Iwona Chmielewska: Dzieci mają na co dzień brutalny świat

Gwiazda ilustracji, Iwona Chmielewska, opowiada o sobie samej, poskramianiu swego ego i codziennych przyjemnościach. Wyjątkowy wywiad z Iwona Chmielewską – gościem Instytutu Polskiego i Krainy Książki podczas Międzynarodowych Targów Książki w Wilnie w 2014 r.

Knygų šalis
Iwona Chmielewska: Dzieci mają na co dzień brutalny świat

Fot. Archiwum prywatne

Jak Pani wybiera temat książki, którą chciałaby zilustrować?

To jest trochę skomplikowane, bo ja głównie sama te teksty piszę, rzadko ilustruję cudze teksty. Jeśli jednak dostaję tekst, to potrafię go odrzucić kiedy mnie nudzi, mówi o jakichś błahostkach, zdarzyło mi się to ostatnio. Szkoda mi czasu. Lubię teksty nieoczywiste, w których jest dużo przestrzeni, gdzie mogę między słowami znaleźć miejsce dla swojej interpretacji, niekoniecznie zgodnej z zamysłem autora. Czasem autor jest bardzo zaskoczony obrazami czy koncepcją jaką proponuję do jego tekstu i musi się z nią oswoić. Nie szukam prostych dróg i właściwie piszę sobie w głowie drugi, inny tekst, który pokazuję obrazami. Tamten oryginalny tekst autora jest tylko pretekstem. Najbardziej lubię krótkie, poetyckie teksty obok których mogę zaszaleć ze swoją poezją wizualną. Nie wiem jak na Litwie, ale w Polsce nie mamy autorów, którzy piszą dobre teksty do picture booków. Autor musi wtedy pamiętać, by pisać krótko, w prosty sposób, nie stosować rozbudowanych opisów, które przecież można pokazać w obrazie. Autorzy chcą pisać „jak najlepiej”, a to nie zawsze sprawdza się w książkach picture book, które powinny zawierać krótkie, dobitne ale otwarte komentarze do obrazów.

Jak Pani przyjmuje świeżo wydaną książkę, jak się z nią oswaja?

Różnie, zależy od jej wagi. Kiedy dostałam świeżo wydrukowany „Pamiętnik Blumki”, właściwie tygodniami spałam z tą książką, musiała w nocy leżeć gdzieś blisko, ciągle ją dotykałam, wąchałam, miałam do niej nabożny stosunek. Kilka miesięcy po jej skończeniu nie mogłam dojść do siebie, byłam zupełnie wyjałowiona. Czułam się jak rekonwalescentka po ciężkiej chorobie, to może wydać się dziwne, przecież to tylko „książka dla dzieci”. Ale przy jej tworzeniu płakałam niemal codziennie, nie sypiałam całe doby, czułam niesamowity ciężar odpowiedzialności. Książka potem pomału zaczyna żyć swoim własnym życiem, podczas spotkań słucham jak różni ludzie różnie ją odbierają, jak mnie zaskakują swoimi interpretacjami. Cieszy mnie to, gdy książka jest ode mnie mądrzejsza, idzie w świat i pomału się z nią żegnam, jak z dzieckiem, które nieuchronnie nas opuszcza. Do niedawna nie mogłam nawet czytać opinii o moich książkach, ponieważ nie znam języka koreańskiego, ma to swoje dobre strony, nie muszę przejmować się krytyką, ale też nie docierają do mnie pochwały. To też dobrze działa na ego. Ostatnio, gdy moje książki wydawane są po polsku, mogę czytać na polskich forach internetowych, blogach jak moja nowa książka jest odbierana. Bo przecież ona już nie jest moja, ona należy do wszystkich tych, którzy chcą ją przyjąć. I wtedy mogę zająć się następną.

Jakie wartości powinny być najważniejsze dla twórców, wydawców i sprzedawców książek dla dzieci?

Mogę powiedzieć jakie są dla mnie najważniejsze, bo nie śmiałabym wytyczać jakichś standardów dla rynku książek.

Dla mnie najważniejsze jest poważne podejście do odbiorcy, dziecka czy dorosłego, ofiarowanie mu w ramach mojej książki swobody interpretacji, zaproszenie go do współtworzenia. Lubię gdy książka jest gościnna ale też mądra. Dzieci są nastawione na rozwój, chcą by im stawiano wyzwania, lubią zadawać pytania, nie chcą by je traktowano infantylnie. Ale książki o trudnych społecznie tematach czy książki poetyckie najczęściej nie są lubiane przez dorosłych, którzy nie mają czasu, wolą dać dziecku łatwostrawną, niegroźną, nie wywołującą trudnych pytań papkę. Oczywiście takie książki, kolorowe i nieskomplikowane też powinny być na dziecięcej półce. Ale najważniejsze jest, żeby nie przeważały, żeby dziecko miało do czynienia z różnymi estetykami, również żeby miało książki o walorach artystycznych, które pokazują jaki świat jest nieoczywisty. Marzę, żeby media dostrzegły wreszcie jak ważne są takie książki dla przyszłości społeczeństwa, dla jego kreatywności.

