy. Nigdy nie staraliśmy się być jakimiś zasłużonymi dla Wilna, po prostu robiliśmy swoje. Oczywiście to bardzo miło, że nas polubiła publiczność, my również ją kochamy” – powiedział zw.lt kierownik zespołu i akordeonista Romuald Piotrowski.
Od Wilii do rocka
Kapela powstała pod koniec lat 80-tych. Jej historia jest ściśle powiązana z kolejną legendą wileńskiej sceny – Polskim Zespołem Artystycznym Pieśni i Tańca „Wilia”. „Znaliśmy się z chłopakami. Trochę z „Wilii”, trochę nie z „Wilii”. Skrzyknęliśmy się i powstała kapela. Być może było zapotrzebowanie na coś takiego, bo takich kapel nie było. Jeździliśmy na występy z „Wilią” i po występach były śpiewy, zakrapiane trochę alkoholem i ta muzyka trafiała wszystkim do gustu. Postanowiliśmy zrobić z tego coś więcej” – wyjaśnił genezę powstania grupy Piotrowski.
Co prawda początkowo młodzi chłopacy chcieli grać rocka. „Chłopcy już grali, jako taki dodatek rozrywkowy w zespole „Wilia”. Pomysł był inny. Chcieliśmy stworzyć zespół bigbeatowy, rozrywkowy, estradowy. Z elektrycznymi instrumentami. Jeździliśmy nawet do kilku możliwych mecenatów, żeby zdobyć instrumenty. Chcieliśmy zacząć ćwiczyć ambitne utwory jazz-rockowe czy rockowe. Niestety nikt nam nie wypożyczył instrumentów i musieliśmy wrócić do tego, co mamy: skrzypiec, akordeonu, kontrabasu. I w takim kierunku rozpoczęliśmy działania” – powiedział w rozmowie z zw.lt skrzypek Zbigniew Lewicki, który obecnie jest koncertmistrzem Litewskiej Państwowej Orkiestry Symfonicznej.
„Granie to przyjemność. Kiedy przed 30-laty zakładaliśmy Kapelę Wileńską nie mieliśmy sprzętu elektrycznego, a tylko akustyczny, więc nie mogliśmy założyć kapeli rockowej. Samo zainteresowanie graniem ulicznym poszło od rodziców. Na różnych imprezach zawsze puszczali Kapelę Czerniakowską oraz muzykę z okresu międzywojennego. Po prostu na tym wychowaliśmy się” – dodaje kontrabasista Gerard Latkowski.
Legendarny skład
Pierwszy skład stanowili Wujek Maniek, czyli Marian Wojtkiewicz, Zbigniew Lewicki, Gerard Łatkowski, późniejszy polityk i urzędnik państwowy Artur Płokszto, Waldemar Łatkowski, Andrzej Paukszteło oraz Romuald Piotrowski.
Jak wspomina grający na bandżole Zbigniew Sinkiewicz, który dołączył do zespołu w połowie lat 90-tych, ten skład jest pamiętany dotychczas. „Niejednokrotnie po koncercie słyszałem pytania: a to kto? Kim on jest” – śmieje się muzyk, który początkowo polubił Kapelę jako widz.
„Kiedy Kapela Wileńska stawiała pierwsze kroki, rozpoczęło się właśnie odrodzenie narodowe. To był taki moment, kiedy powstawał Związek Polaków, inne polskie organizacje i wówczas występy Kapeli były czymś nowym. Czym się wyróżniała? Chyba stylem. Bo tak jak gra Kapela, to nikt więcej na Wileńszczyźnie nie gra. U nas bardziej popularne są zespoły ludowe. Zresztą w Polsce też tak nikt nie gra” – podzielił się swymi spostrzeżeniami z zw.lt Sinkiewicz.
Gwara wileńska
Jako pierwsi zaczęli w swej twórczości wykorzystywać gwarę wileńską. „Nie tworzymy nowej gwary. W swoich utworach wykorzystujemy teksty oryginalne, przedwojenne, które raczej nie zniekształcającą języka. Być może konstrukcja nie jest taka, jaką mamy teraz w polskiej telewizji. To jest jednak normalne. Warto pooglądać przedwojenne filmy, bo wtedy tak ludzie rozmawiali: „pójda”, „zrobia” i nie mówili tych wszystkich „ści-ci”. Kolejnych kilka tekstów napisali nam poeci wileńscy Alicja Rybałko i Aleksander Śnieżko, którzy moim zdaniem również nie zniekształcali jakoś polskiej mowy. Nigdy nie słyszałem żadnych zarzutów odnośnie tej kwestii. Nadal kiedy jeździmy do Polski to ktoś zaśpiewa lub zadeklamuje wierszyk w gwarze wileńskiej” – wytłumaczył Lewicki.