Czy zgadza się Pani z opinią, że dobrze wydana książka dla dzieci jest również interesująca i dla dorosłych?

Oczywiście, to podstawa mojego postrzegania książki. Zwykle tak konstruuję książki, by miały one różne „stopnie wtajemniczenia”, najprostszy, który interesuje małe dzieci ale też wyższy: zawierający metafory, symbole, które można odczytać dopiero gdy ma się już pewną wiedzę, a przede wszystkim doświadczenia. Wtedy taka książka łączy pokolenia, można przy niej rozmawiać, drążyć tematy, zaspokajać swoje potrzeby duchowe. Babcia zobaczy w niej coś innego niż wnuczek, który też znajdzie coś dla siebie. Mogą się od siebie nawzajem uczyć, poznawać się i szanować swoje punkty widzenia.

Na Targach Książki w Bolonii na koreańskim stoisku oglądała Pani książkę na temat zagłady zwierząt. Jak Pani uważa, czy powinniśmy pokazywać dzieciom brutalny świat?

Dzieci mają na co dzień brutalny świat, doznają upokorzeń od dorosłych, od rówieśników w przedszkolu, obserwują co się dzieje w mediach, grają w pełne przemocy gry, ale też przeżywają śmierć najbliższych lub mijają na spacerze nieżywego ptaszka. A czym jest np. „bezpieczna” i powszechnie akceptowana bajka „Czerwony kapturek” ? To brutalna opowieść o życiu, oszustwie, połączonym ze zjadaniem ludzi, rozcinaniem zwierzęciu brzucha itd. Współczesne, piękne, pełne prawdy, mądre książki oswajają dzieci ze światem, który nie jest zawsze dobry i szlachetny. Trzymając dzieci pod kloszem, unikając odpowiedzi na trudne pytania można je bardzo skrzywdzić.

Dlaczego dziecko ma nie wiedzieć, z czego zrobiona jest kiełbasa, którą lubi? Zaobserwowałam, że to dorośli bardziej boją się trudnych książek dla ich dzieci – dzieci odbierają je jako coś oczywistego. Kiedy mają mądrego, czułego dorosłego przewodnika, żadna książka jest im niestraszna. Najbardziej drastyczny temat jaki pamiętam, to książka dla dzieci o kobietach wykorzystywanych seksualnie przez armię japońską. Książka jest bardzo popularna w Korei – to książka non fiction w bardzo delikatny, metaforyczny sposób ujmująca ten temat. Książka pełna szacunku dla odbiorcy.

Kiedy stała się Pani znaną na świecie ilustratorką, czy wpłynęło to na postrzeganie przez Panią swojej tożsamości narodowej?

U mnie właściwie wszystko stoi trochę na głowie: moje książki zataczają koło, wracają do Polski, do Europy z Korei, są pisane po polsku, tłumaczone na koreański a potem np. z koreańskiego na hiszpański. Był moment, że czułam się koreańską autorką, z resztą wszystkie najważniejsze nagrody zdobyłam pod flagą koreańską. Nawet ostatnio w Bolonii spotkałam się z tym, że ludzie wiedzą , że wygrała książka koreańska, moje nazwisko jest dla cudzoziemców dziwne, więc myślą, że jestem Koreanką. Kiedy nikt w Polsce nie chciał wydawać moich książek, było mi rzeczywiście smutno, poza tym nie mogłam się cieszyć z sukcesu dla mojej ojczyzny. Teraz się to zmienia, polskie wydawnictwa kupują od Koreańczyków prawa do moich książek (przynajmniej nie trzeba ich tłumaczyć z powrotem na polski). Ostatnio, po raz pierwszy polskie wydawnictwo zamówiło u mnie książkę i jest ona od początku do końca polskim produktem, z którego jestem dumna.

Proszę wymienić nazwiska najlepszych polskich ilustratorów, które powinni znać sąsiedzi Litwini.

Ze starszej generacji: Bohdan Butenko, który jako jeden z pierwszych traktował książkę jako całość, jego rewolucyjne projekty sprzed kilkudziesięciu lat dalej zachwycają. Józef Wilkoń – malarz, zmysłowy kolorysta. I cała rzesza młodych grafików na czele z małżeństwem Mizielińskich, którzy obecnie podbijają świat. Chciałabym zwrócić uwagę na wspaniałą polską ilustratorkę, z którą się przyjaźnię, a nie każdy wie, że jest ona Polką. To Joanna Concejo, mieszkająca we Francji, której pracę podziwiam i jesteśmy sobie bliskie w interpretacji świata.

Jak to jest możliwe pogodzić życie w licznej rodzinie z pracą ilustratora, a nawet karierą?

Życie w licznej rodzinie jest dla mnie błogosławieństwem, bo mam pole do obserwacji zasad rządzących współżyciem między ludźmi. Rodzina dostarcza mądrości życiowych wtedy, kiedy się świadomie na ich odbiór nastawiamy. Twórcy książek jest to bardzo potrzebne: osiąganie równowagi miedzy radościami i smutkami, sukcesami i problemami, zdrowiem i chorobą. Poza tym ugotowanie codziennie obiadu, rozwieszenie sterty prania bardzo dobrze wpływa na umysł, nie pozwala odlecieć nie wiadomo gdzie, umacnia w realu, ratuje przed nadmiarem ego.

Jakie potrawy Pani lubi?

Lubie zupy! Zawiesiste, sycące… nieskromnie dodam, że potrafię i bardzo lubię gotować, karmić gości, rodzinę. Nikt nie ma prawa ode mnie wyjść głodny. Uważam, że jest to rodzaj dawania miłości.

Czym się Pani zajmuje, kiedy nie rysuje?

Myśleniem albo bezmyślnym patrzeniem w dal. Jestem też trochę uzależniona od internetu, niestety. Lubię dla relaksu oglądać w nim np. aukcje różnych dziwnych przedmiotów. Lubię odwiedzać sklepy z używaną odzieżą z zachodu, których mamy masę w Polsce. Znajduję w nich niesamowite skarby, z których potem powstają moje książki. Np. rolkę pięknej tapety za dwa złote, na której zrobiłam całą metaforyczną książkę o miesiączce „Królestwo dziewczynki”, albo stare nici na tekturowych szpulkach, z których zrobiłam postaci do innej książki. To takie moje polowania, nigdy nie wiem na co trafię i to mnie bardzo „kręci”. Lubię poddawać się przypadkowi.

Wilno. Jak Pani odbiera to miasto? Kiedy po raz pierwszy Pani je odwiedziła?

Odwiedziłam je rok temu, zimą, byłam w nim kilka krótkich mroźnych dni wypełnionych spotkaniami, więc nawet nie miałam czasu, by poczuć jego legendarne piękno. Wzruszają mnie zawiłe losy tego miasta, jego mieszkańców. Chodzę po Wilnie z pokorą.

Jakie książki z Pani ilustracjami zobaczymy podczas Wileńskich Targów Ksiażki?

Przywiozę wszystkie swoje książki, ponad dwadzieścia. Mogę je pokazać i mogę o nich opowiedzieć. Osoby zainteresowane będą mogły je kupić. Trochę się pochwalę – niedawno zaprojektowałam okładkę do książki „Jerycho w 1941 roku. Historie z wileńskiego getta”. Książkę tę ma wydać lirwskie wydawnictwo „Aukso žuvys“. Prezentacja tej książki odbędzie się podczas Targów.

Ogromnie się cieszę, że przyjadę do Wilna i dziękuję za zaproszenie. Poza spotkaniami z ludźmi i miastem cieszę się, że będę mogła kupić sobie wreszcie moje ulubione perfumy zaprojektowane przez Juozasa Statkevičiusa, które są w Polsce niedostępne. Na koniec zdradzę nieśmiało, że zapachy to moja druga, po książkach wielka pasja…

Iwona Chmielewska (ur. 1960) – jest ilustratorką i autorką książek dla dzieci i dorosłych. Ukończyła grafikę na Wydziale Sztuk Pięknych UMK. Mieszka i pracuje w Toruniu, gdzie prowadzi zajęcia z przedmiotu Książka autorska na Wydziale Sztuk Pięknych. Jej książki są wydawane w Japonii, Chinach, Meksyku, na Tajwanie, w Portugalii, Hiszpanii, w Niemczech, Polsce. Jednak najbardziej jej twórczość jest znana w Korei Południowej – w kraju, gdzie obecnie wydaje się najwięcej nowatorskich picture book‘ów (książek obrazkowych). W ciągu ostatnich dziesięciu lat wydano tu ponad dwadzieścia książek I. Chmielewskiej. Jest ona laureatką wielu nagród. Najważniejsze z nich to Złote Jabłko na Biennale Ilustracji w Bratysławie (2007) i ilustratorski Oskar, Bologna Ragazzi Award, w kategorii Non fiction (2011, 2013).
W dniach 20-23 lutego 2014 r. Iwona Chmielewska na zaproszenie Instytutu Polskiego w Wilnie weźmie udział w 15. Międzynarodowych Targach Książki.

PODCASTY I GALERIE