Właśnie dzięki nastrojowym i nostalgicznym piosenkom o Wilnie i Wileńszczyźnie zespół polubili repatrianci, którzy po wojnie musieli opuścić rodzime strony. „Ubolewam, że czas robi swoje, ludzie odchodzą. Bardzo często w Polsce na koncertach siedzą już nie prawdziwi repatrianci z Wileńszczyzny, ale ich dzieci. Cieszy, że udało im się przekazać tę miłość. Chociaż bywały sytuacje, kiedy sala pęka w szwach i prowadzący pyta: czy ktoś jest z Wilna? I nikt nie podnosi ręki. Dziwne to jest, ale przyjemne” – podkreśla Zbigniew Sinkiewicz.
Rzym, Paryż, Moskwa
Na swym koncie Kapela Wileńska ma kilka tysięcy koncertów. Poza Litwą i Polską grali we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Rosji i na Węgrzech. „Trudno powiedzieć, gdzie jeszcze nie graliśmy. Naprawdę było tego dużo. 1 września zagramy na przykład w Sztokholmie” – poinformował Piotrowski.
Żaden z członków zespołu nie potrafił wymienić najbardziej udanego koncertu lub tego, który szczególnie utkwiłby w pamięci. Każdy występ na swój sposób był szczególny.
„Trudno wyróżnić jakiś jeden koncert. Bardzo ciekawy był koncert w Rzymie. Tam byli Włosi. I słowa piosenek oraz skecze Lewickiego były tłumaczone na język włoski. A trudno jest przetłumaczyć coś regionalnego. Więc była ciekawa sytuacja” – zaznaczył Gerard Latkowski.
Psy, dzieci, alkoholicy
W Polsce przed większymi imprezami Kapela Wileńska miała w zwyczaju, jak przystało na prawdziwy band uliczny i podwórkowy, zagrać na ulicy. I tam największą popularnością cieszyła się wśród „psów, dzieci i alkoholików”.
„To są najbardziej otwarci ludzie na sztukę i muzykę, ponieważ nie oceniają czy dobrze gramy, czy źle. Po prostu słyszą muzykę i cieszą się” – żartuje Piotrowski.
„Dzieci nie pamiętam, być może były w szkole. Psów i alkoholików pamiętam” – ripostuje Lewicki, ale generalnie zgadza się z kolegą: „Chyba tak się dzieje z kilku powodów, bo psy i alkoholicy mają dużo czasu, nie są zajęci intelektualnie, nie mają wielkich spraw na głowie i problemów do rozwiązania. Z drugiej strony ci pijacy są naprawdę wrażliwi, bo używając alkoholu uwrażliwiają swój system nerwowy. Są pod wpływem i w pierwszej kolejności reagują na nastroje. Bo Kapela Wileńska przede wszystkim przekazuje nastroje raz smutne, nostalgiczne, raz wesołe. Ludzie współcześni są zamknięci. Starają się uporządkować swoje emocje. Czasami starają się z nich nie korzystać lub chcą je schować, ponieważ przeszkadzają w życiu”.
Plany na płytę
Na swym koncie Kapela Wileńska ma dwie płyty oraz kilka kaset. „Opracowałem materiał na nową płytę Kapeli Wileńskiej i to czeka na realizację. I nawet nie tyle czeka na realizację, co na pomoc finansową. Chcieliśmy nagrać płytę jeszcze w tym roku z okazji jubileuszu, ale cały par poszedł na koncert na placu Ratuszowym. Niestety nagranie i praca w studiu sporo kosztuje. Wcześniej było prościej. Teraz wśród publiczności wyrosły wymagania. Wszyscy chcą, aby było precyzyjnie, idealnie, wylizane, wyczyszczone” – podzielił się z zw.lt Zbigniew Lewicki, dla którego granie w zespole jest pewnym obowiązkiem.
„Kapela ma wiele lat i w takim wieku czasami nie chce się już nic robić. Jednak jeśli nie będziemy działać to takie zjawisko zacznie zanikać. Kiedyś ktoś z dziennikarzy zadał nam pytanie, czy wy szykujecie jakiś narybek, jakąś młodzież, bo nie jesteście wieczni i kiedyś umrzecie? Bardzo cieszę się, że Romek Piotrowski, który jest kierownikiem zespołu, zaangażował dwóch młodych muzyków Krzysztofa i Daniela. Najstarszy członek Garniewicz w tym roku będzie miał 80 lat, a Daniel ma chyba 17. Więc na scenie będzie trzy czy cztery nawet pokolenia” – zaznaczył skrzypek zespołu.
Z okazji 30-lecia Kapeli Wileńskiej na placu Ratuszowym w Wilnie 15 sierpnia o godz. 15 odbędzie się II Festiwal Kapel Podwórkowych. Zagrają m.in. Kapela Warszawska im. Staśka Wielanka, Kapela Kombinatorzy z Budzynia, Kapela Lwowska Fala ze Lwowa, Litewska kapela ludowa. Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą.
Artykuł powstał w ramach projektu „Ludzie Znad Wilii”, który jest finansowany przez Departament Mniejszości Narodowych przy rządzie Litwy.